Tobiasz Musielak pojawił się jako gość w niedzielnym meczu MRGARDEN GKM-u Grudziądz z RM Solar Falubazem Zielona Góra. Leszczynianin zdobył jednak zaledwie 1 „oczko” w 3 startach, po czym został zmieniony przez Romana Lachbauma.
Zatrudnienie kolejnego „gościa” przez władze grudziądzkiego klubu miało załatać dziurę po bardzo słabych występach polskich seniorów. Zespół zasilił Krystian Pieszczek, który dowiózł pokaźne 10 punktów w meczu wyjazdowym w Rybniku, jednak niedzielny termin kolidował mu ze spotkaniem jego macierzystego klubu z Gdańska, który w takim przypadku ma pierwszeństwo. Wydawało się, że zespół z kujawsko-pomorskiego po spotkaniu za trzy punkty na Śląsku nabrał wiatru w żagle. Po cichu mówiono o powrocie do walki o play-off. Czy nie za szybka była reakcja z zatrudnieniem kolejnego gościa? Jak wspomniany zapis sprawdza się w praktyce? O tym rozmawialiśmy z żużlowymi ekspertami.
Grzegorz Drozd, ekspert naszego portalu, nie ma wątpliwości, że przyczyna decyzji o Tobiaszu Musielaku jest bardzo prosta. – Tobiasz czy inni goście są potrzebni GKM-owi z tego względu, że Przemysław Pawlicki i Krzysztof Buczkowski mają fatalny sezon, choć osobiście akurat uważam, że Grudziądz temu zawodnikowi nie pasuje. Dostawali wiele szans od trenera Kempińskiego. Ta instytucja gościa w tym konkretnym przypadku nie jest zrobiona zbyt pospiesznie. Przez siedem kolejek panowie jeździli i można powiedzieć, że te mecze zawalili. Szukają więc grudziądzanie okazji do zastąpienia gościem, zwłaszcza że jak widzimy, w tym sezonie można na tym całkiem sporo ugrać – mam na myśli tu np. Jacka Holdera – mówi komentator stacji Motowizja. Okazuje się, że finalnie Grzegorz Drozd miał rację – powyższa wypowiedź pochodzi z rozmowy przedmeczowej Grudziądza z Zieloną Górą, gdzie Musielak zdobył zaledwie 1 „oczko”.
Podobne zdanie ma Jacek Frątczak, były sternik drużyny z Torunia. – Grudziądzanie akurat w meczu z Falubazem nie mogli skorzystać z innego gościa, czyli Krystiana Pieszczka i to był podstawowy problem. Gdyby było inaczej, to nie byłoby takiej decyzji. Niewiele zmienia się, jeśli chodzi o szybkość i formę chłopaków – Polaków w Grudziądzu, w związku z tym nie ma się co dziwić, że przynajmniej jeśli chodzi o ten jeden mecz grudziądzanie chcieli się wzmocnić. Natomiast patrząc na kalendarz, nie wiem czy to nie będzie tylko i wyłącznie jeden występ. Kalendarz też się zmienia ze względu na pogodę, więc warto mieć po prostu wybór, tak jak Grudziądz ma np. między Tobiaszem a Krystianem. Mamy tutaj chłopaków już „najechanych”, są na krzywej wznoszącej, więc myślę, że grudziądzanie tutaj specjalnych rozterek nie mieli – zaczyna. Według eksperta sportowo jest po prostu jechać i walczyć do samego końca. – Warto skorzystać ze wszystkich możliwych narzędzi – mówi, mając na myśli instytucję gościa.
Co do samej formuły i wykorzystania tego zapisu, nasi rozmówcy mają nieco odmienne zdanie. Grzegorz Drozd widzi dużo wad. – Ja mam głęboką nadzieję, że instytucja gościa w takim formacie, w jakim jest w 2020, jest tylko na okoliczność koronawirusa i w przyszłym roku zostanie to wyraźnie poprawione i doprecyzowane. Powinni być wykorzystywani juniorzy, a nie taka „samowolka”, jaka jest w tym roku, bo widzę w tym rozwiązaniu więcej minusów niż plusów. Z plusów mamy rozwój zawodników, ale kosztem czegoś, a w tym przypadku kogoś, czyli zawodnika tej macierzystej drużyny, który nie zarabia i nie jeździ. Wszystko się sprowadza do tego, że ten rynek zawodników się kurczy i staje się coraz mniejszy i coraz bardziej hermetyczny. Nie idźmy tą drogą – twierdzi.
Z kolei Jacek Frątczak uważa, że to bardzo ożywiło polski żużel. – Dzięki temu mamy w zupełnie innym stylu prowadzony rynek transferowy. Przekonamy się za kilka miesięcy. Mamy kilku chłopaków, którzy jeżdżą dziś jako goście, a prawdopodobnie będą jeździć w podstawowych składach w PGE Ekstralidze w przyszłym roku, jestem o tym całkowicie przekonany. Dzięki temu mamy też wyrównane mecze. Proszę sobie wyobrazić co by było, gdyby dziś w drużynie Stali Gorzów nie było gości – np. Jacka Holdera. Mielibyśmy mecze do jednej bramki – wystarczy wyciągnąć 13–14 punktów tego chłopaka i mamy notoryczne porażki tego zespołu nawet na własnym torze. Natomiast jak każde rozwiązanie, potrzebuje to modyfikacji, zastosowania być może KSM-u w spójności z tym projektem. Organizacja jest ważniejsza od jednostki. Rynek transferowy jest bardzo ubogi. To nie jest wyjście do supermarketu i wybieranie sobie z półki różnych wariantów. To zawodnicy decydują o tym, gdzie jeżdżą, a barwy klubowe zmienia w tej chwili niewielu z nich. Dla klubów, które są budować konsekwentnie składy jeden sezon transferowy to może być za mało, żeby taki zespół zbudować. Dlatego ten status gościa – zawodnicy mogą mieć w trakcie sezonu problem czy to z formą, czy przypadkowo mieć pewne kłopoty w sezonie, a cała reszta – cały klub, cała organizacja na tym bardzo mocno cierpi. W paru przypadkach można by wykorzystać ten przepis i ratować sezon. To nie chodzi o to, żeby było uczciwie i sprawiedliwie. Chodzi o to, żeby było ciekawie – podsumowuje były szkoleniowiec drużyny z Zielonej Góry.
Jak widać zdania w kwestii tego, czy wprowadzona zmiana pomogła dyscyplinie są podzielone. Jednak eksperci i kibice w jednym są zgodni – przepisy należy doprecyzować. Być może fakt, że sprawdza się on np. w Anglii i dodaje kolorytu zawodom sprawi, że zagości w polskiej lidze na stałe, czy może wręcz przeciwnie – zniknie tak błyskawicznie, jak się pojawił. Na podsumowanie i ocenę pomysłu przyjdzie nam poczekać do końca tego wyjątkowego sezonu.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!