Wypadek Fredrika Lindgrena w półfinale turnieju SGP w Vojens sprawił, że żużlowe środowisko wstrzymało oddech. Szwed z ogromnym impetem uderzył w dmuchaną bandę bez kontroli nad motocyklem, ale jakimś cudem uniknął poważnych konsekwencji. W niedzielę poinformował, że skończyło się na potłuczeniach.
Kraska w półfinałowym wyścigu na torze w Vojens zmroziła krew w żyłach widzów wczorajszego turnieju FIM Speedway Grand Prix. Na wyjściu z drugiego łuku trzeciego okrążenia poderwało motocykl Mikkela Michelsena, a jadący z dziką kartą Duńczyk wpadł we Fredrika Lindgrena. Popularny „Fast Freddie” zupełnie stracił kontrolę nad motocyklem i od linii startowej aż do łuku jechał „owinięty” wokół kierownicy motocykla i z ogromną prędkością wpadł w początek dmuchanej bandy. Upadł również Michelsen.
Wszyscy zamarli, lecz po kilku chwilach Michelsen i Lindgren wstali z toru o własnych siłach. Zwłaszcza Szwed był bardzo mocno oszołomiony, ale na szczęście skończyło się na siniakach i potłuczeniach. – Wczoraj późnym wieczorem po wszystkich badaniach opuściłem szpital. Obyło się bez złamań, jestem tylko posiniaczony. Anioł stróż nade mną czuwał i jestem niesamowicie ucieszony tym, że uniknąłem poważnych kontuzji – napisał na swoim instagramowym profilu Fredrik Lindgren.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!