eWinner Apator Toruń w bardzo przekonujący sposób rozpoczął rozgrywki na zapleczu PGE Ekstraligi. O formie zespołu, awansie i ewentualnych przeszkodach na drodze ku niemu rozmawialiśmy z Tomaszem Chrzanowskim, byłym uczestnikiem cyklu Grand Prix i wychowankiem toruńskiego klubu.
Daria Jagodzka, speedwaynews.pl: Jak do tej pory dwie wysokie wygrane zarówno u siebie jak i na wyjeździe. Mówi się, że eWinner Apator Toruń wygrywa tak piorunująco, bo ma ekstraligowy zespół. Jednak trzej juniorzy z Torunia zebrali łącznie w Tarnowie tylko 3 „oczka”. Jak odniósłby się Pan do tego stwierdzenia?
Tomasz Chrzanowski, były żużlowiec: Na bieżąco zawodnicy poprzez instytucję gościa mają okazję dodatkowej rywalizacji. Nie było sparingów ani treningów. Mają okazję mierzyć się z zawodnikami z najwyższej klasy rozgrywkowej. Zespół jest ekstraligowy, ponieważ spadł z PGE Ekstraligi. Oprócz Jasona Doyle'a i Nielsa-Kristiana Iversena wszyscy zostali. Zobaczymy, co pokaże jeszcze formacja juniorska. Mam nadzieję na jakiś lwi pazur. Trzeba tutaj też myśleć o przyszłym roku.
– Igor Kopeć-Sobczyński kończy wiek juniora.
– Dokładnie tak. Ten bieg młodzieżowy np. jest do tyłu i później seniorzy muszą się martwić. Startowałem w takich zespołach, gdzie też były takie sytuacje i czasami ta piątka seniorów nie pociągnie tego wyniku, bo po prostu zabraknie.
– Czyli na formę zawodników takich jak Jack czy Chris Holder zbawienny wpływ mają występy jako gość? To rozjeżdżenie dało im przewagę?
– Piątka seniorów Apatora to doświadczeni zawodnicy. Nie trzeba im wiele żeby dojść do optymalnej formy.
– Porozmawiajmy o Adrianie Miedzińskim. Wydaje się on być gdzieś pomiędzy ligami, w których jeździ. Solidny w eWinner 1. Lidze, natomiast w PGE Ekstralidze występy różne – 0, 5+1 czy 7+1. Jak Pan ocenia jego dyspozycję?
– Nie mam bliższego kontaktu w tej chwili z Adrianem z racji tego, że mieszkam na Podkarpaciu od roku. Gdzieś jest pogrzebany jakiś problem, nie wiem dokładnie gdzie. Oglądałem jego występy w Ekstralidze i ta jazda nie jest taką jazdą, jakby mógł on sobie życzyć, jak z tych jego najlepszych sezonów. Widać, że trwają poszukiwania czy silnikowe, czy w kwestiach ustawień tych silników. Jednak w tych meczach dla Apatora zaskoczył formą i dobrymi punktami.
– Instytucja gościa to ryzyko nie tylko kontuzji, ale teraz również większych możliwości na złapanie wirusa. Przemysław Termiński żartował w mediach społecznościowych, że więcej nie wypuści swoich zawodników na mecze innej ligi niż ta właściwa dla Apatora.
– Zarazić możemy się na każdym kroku – w sklepie, w aptece, w autobusie miejskim. Sam po sobie wiem, że największą obawą było iść najzwyczajniej w świecie w skupiska ludzi. Wiadomo, że kij ma dwa końce. Dla chłopaków jest dobre to, że mają możliwość jechać, zarabiać i kręcić kółka. Z tego bierze się forma. Może już niekoniecznie zadowoleni są ci, którym zabierają oni miejsca w składzie. Zostało to jednak wprowadzone, ustalone i zapewne po sezonie zostanie podsumowane czy się sprawdziło.
– Czy jest jakiś zespół, który w Pana ocenie jest realnie stanąć na drodze do awansu Apatorowi?
– Pytanie czy jest zespół, który chce i którego na to stać by było startować w PGE Ekstralidze. Na przykładzie Rybnika widać, że ratuje ich fenomenalna forma Roberta Lamberta. Gdyby nawet dysponowali większym budżetem to nie oszukujmy się, ale nie było kogo zakontraktować , np. Greg Hancock zakończył karierę. Chodzi też o wymogi stadionowe – nie wszystkie kluby je spełniają. To też za czymś przemawia i daje do zastanowienia – czy jesteśmy tu, gdzie jesteśmy czy się pchamy gdzieś, gdzie sobie możemy nie poradzić. Często kluby mówią o składach, aspiracjach, a same siebie w tej Ekstralidze nie widzą. Sezon jest długi, przychodzą jeszcze mecze finałowe, a tam mogą być kompletnie inne wyniki. Podsumuję to tak – nie każdego stać na Ekstraligę pod względem logistycznym, organizacyjnym pomijając kadrę zespołu.
– Padają też głosy, że z tym składem, w takiej formie Apator biłby się o play-off w PGE Ekstralidze.
– Dzisiaj można gdybać. Jednym z liderów jest Jack Holder, który prezentuje się bardzo in plus, a nie zapominajmy, że jeszcze kilka miesięcy temu ten zawodnik jechał bieg, był odstawiany i to sprawiało, że był bezradny. Nie startuje liga angielska co powoduje, że pomaga to np. Lambertowi, bo jest wypoczęty, świeży, może dokładniej sprawdzić sprzęt czy potrenować. To samo może dotyczyć Jacka Holdera, który siedzi na miejscu w Toruniu, nie podróżuje. Być może zmiana menadżera miała wpływ mentalny, że czuje się on potrzebny. Sezon sezonowi nie jest równy. Spójrzmy chociażby na Krzysztofa Kasprzaka. Na jesień wygrał eliminacje Złotego Kasku w Gdańsku, a dziś nie może załapać się do składu. Pewnie pracował na wynik całą zimę, poszły inwestycje w silniki od danego tunera, a sezon nie wychodzi.
– Jeszcze na koniec świeża informacja, że przełożono derby pomiędzy Toruniem a Bydgoszczą na poniedziałki na 18:00. Kibice nie przyjęli tej wiadomości z entuzjazmem.
– Nie wiem dlaczego taki dzień i taka godzina, czy to jest podyktowane telewizją. Wszyscy byliby zadowoleni, gdyby to się odbyło w piątek wieczorem czy sobotę. Poniedziałki to zwariowane dni, każdy goni po weekendzie do pracy. Godzina 18 to jest jeszcze dobra godzina, ale dlaczego tak to jest to zupełnie nie wiem.
– Dziękuję serdecznie za rozmowę i poświęcony czas!
– Ja również dziękuję.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!