W listopadowym okienku transferowym Stelmet Falubaz Zielona Góra zrobił co w jego mocy, by wzmocnić zespół. To się udało, a ekipa "Myszki Miki" może powalczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie.
Od lat w środowisku możemy usłyszeć, że prościej jest awansować do PGE Ekstraligi niż się w niej później utrzymać. Potwierdzały to także kolejne drużyny, które po wywalczeniu awansu rok później spadały z elity. Naprzeciw temu wyszedł jednak Stelmet Falubaz Zielona Góra, który zajął bezpieczne, szóste miejsce w ubiegłym sezonie. Apetyt zielonogórzan jest jednak mocniejszy, a kibicom marzy się powrót na chociażby podium, choć z pewnością najbardziej ucieszyłby ich złoty medal DMP. Na ten bowiem czekają od sezonu 2013, kiedy po odmowie udziału w rewanżu przez ekipę z Torunia arbiter przyznał walkower na ich korzyść.
Na stanowisko prezesa wrócił Adam Goliński, z którym zielonogórzanie świętowali także ostatni medal. Zaledwie chwilę później Falubaz ogłosił podpisanie przez Leona Madsena dwuletniego kontraktu. To jednak nie koniec ubiegłorocznych sukcesów „Myszki Miki”. Od dawna mówiono bowiem, że w przypadku przyznania licencji ebut.pl Stali Gorzów, to wypożyczony będzie Damian Ratajczak. Tak też się stało, a siła drużyny wzrosła o co najmniej kilkanaście procent. Wychowanek Unii Leszno nie dość, że ma już doświadczenie w PGE Ekstralidze, to stać go na bardzo dobre wyniki.
W przypadku Ratajczaka pojawia się jednak jeden spory znak zapytania. W maju ubiegłego roku złamał bowiem kość udową, gdzie ten uraz kontuzji leczy się przez 3-4 miesiące, a rehabilitacja trwa jeszcze dłużej. Wychowanek nie chciał jednak zostawić macierzystej drużyny w złej sytuacji i robił, co w jego mocy, by jak najszybciej wsiąść z powrotem na motocykl żużlowy. Wrócił w połowie lipca i wziął udział w trzech meczach Fogo Unii Leszno. To jednak na nic się zdało, a „Byki” i tak spadły do Metalkas 2. Ekstraligi, w związku z czym Damian Ratajczak, by rywalizować z najlepszymi, musiał znaleźć sobie nowy klub.
Zawodnik Falubazu wciąż odczuwa skutki upadku
Teraz jednak dotarły do nas nie najlepsze wieści z obozu zawodnika. Mimo że od momentu upadku minęło już ponad osiem miesięcy, to Ratajczak w dalszym ciągu odczuwa jej skutki. Tym samym blady strach pojawił się na twarzy kibiców Stelmet Falubazu, którzy oczekują od niego wysokich zdobyczy punktowych i w razie potrzeby zastąpienia na pozycji U24 Michała Curzytka. Zawodnik podkreśla jednak, że na ten moment nie odstaje w niczym pozostałym uczestnikom zgrupowania kadry.
– Czasem jeszcze czuję tę kontuzję. Na ostatniej przebieżce po treningu rowerowym czułem, że ta noga jest osłabiona, że potrzebuje więcej regeneracji. Jednak z niczym mi to nie przeszkadza, a w ćwiczeniach nie odstaję – powiedział dla portalu polskizuzel.pl.
Na Malcie zawodnicy nie są jednak na wakacjach, a wraz z Mariuszem Cieślińskim ciężko przygotowują się do nadchodzącego sezonu. W planie dnia mają dwie sesje treningowe, w czym jedna właśnie na wspomnianych przez Ratajczaka rowerach. Zawodnik cieszy się z takiej formy spędzania czasu, gdyż jak zaznacza, w trakcie zmagań zawodnicy często nie mają okazji do „normalnych” rozmów.
– Rano mamy rowery, a po południu trening ogólnorozwojowy. A poza tym obóz ma na celu integrację. W sezonie jest na to mało czasu. Czasem nie ma go nawet tyle, żeby z kimś wypić kawę i pogadać. Ja cenię sobie takie obozy – dodał.
Damian RatajczakAby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!