W ośmiu zespołach PGE Ekstraligi tylko dwóch zawodników nie doszło do nowego finansowego porozumienia. Wkrótce do poważnych negocjacji usiądą kluby eWinner 1. Ligi Żużlowej. Tam niezadowolonych żużlowców może być więcej.
Po ograniczeniach związanych z brakiem wpływu z biletów i finansowymi problemami wielu sponsorów zawodnicy eWinner 1. Ligi Żużlowej zarobią znacznie mniej. Regulaminowe maksymalne stawki to 60 tysięcy złotych na przygotowanie do sezonu oraz 1000 zł za każdy zdobyty punkt. Do tego może dojść mniejsza liczba spotkań – niepewne są losy fazy play-off oraz Lokomotivu Daugavpils.
W efekcie zarobki na drugoligowym froncie przestaną być radykalnie większe od tego, co żużlowcy mogą dostać w innych krajach, wzrosną natomiast wydatki. Już kilka tygodni temu tę kwestię poruszał Mikkel Bech. Duńczyk ze Zdunek Wybrzeża Gdańsk podkreślał, że dla niego zamieszkanie w Polsce oznaczałoby także rezygnację z dodatkowej, pozażużlowej pracy.
Niechętny do jazdy tylko w Polsce jest jego klubowy kolega, Jacob Thorssell. 27-latka bardziej ciągnie do szwedzkiej Dackarny Målilla. – Nie ma takiej opcji. Finansowo to się nie opłaca, musiałbym wynająć mieszkanie w Polsce i jechać tylko tam. Normalnie zarobki są nieco wyższe niż w Elitserien, ale przez koronawirusa obcięto je o połowę – powiedział Szwed w rozmowie z gazetą „Vimmerby Tidning”. Nie oznacza to, że żużlowiec całkowicie już porzucił myśli o startach w eWinner 1. Lidze Żużlowej. – Byłoby optymalnie, gdybyśmy sezon Elitserien zaczęli w lipcu, a Polska wydała nowe decyzje dotyczące ograniczeń. Moim celem jest jazda w obu krajach.
Thorssella najprawdopodobniej nie zobaczymy za to w Premiership, gdzie podpisał kontrakt z Wolverhampton Wolves. – Wydaje mi się, że tam jest daleko do jazdy. Nie sądzę, żeby liga ruszyła w tym roku. Wyspy zostały mocno uderzone przez koronawirusa, a ludzie nadal są w ścisłej kwarantannie. Do tego nie ma pewności, co stanie się z ruchem lotniczym. Ściganie w Anglii będzie problematyczne, jeśli same dojazdy będą zbyt drogie – tłumaczył Szwed.
Finansowe argumenty pierwszoligowych klubów są znacznie słabsze niż ekstraligowych. Tam także lista zawodników zagrożonych nieobecnością była bardzo długa. Z drugiej strony, do jazdy przekonał się chociażby Nicki Pedersen, który także głośno mówił, że starty w Polsce przestają mu się opłacać.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!