Są pewne pomysły władz żużla, które wracają do nas jak boomerang i są wałkowane co jakiś czas. Ten jeden boomerang trzeba połamać i zakopać.
We wtorek na łamach jednego z portali ukazała się informacja, że Ekstraliga Żużlowa rozważa wprowadzenie od przyszłego sezonu KSM. Pomysł, który znamy – przerabialiśmy to już. Na wszelkiego rodzaju grupach dyskusyjnych zawrzało, bo i zawrzeć musiało.
Skąd pomysł na powrót KSM? Troskliwe Ekstraliga i PZMot chcą zadbać o to, żeby kluby nie przechulały szybko ogromnej sumy, jaką dostaną za prawa do transmisji spotkań na kontrakty dla zawodników. Kwota jaką dostaną ekstraligowcy nie jest żadną tajemnicą, 6 milionów to kupa kasy. Zawodnik widzi to, idzie do swojego prezesa i mówi: – Masz więcej forsy teraz i to mnie się też więcej należy. Zgodziłem się przy pandemii na renegocjacje kontraktu, poszedłem wam na rękę, czas się odwdzięczyć. I będąc szczerym, ja się takiemu zawodnikowi bym nie dziwił. Oczywiście pod warunkiem granic rozsądku, a nie przykładowo żądania podwójnych stawek.
A teraz dlaczego pomysł z KSM wcale nie musi pomóc klubom w kontrolowaniu wydatków. Co się stało po wprowadzeniu przepisu o U24? Stawki zawodników typowanych na tę pozycję momentalnie poszybowały w górę. Bądź co bądź, rynek klasowych zawodników w tej kategorii nie jest zbyt szeroki. W naturalny sposób rynek wykreował cenę. To samo jest z pozycją juniora. Chcesz ściągnąć do siebie klasowego polskiego juniora to nie ma rady – płać i płacz. Wprowadzenie KSM zapewni nam to samo zjawisko. Zawodnicy z niskim KSM, pasujący komuś do składu zaczną mocno windować swoje oczekiwania finansowe wiedząc, że stają się pożądanym towarem na rynku transferowym.
Dojdzie do tego,że zamiast płacić dobrze najlepszym, będzie się płaciło dobrze słabym, pasującym do limitu KSM. To pierwsze jest chociaż uczciwe. Bo pojawią się w składach żużlowcy nie pasujący kompletnie poziomem sportowym do Ekstaligi, jakieś odgrzewane kotlety i dziwne wynalazki. Oni mają pasować do KSM i koniec. I jak się to ma do podnoszenia poziomu i prestiżu rozgrywek?
A wiecie co jeszcze pasuje jak wół do karety? Mówienie o dbaniu o klubowe finanse i wprowadzanie zmian z sezonu na sezon. Tak jak było z U24 tak teraz też mówi się o wprowadzeniu KSM już od przyszłego roku. I analogicznie zadaje sobie pytanie: co mają zrobić kluby mające zawodników na kontraktach kilkuletnich? Ekstraliga Żużlowe przychodzi z komunikatem: W trosce o wasze dobro przekreślamy wasze długofalowe plany rozwoju. Pewnie jeszcze liczy na brawa.
Co jeszcze będziemy zawdzięczać wprowadzaniu KSM? Udawane defekty i celowe wjeżdżanie w taśmę żeby sobie obniżyć KSM na przyszły rok. To jest to czego Ekstralidze brakowało, coś co warto pokazywać na ekranie telewizyjnym. I nie mówcie, że wcale tak nie będzie, bo żużlowcy to profesjonaliści. Tak będzie, bo już tak bywało, znamy to, widywaliśmy to i to jest pierwsza sprawa. Druga: no właśnie to są profesjonaliści i potrafią kalkulować. Mamy teraz wałkowany temat opon, wcześniej były tłumiki, mamy temat torów i przekładania meczów, mikroruchów na starcie, przerywania prawidłowych startów i do tego całego cyrku chcemy dołożyć cyrki ze zbijaniem KSM. Ja przepraszam ale ja chce mecze oglądać a nie cyrki.
A przecież można prościej kluby dyscyplinować i nieco realniej. Wprowadzić limit, że np. maksymalnie 20% rocznego budżetu można przeznaczyć na wynagrodzenia. Można określić stawkę maksymalną. Tak, kluby to będą obchodzić, ja wiem. W obchodzeniu przepisów jesteśmy świetni. Może ktoś powiedzieć, że sztuka dla sztuki ale czy to nie ma i tak więcej sensu niż ten cały KSM?
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!