Piątkowy mecz pomiędzy Get Well Toruń z Fogo Unią Leszno zapisał się jako jedna z największych porażek odniesionych na Motoarenie. Poirytowani zawodnicy, rozwścieczeni kibice i kolejne przeprosiny Jacka Frątczaka.
„Jacek Frątczak jest dobrym menagerem Unii Leszno” – tak brutalne słowa można było usłyszeć z ust kibiców w trakcie meczu. Człowiek, który był upatrywany jako wielka nadzieja i szumnie przez niektórych nazywany „zbawcą Torunia”, dostał na swoją głowę wiadro pomyj. Krótka jest droga z nieba do piekła.
Niezrozumiałe decyzje z pewnością przyczyniły się do obarczenia Frątczaka winą. Jak choćby ta, aby w pierwszej fazie meczu zastąpić z automatu Iversena, Jackiem Holderem. Już przed meczem spekulowano, czy Iversen nie zostanie odsunięty od składu. Został jednak zastosowany manewr, który miał swoje logiczne podstawy aczkolwiek nie wypalił.
Przygotowanie nawierzchni również było sprawą dyskusyjną. Wsłuchując się w głos z trybuny, raz po raz można było usłyszeć, że na pierwszy rzut oka, tor jest miłą niespodzianką dla zawodników z Bykiem na kewlarze. Frątczak podczas konferencji prasowej tłumaczył, że tor został zbyt mocno polany wodą. Przemysław Termiński poprzez media społecznościowe chwalił tor za dobre przygotowanie. Jeśli ktoś czuje rozbieżność w tych wypowiedziach, to jest to uczucie zupełnie uzasadnione. Brak jednomyślności w sztabie drużyny wskazuje, że tego dnia „team spirit” został zamknięty w sejfie. I nie chodzi zupełnie o sławny sejf Witolda Skrzydlewskiego.
Należy zadać sobie podstawowe pytanie – czy całą winę ponosi Jacek Frątczak? Chcąc stanąć w jego obronie, na upartego można użyć argumentu, że przecież nie on siada na motocyklu. Jako sternik drużyny, jest jednak wystawiony na krytykę. W teorii w drużynie posiada klasowe nazwiska, choć jak się zwykło mówić – nazwiska same nie jadą. Problemu można upatrywać nie w piątkowym meczu, a w fazie tworzenia koncepcji na drużynę. To zbiór mocnych indywidualności. Należy liczyć się z tym, że wrzucając do jednej drużyny kilka petard, coś może wybuchnąć. Lub wręcz odwrotnie – skończyć się niewypałem. Momentami też można odnieść wrażenie, że ten skład nie był do końca przemyślany, opierał się na doborze potencjalnie chwytliwych nazwisk. I skoro były na to środki, należało kontraktować?
Jeśli w toruńskiej drużynie nic się nie zmieni, zostanie ona trzecim pretendentem do spadku. Kibice zapewne oczekują sukcesu a nie kolejnych przeprosin. Może przydałby się kilkudniowy obóz integracyjny dla drużyny?
Źródło: informacja własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!