Po zakończeniu quizu czołowi zawodnicy znaleźli chwilę, żeby odpowiedzieć na kilka pytań.
Co sądzisz o takiej formule quizu? Jak się odpowiada pod presją czasu i ze świadomością, że rywalizujesz „na żywo” z kilkudziesięcioma innymi osobami?
Grzegorz Drozd (1. miejsce): Formuła quizu jest bardzo dobra. Okoliczności dodają smaczku. Może kiedyś doczekamy się edycji na którymś sportowym kanale? W innych państwach, czy dyscyplinach, tego typu zabawy są bardzo popularne i biorą w nich udział największe autorytety. Najbardziej perfekcyjną formą jest oczywiście rywalizacja w jednym miejscu, bo w formule online istnieje możliwość, że przed komputerem współpracuje grupa osób. Z drugiej strony jest to tania forma rywalizacji, bo nie trzeba wychodzić z domu, a udział może wziąć każda osoba z dowolnego miejsca na naszej planecie.
Tomasz Santarek (2. miejsce): Taki quiz to super sprawa. Bardzo dobre jest to, że najpierw pojawia się samo pytanie, co wyrównuje szanse dla wolniej czytających. Trochę nerwów wprowadza możliwość więcej niż jednej dobrej odpowiedzi na pytanie. Ogólnie dla mnie super sprawa i taka ulepszona wersja ISQ, jeśli kojarzysz coś takiego przed laty.
Konrad J. Gaweł (3. miejsce): Rywalizacja mi nie przeszkadzała zupełnie. Skupiałem się, żeby jak najlepiej odpowiadać na pytania, aczkolwiek presja czasu jest utrudnieniem, bo czasem robi się dziura w mózgu i nie można z niej wyjść. Szkoda mi dwóch pytań, które całkiem zepsułem.
Dawid Franek (4. miejsce): Formuła quizu bardzo mi się podoba. Moim zdaniem o to chodzi, żeby było mało czasu na odpowiedź, bo to raczej wyklucza oszukiwanie i sprawdza rzeczywistą wiedzę.
Z odpowiedzią na które pytanie miałeś największy problem?
Grzegorz Drozd: Moja pomyłka o ilość srebrnych medali DMP wynikła z bardzo prostego powodu. Zarówno Stal Gorzów jak i Sparta Wrocław w dorobku mają sporo takich medali. W tak krótkim czasie nie jestem w stanie policzyć po kolei na przestrzeni lat końcowego dorobku dwóch drużyn. Nie bylem także pewien odpowiedzi na pytanie o żeńską drużynę żużlową. W czasach dirt-tracka kobiety uprawiały żużel w UK, a w tych czasach było wiele drobnych rozgrywek drużynowych. W Danii zaś udział dziewczynek w miniżużlu lub niższych ligach jest powszechny. Zdecydowałem się jednak na Danię i była to poprawna odpowiedź.
Tomasz Santarek: Wszystkie pytania były OK. Czym bardziej zamierzchłych czasów dotyczyły, tym dla mnie lepiej.
Konrad J. Gaweł: Najtrudniejsze to zdecydowanie o derby w Anglii. Nie miałem pojęcia jaka może być odpowiedź i było też dla mnie za mało czasu, żeby przeanalizować w głowie mapę Anglii. Niektóre pytania-zagadki też były trudniejsze, ale udało się wybrnąć.
Dawid Franek: Dużo pytań było trudnych. Najwięcej problemów sprawiło mi pytanie o derby w lidze brytyjskiej, ponieważ nie jestem entuzjastą tej ligi. Sporo problemów sprawiło mi również pytanie o to, kto nie był nigdy IM Szwecji. Najłatwiejsze dla mnie było pytanie o tor w Tampere. Mało problemów sprawiło mi również pytanie o pierwszą kobiecą drużynę.
Jakich trzech żużlowców najbardziej cenisz i dlaczego?
Grzegorz Drozd: Tego typu pytania są bardzo trudne. Ole Olsen, Ivan Mauger, Ove Fundin. Wszystkich cenię za to samo. Wszyscy musieli przejść bardzo trudną drogę. Fundin jako pierwszy przełamał angielsko-australijski monopol. Mauger po nieudanym pierwszym podejściu w Europie musiał zwinąć manatki i wrócić do Nowej Zelandii, ale nie poddał się, wrócił po pięciu latach i zdominował dyscyplinę. Zaś Olsen – podobnie jak Fundin – w pojedynkę musiał przebić się na torach brytyjskich. Dokonał tego i spopularyzował żużel w swoim kraju. Olsen nie miał finałów światowych u siebie. W każdym sezonie musiał przechodzić eliminacje na obcych torach.
Tomasz Santarek: Hans Nielsen – po prostu profesor . Leigh Adams – równy poziom przez lata i to w każdych zawodach. Damian Baliński – walczak jakich mało.
Konrad J. Gaweł: Powiem w zasadzie tylko o tych, których widziałem na torze. Trudno mi oceniać Maugera, Briggsa czy Fundina, bo ich nie widziałem. Na pierwszym miejscu zdecydowanie Tony Rickardsson. Pamiętam go ze startów w Unii Tarnów – perfekcjonista w każdym calu i jego atak, tzw. nożyce, to było coś pięknego. Na drugim Tomasz Gollob. Co tu dużo mówić – człowiek ciągnący polski żużel. Szkoda, że tylko raz był mistrzem świata, ale dużo czynników się na to złożyło. No i na trzecim Martin Vaculik. Może nie osiągnął jeszcze swojego szczytu, bo nie zdobył medalu IMŚ, jednak przypomina mi Rickardssona. Zresztą w 2008 roku miał nawet kombinezon wzorowany na ten Szweda. Poza tym Martin ma świetne podejście do kibiców.
Dawid Franek: Emil Sajfutdinow – cenię go za nieustępliwość na torze i walkę do końca. Janusz Kołodziej – cenię go za to, że zawsze jest filarem swoich drużyn, mimo że często jeździ jako doparowy. Taki jeździec w drużynie to prawdziwy skarb. Tai Woffinden – doceniam go za to, że praktycznie znikąd zdobył tytuł mistrza świata, a później dołożył kolejne. Na torze zachowuje się bardzo inteligentnie.
Jeszcze raz szczere gratulacje dla wszystkich uczestników, a w kolejnej żużlowej do edycji „Sportowego kozaka” widzimy się już w sobotę 16 maja. Szczegóły w stosownym czasie pojawią się w naszym serwisie oraz na naszym profilu na Facebooku.
źródło: LegendySportu.pl