Fogo Unia Leszno stoi na skraju spadku z PGE Ekstraligi. Leszczyńskie "Byki" finalnie wygrały spotkanie z Betard Spartą Wrocław 47:43, lecz wciąż są na ostatnim miejscu w tabeli. Kapitan Unii, Janusz Kołodziej po spotkaniu mówił o ogromnym pechu "Byków".
Janusz Kołodziej, dla którego obecny sezon jest bardzo ciężki pod względem zdrowotnym pojechał fenomenalnie w niedzielnym meczu ze Spartą Wrocław. Lider Fogo Unii zdobył 14 punktów z bonusem w sześciu startach i poprowadził swoją drużynę do triumfu nad osłabionymi rywalami. Całe spotkanie przebiegało na korzyść Spartan, którym dopiero w końcówce leszczyńskie „Byki” wyszarpały 2 punkty do ligowej tabeli. Ta wygrana wciąż nie poprawia jednak sytuacji Unii Leszno.
Sytuacja nie jest ciekawa
Drużyna z Wielkopolski ciągle znajduję się na ostatnim miejscu w tabeli i muszą znaleźć punkty w meczach w Lublinie bądź spotkaniu domowym ze Stalą Gorzów. Wygranie jednego z tych dwóch meczy natomiast wciąż nie zapewni „Bykom” ekstraligowego bytu, ponieważ podopieczny Rafała Okoniewskiego w obecnej sytuacji muszą liczyć na potknięcia rywali. Po meczu na Stadionie im. Alfreda Smoczyka, lider Fogo Unii Leszno, Janusz Kołodziej przyznał, że po zawodach pojawiło się miejsce na uśmiech. Kapitan leszczyńskich „Byków” jednocześnie wspomniał o ogromnym pechu, który trapi drużynę na przestrzeni tegorocznej kampanii.
– Po zawodach było miejsce na uśmiech, bo była taka dramaturgia, że zwyczajnie po tym ostatnim biegu radość, że wygraliśmy była ogromna. Nie wiem, czy to widać, ale my robiliśmy wszystko, żeby dobrze szło, ale mamy takiego pecha. – przyznał lider leszczyńskich „Byków”.
– Gdyby nie ten deszcz, co prawda jego nie spadło dużo, ale pozmieniał dużo w tym torze i zupełnie wszystko było inaczej i znowu się męczyliśmy. – kontynuował Kołodziej. – To wszystko przez to, że mamy taki szpital w drużynie, że masakra. Damian [Ratajczak] wrócił pierwszy raz po kontuzji. Grzegorz Zengota praktycznie przyjechał na mecz prosto ze szpitala, bo po ostatnich zawodach on cały czas był w tym szpitalu. Ja znowu się cały czas męczę, bo jednak nie jest tak łatwo mi ze wszystkim. No i Andrzej Lebiediew, który mówi, że już go nie boli nic po kontuzji, ale ja widzę po nim, że to nie jest ten sam zawodnik. Idzie się z tym wszystkim naprawdę załamać i dlatego po ostatnim biegu była duża ulga. – mówił kapitan Fogo Unii.
Kołodziej wygrywa starty. Z resztą drużyny jest gorzej…
Dużym problemem od początku sezonu dla Fogo Unii Leszno są starty. Leszczynianie często zostają w blokach startowych nawet na swoich domowych spotkaniach i komplikuję sobie tym mecze. Nie inaczej było w spotkaniu ze Spartą Wrocław. Goście przyjechali dobrze spasowani na starcie i dzięki temu przez większość spotkania prowadzili oni na „Smoku”. Z czasem jednak gospodarze zaczęli znajdować optymalne ustawienia i zdołali wyrwać zwycięstwo podczas 12. kolejki PGE Ekstraligi.
Janusz Kołodziej od samego początku był idealnie dopasowany do leszczyńskiego toru. Lider Fogo Unii wspomniał, że to dzięki swoim dobrym startom zdobył tak okazałą liczbę punktów. Zapytaliśmy więc kapitana „Byków” dlaczego reszta drużyny z Wielkopolski tak tragicznie wyglądała w niedzielnym spotkaniu na startach.
– Nie wiem jak to jest u chłopaków, ale dla mnie jedynym wyjściem jest wygrywanie startów. Ja na trasie mam tylko trzymać motor i jechać do mety. Nie mogę gonić, tak jakbym chciał, bo tym bardziej muszę uważać, żeby nie upaść. Ten start przez to, że chcemy go idealnie wykonać to często nam się troszeczkę on zmienia. Wystarczy wybrać złe miejsce i już jest ten start zupełnie inny. W moim przypadku po prostu dobrze wybierałem te miejsca. Natomiast z ręką na sercu mówię, były to inne niż zawsze, niż na treningach, niż na innych meczach miejsca. Przekazałem to chłopakom, ale każdy to może inaczej odbierać, albo mieć inaczej dopasowany sprzęt. – zakończył Janusz Kołodziej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!