Ekipa Marka Cieślaka do Tarnowa jechała po pełną pulę punktów, by cały czas dążyć do uniknięcia w play-offach drużyny z Leszna. Udało się zdobyć tylko jedno oczko za bonus, bowiem cały mecz forBET Włókniarz przegrał.
Do niedzielnego meczu w Tarnowie-Mościcach to forBET Włókniarz przystępował w roli faworyta, choć za gospodarzami mocno przemawiał atut własnego toru i nieobliczalność. Artur Mroczka z Peterem Kildemandem i Jakubem Jamrogiem na własnym torze bardzo dzielnie wspierają liderów – Nickiego Pedersena i Kennetha Bjerre i tak też było w niedzielę. Wynik 16:8 po pierwszej serii startów pokazał, że Marka Cieślaka czeka w parku maszyn sporo pracy. Na dodatek w piątym biegu stracił on jednego ze swoich liderów, wobec czego o zwycięstwo było już piekielnie ciężko. Liczyła się obrona bonusa, a tutaj goście mogli liczyć na fantastycznego Leona Madsena, który w pierwszym biegu uległ podwójnie Mroczce i Pedersenowi, a później pięciokrotnie mijał linię mety na pierwszym miejscu.
Częstochowianie zatem mogą mówić o niedosycie, zamiast trzech punktów mają tylko jeden. – Dokładnie, cieszymy się z tego bonusu, choć straciliśmy jednego z liderów. To na pewno pozostawiło na nas ślad i poniekąd ustawiło też spotkanie. Mam nadzieję, że z Fredką nie będzie tak źle, bowiem tak mówi się tutaj w parku maszyn (fatalny wypadek skończył się dla Lindgrena tylko zwichnięciem kciuka, o czym pisaliśmy TUTAJ). Indywidualnie to spotkanie nie było złe, ale nie było też rewelacyjne, ponieważ gdzieś całe zawody szukaliśmy i błądziliśmy z ustawieniami. Niby było okej, ale brakowało takiego tego „czegoś”, aby było super. Bardzo ciężkie zawody, bowiem wiadomo, że zarówno Unia jak i my, mamy o co walczyć. Można pogratulować ekipie z Tarnowa zwycięstwa, a nam pozostaje też się cieszyć, że Leon po tym upadku jest cały i dał radę jeszcze odjechać całe zawody, a mam nadzieję, że Fredrik też do nas szybko wróci. To są nasze najważniejsze kwestie i bonus zostaje w Częstochowie – powiedział po meczu Adrian Miedziński.
W ekipie Marka Cieślaka tylko dwójka zawodników pojechała równo – Leon Madsen, który po jedynce się przełożył i wygrywał wszystko oraz Tobiasz Musielak, który zainkasował zero, trzy kreski i zero. Pozostali potrafili wygrywać czy dowozić dwa oczka, ale i zera albo łapać defekty. Tak było w przypadku Miedińskiego, który raz wygrał, trzykrotnie był drugi oraz przyjeżdżał też do mety trzeci i czwarty. – Ja też zrobiłem niby dziesięć punktów, ale nie czułem się jakoś super na tym torze. Naprawdę wszystko musiało być wymęczone i nie jest to kwestia sprzętu, ale po prostu trafienia z dobrymi ustawieniami. A było dziś bardzo ciężko, przerobiłem bardzo wiele, a na ostatni wyścig po upadku trzeba było zmienić motocykl bo wykrzywiła się rama. Najważniejsze, że mnie się nic nie stało. Zatem jadąc w ostatnim biegu, z najlepszymi, z czwartego pola i na świeżym motocyklu to też ogromne wyzwanie.
Reprezentant forBET Włókniarza notował w Tarnowie-Mościcach zmienne występy, przeplatając te lepsze, słabszymi. Czy w tym roku coś zaskoczyło Miedzińskiego w Jaskółczym Gnieździe? – Nie byłem niczym zaskoczony, tor był przygotowany bardzo dobrze i nie ma się tutaj czego czepiać. Co roku są inne silniki, sprzęt, tutaj też jestem pierwszy raz w tym roku, nie miałem okazji wcześniej startować czy trenować, więc albo się trafi od razu albo trzeba szukać.
Po stracie Fredrika Lindgrena szanse na pełna pulę drastycznie spadły. Zatem czy padła z ust szkoleniowca informacja, by robić wszystko, aby minimum bonus wrócił do Częstochowy? – My nie potrzebujemy żadnych komend. Jesteśmy doświadczonymi zawodnikami i wiemy, o co jedziemy. Tworzenie dodatkowych emocji nie ma sensu, my wszyscy wiemy o co chodzi, nie musimy na siebie krzyczeć, a wystarczy, że się na siebie spojrzymy.
Wiele wskazuje na to, że biało-zieloni trafią na Fogo Unię Leszno w półfinale Drużynowych Mistrzostw Polski. Fanów z jednej strony ta informacja nieco smuci, bowiem może się okazać, że ekipa Piotra Barona wyeliminuje Lwy z walki o złoto. Z drugiej strony jeśli żużlowcy spod znaku Lwa mają pokazać klasę to czy w finale czy w półfinale, Unię pokonać trzeba. – Obiektywnie patrząc to Unia Leszno nie ma słabych punktów. Posiadają świetnych juniorów, piątkę bardzo dobrych seniorów, ale play-offy to jest zupełnie inne rozdanie. Różne rzeczy mogą się wydarzyć, więc co będzie, to będzie. Nie ma co tworzyć historii bez podstaw. Jeśli trafimy na ten zespół to będzie trzeba się skupić na tym, aby pojechać z nimi jak najlepsze spotkanie, a resztę przyniesie życie.
źródło: inf. własna
współpraca: Stanisław Wrona
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!