Do zawodów o tytuł mistrza Starego Kontynentu w lodowej odmianie speedwaya został już tylko tydzień. Z tej okazji prezentujemy Państwu wywiad, którego udzielił serwisowi speedwaynews.pl Michał Knapp.
Michał Knapp jako jedyny będzie reprezentował barwy "biało-czerwone" w Indywidualnych Mistrzostwach Europy w Tomaszowie Mazowieckim, które odbędą się już za tydzień – 13 grudnia. Serwis speedwaynews.pl objął medialnym patronatem polskiego "rodzynka" w stawce turnieju. Przedstawiamy dziś wywiad z tym jakże ambitnym zawodnikiem, który zdecydował się wystartować w tak ważnej imprezie po bardzo długiej, bo siedmioletniej już przerwie od ścigania na motocyklu. Bratanek ś.p. Grzegorza Knapp zdradza również kulisy, jakim kosztownym i wymagającym sportem jest ice racing. Zapraszamy do lektury!
Damian Kuczyński (speedwaynews.pl): To pierwszy start w zawodach od dobrych kilu lat. Ostatnie w pana wykonaniu miały miejsce w 2014 roku. Jakie emocje towarzyszą, wiedząc, że do turnieju o tak wysokiej randze z pana udziałem został już tylko tydzień?
Michał Knapp (reprezentant Polski w ice speedwayu): Na pewno towarzyszy temu jakiś stres, bo mistrzostwa Europy to impreza wysokiej rangi, wyżej jest tylko cykl Ice Speedway Gladiators, czyli mistrzostwa świata. Czuję trochę niepewności, czy wszystko zagra, jak należy, czy podołam kondycyjnie i czy sprzęt zadziała, jak powinien. Ale mam nadzieję, że zawody pójdą po mojej myśli i będę mógł czuć się po ich zakończeniu zadowolony.
– Przez pandemię koronawirusa minęło sporo czasu od pierwotnego terminu zawodów w Tomaszowie Mazowieckim. Czy dzięki tym dodatkowym kilku miesiącom zdołał pan jakoś bardziej przygotować się do startu?
– Przez pandemię skomplikowały się niestety sprawy z zakupem potrzebnych części, jednak silnik na dniach będę mieć gotowy na „tip-top”. Czegoś mi tam brakuje, ale mogę powiedzieć, że sprzętowo będę gotowy na 90% tego, co powinno być. Na pewno przydałoby się więcej opon. Podjąłem się wyzwania i jedną z nich „nakolcowałem” samemu. Muszę przyznać, że jest to niebywale trudne, ale najważniejsze, że udało się to zrobić. Chciałbym zaznaczyć, że jedna taka opona, którą zamawia się z już wbitymi kolcami, to wydatek rzędu 900 euro. Jest to kwota dla mnie bardzo duża dla mnie. Zwłaszcza, że mam niewielkie grono sponsorów.
– Dla niewtajemniczonych – taka opona starcza na jaki okres czasu? Wiemy, że w klasycznym żużlu opony trzeba zmieniać co chwilę.
– Nie jest to z pewnością tak, jak w normalnym żużlu, że trzeba co bieg zmienić stronę, a po drugim starcie wymienić już oponę. Tutaj starczają one na dłużej. Zużywają się w trochę inny sposób. Na łukach taka opona ma bardzo duże przeciążenia, kolce po jakimś czasie zaczynają się poddawać lodowej tafli i tak jakby się na niej kłaść. Wówczas włókna w oponie ulegają uszkodzeniu. Ale tak w skrócie, to po dwóch trzech turniejach taka opona nadaje się do wymiany.
Tak z bliska wygląda opona z nabitymi kolcami, gotowa do ścigania na lodzie (fot. Wojta Zavřel)
– Na pewno będzie brakować dopingu z trybun, bo z uwagi na obostrzenia wynikające z sytuacji pandemicznej, kibice nie obejrzą zawodów w hali, a jedynie będą mieć taką możliwość przed telewizorami. Zdarzyło się panu kiedyś ścigać w zawodach bez jakiejkolwiek publiczności?
– Na pewno brak kibiców będzie odczuwalny. Wsparcie z trybun jest bardzo motywujące. Nie jeździłem nigdy bez udziału żadnej publiki. Fakt, że w swojej karierze nie miałem może dużo tych zawodów, ale jednak na każdej z tych imprez obecni byli fani. Obecność publiczności jest ważna w każdym sporcie, tak jak na przykład w piłce nożnej, gdzie mówi się, że kibice to „dwunasty zawodnik”.
– Wiosną tomaszowski tor przeszedł testy. Próbował go m.in. Jan Klatovsky, słynny czeski rajder, który bardzo dobrze zaopiniował to miejsce. A czego pan się spodziewa po tym owalu?
– Sam owal będzie podobny, jak wszystkie pozostałe, które służą do łyżwiarstwa szybkiego. Na pewno będzie trudny, bo długie proste i ciasne łuki, to coś, co trudno pogodzić przy prędkościach, jakie się nabiera. Mam nadzieję, że będzie dobre ściganie. Porównując ten owal na przykład z sanockim, który dobrze wspominam, będzie chyba jeszcze ciekawiej. To jest jednak hala, zamknięty obiekt, wszystko będzie inaczej brzmiało. Nie będziemy również narażeni na żadne przeciwności pogodowe.
– Na naszym portalu zrobiliśmy sondę, którą umieszczaliśmy pod kilkoma artykułami. Największa grupa, która oddała głos, stawia, że wjedzie pan do czołowej ósemki. A jak pan widzi swoje szanse?
– Nie ukrywam, że taki scenariusz byłby dla mnie fantastyczny. Ale patrząc na obsadę tych zawodów, może być różnie. Jest wielu klasowych zawodników. Będę – wiadomo – celował w jak najwyższe miejsce, ale nie chcę nic mówić, niczego obiecywać, żeby nikogo nie rozczarować kibiców. Po tak długiej przerwie może być naprawdę różnie. Ja będę się cieszył z każdego zdobytego punktu.
– Kogo uznaje pan za faworyta tej imprezy?
– Myślę, że wśród faworytów znajdą się Rosjanie, o medale powalczy myślę także Franky Zorn. Będzie dużo dobrych nazwisk, ale nie chcę niczego wyrokować, ani nikomu odbierać szans.
– Odświeżmy nieco temat powrotu ice speedwaya do Polski. Po Sanoku to pierwszy raz, kiedy odbędą się jakiekolwiek zawody. Jak pan uważa, pójdzie to dalej w dobrą stronę, czy będzie to jednorazowa impreza? Od czego to może zależeć?
– Ja liczę, że to właśnie pomoże w rozwoju tej dyscypliny w naszym kraju i nabierze sporego wiatru w żagle. Mam nadzieję, że ludzie, oglądając ten turniej przed telewizorami przypomną sobie, jak to było, gdy jeździł ś.p. Grzegorz Knapp i znów zobaczą, jak widowiskowy to sport.
– Niedawno FIM przydzielił nominacje dla poszczególnych federacji na miejsca w eliminacjach do Ice Speedway Gladiators. Znalazło się tam miejsce dla reprezentanta Polski. Niestety zawody te już odwołano w związku z COVID. Można gdybać, ale czy jeśli doszłyby one do skutku, spróbowałby pan swoich sił?
– Decyzja, kto miałby tam wystąpić, należy do Polskiego Związku Motorowego. Powiem szczerze, że jak najbardziej chciałbym spróbować pojechać w eliminacjach do Ice Speedway Gladiators. Wszystko rozbija się o kwestie przygotowania tego sprzętu i przede wszystkim sprawy finansowe. Nie ma się co oszukiwać, to bardzo drogi sport. Jeżeli uzyskałbym wsparcie od sponsorów, by solidnie przygotować motocykle – swój oraz ten, który mam wypożyczony z PZM – jak najbardziej jestem za. Chcę jeździć i rozwijać się w tej dyscyplinie.
– Na koniec chciałbym zapytać – na czym według pana polega fenomen ice speedwaya? Można go przecież zacząć uprawiać w każdym wieku, bo Jak wiemy, startują w tej odmianie żużla nawet osoby po sześćdziesiątym roku życia.
– To bardzo trudne pytanie. Na pewno wiele zależy od samozaparcia samego zawodnika, bo żużel na lodzie jest bardzo ryzykownym i niebezpiecznym sportem. U nas rzeczywiście zdarza się, że ktoś zaczyna starty w dorosłym wieku, czego raczej nie uświadczysz w klasycznej odmianie żużla, bo tam nastolatkowie potrafią zdobywać medale na międzynarodowych imprezach. Na czym jednak polega tajemnica długowieczności żużlowców jeżdżących na lodzie – trudno mi naprawdę powiedzieć. Jestem jeszcze za młody.
Michał Knapp podczas finału Drużynowych Mistrzostw Świata w Togliatti w 2014 roku (fot. Siergiej Afanasjew)
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!