Krzysztof Buczkowski był jednym z liderów Stelmet Falubazu Zielona Góra podczas pierwszego meczu ćwierćfinałowego w Łodzi. Klub spod znaku Myszki Miki przegrał jednak 10 punktami i jest w dość skomplikowanej sytuacji przed rewanżem.
Zielonogórzanie przystępowali do dwumeczu jako faworyt i celem na pierwszą odsłonę w Łodzi był z pewnością jak najkorzystniejszy wynik w kontekście rewanżu. Goście dobrze zaczęli, ale z czasem łodzianie przejęli inicjatywę nad spotkaniem i wypracowali sobie wyraźną przewagę. W drugiej fazie meczu ciężar walki o punkty wziął Krzysztof Buczkowski.
Po meczu popularny „Buczek” przyznał jednak, że jeździł nerwowo i zgubił na trasie sporo punktów. – Druga połowa była lepsza, ale jak na mnie to trochę nerwowa. Popełniałem masę błędów i punkty przychodziły mi z trudnością. To trochę przez to, że brakuj mi świeżości. We wtorek Szwecja, a potem będzie trochę luzu – mówił po meczu w rozmowie z klubowymi mediami.
Spotkanie pierwotnie miało rozpocząć się o 14:00. Od rana tor na łódzkiej Moto Arenie przyjął jednak sporo opadów i rozegranie meczu stanęło pod znakiem zapytania. Ostatecznie mecz przesunięto na późny wieczór. – Trzeba powiedzieć, że tor był świetnie przygotowany, jak na ilość opadów jaką przyjął. Niełatwo było tylko czekać cały dzień, bo byliśmy w Łodzi od rana, ale warunki były takie same dla wszystkich. Po prostu byliśmy słabsi – podkreślił Buczkowski.
Falubaz wrócił do Zielonej Góry z 10-punktową stratą. Podczas rundy zasadniczej tor na W69 był jednak ogromnym atutem podopiecznych Tomasza Szymankiewicza i Marka Mroza, a wcześniej Piotra Żyto. Orzeł został wtedy w Zielonej Górze zupełnie rozbity, lecz play-off to nowe rozdanie. – Różnica jest duża, ale w rundzie zasadniczej potrafiliśmy pokazać, że to jest do odrobienia. Jedziemy dalej – zakończył Krzysztof Buczkowski.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!