Janusz Kołodziej powrócił w wielkim stylu na "Smoka". Kapitan Fogo Unii zdobył w pierwszej kolejce 13 punktów i poprowadził drużynę z Leszna do wygranej w meczu z Częstochową.
Przez długi okres czasu wciąż nie wiadome było, czy Janusz Kołodziej pojawi się na pierwszą kolejkę z Włókniarzem Częstochowa. Zawodnik parę dni przed meczem wyjechał na tor w celu określenia, czy może on wystąpić w spotkaniu. 9 kwietnia wielki kamień spadł z serca kibicom leszczyńskich „Byków”, gdy żużlowiec za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych poinformował, że wystąpi na inaugurację na stadionie im. Alfreda Smoczyka. Jak pokazał czas, była to dobra decyzja, bowiem „Koldi” zdobywając 13 punktów poprowadził Unię Leszno do zwycięstwa nad ekipą z Częstochowy.
Diagnoza była kiepska
Po meczu zapytaliśmy zawodnika jak zareagował na diagnozę oraz jak przebiegały te ostatnie intensywne dni dla Janusza Kołodzieja. 39-latek przyznał, iż poczuł przy upadku podczas sparingu ze Stalą Gorzów, że coś mu kolokwialnie mówiąc „strzeliło”. Wyznał także, że był to jego błąd własny i motocykl go zaskoczył. Zawodnik poinformował, że diagnoza była niepokojąca, ale bardzo wcześnie i intensywnie podjęto rehabilitację. Kołodziej jasno podkreślił natomiast, że udział w pierwszej kolejce nie spadł mu z nieba, tylko był to wynik pracy jaką wykonał on i sztab medyczny Unii Leszno.
– Przy upadku czułem, że coś „strzeliło”. To było niepokojące, bo naprawdę tam się dusiłem i nie było ciekawie. Natomiast to był mój błąd, źle kazałem ustawić sobie motocykl. Po prostu on był taki nie do opanowania. Mega mnie zaskoczył. Upadłem, „strzeliło” coś. Czułem po powrocie, bo nie mogłem odpowiedniej pozycji znaleźć, żeby dojechać do Leszna – tłumaczył lider Fogo Unii Leszno.
– Natomiast diagnoza była kiepska, ale na szczęście od razu określona racjonalnie, czyli tak jak było naprawdę. Od pierwszego dnia podjęliśmy rehabilitację i było widać, że się opłacało. To wyglądało tak, że rehabilitacja rano, popołudniu, później do spania i codziennie tak i święta i każdy dzień. Byłem praktycznie przywiązany do tych wszystkich urządzeń, do jedzenia, do wszystkiego co możesz zrobić, by było lepiej. To, że dzisiaj [piątek 12 kwietnia – dop. red.] pojechałem to nie spadło mi w nieba, tylko naprawdę dużo pracy wykonał nasz klubowy rehabilitant, Mateusz Leśniak i naprawdę bardzo mu dziękuję za to, że tak mnie postawił na nogi – zakończył Kołodziej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!