Speedrowerowy sezon w zasadzie nie wystartował, a sytuacja epidemiczna w Polsce już wymusiła jego przełożenie w czasie. Dla zawodników, którzy zimą budowali formę pod kątem wyjazdu na tor w marcu, na pewno nie jest to sprzyjająca sytuacja.
Więcej wolnego czasu to jednak więcej możliwości na obradowanie w temacie poprawy marketingowej jakości dyscypliny i przeprowadzanie dłuższych rozmów z działaczami i speedrowerzystami. W dzisiejszym wywiadzie porozmawialiśmy z osobą, która jeszcze nie tak dawno skupiała obydwie te funkcje. Jest nią oczywiście doświadczony Tomasz Włodarczyk. Reprezentant Lwów Avia Częstochowa podzielił się z nami spostrzeżeniami związanymi z uderzeniem koronawirusa w świat speedrowera oraz licznymi zmianami jakie w przerwie zimowej przeprowadził PFKS, aspiracjami swojej drużyny na najbliższy sezon i propozycjami poprawy kondycji tego sportu.
Borys Wojciechowski (speedwaynews.pl): Przyszło nam porozmawiać w dość trudnym czasie nie tylko dla speedrowera, ale również dla całego kraju i świata. Na początku zapytam może o twoje samopoczucie. Jak się czujesz i czy w związku z zaistniałą sytuacją trenujesz jakoś specjalnie w domu w celu podtrzymania formy?
Tomasz Włodarczyk (Lwy Avia Częstochowa): Zgadza się, czas jest dość niezwykły. Trudne chwile zapewne dopiero nadejdą, ale już mamy ich przedsmak. Ja póki co czuje się bardzo dobrze. Mimo „turbulencji” w codziennym działaniu nie widzę większych problemów w kontynuowaniu treningów, które prowadziliśmy przez całą zimę. Oczywiście, od kilku tygodni powinniśmy skupiać się przede wszystkim na treningach torowych i przygotowaniu do rozgrywek – czego nie robimy. Wszyscy jesteśmy natomiast w tej samej sytuacji. Gdy zagrożenie minie wrócimy na tor, wszyscy w tym samym czasie, chwilowo jednak trenujemy indywidualnie aby na ten powrót być gotowi. A mając już na myśli samego siebie – jest pozytywnie. Dużo ćwiczeń ogólnorozwojowych, mniej stresu, więcej odpoczynku. To była udana zima.
– Koronawirus storpedował rozpoczęcie sezonu w Polsce. Na pewno jesteś zawiedziony takim obrotem spraw. Na poprawę w tej chwili się nie zanosi. Jakie rozwiązanie zaproponowałbyś w przypadku, gdyby jazda była możliwa stosunkowo późno – w okolicach lipca-sierpnia, a kto wie, może nawet i później…
– Szczerze mówiąc opcja z wznowieniem rozgrywek w lipcu-sierpniu wydaje mi się bardzo optymistyczna. Będę zadowolony jeśli tak się stanie, niestety wszystko wskazuje na dłuższy okres bez jazdy. Obym się mylił. Gdyby jednak dane nam było wrócić na tor w „wakacje”, rozsądnym rozwiązaniem wydawałoby się zminimalizowanie ilości rozgrywek z zachowaniem rozegrania wszystkich imprez finałowych. Mam tu na myśli zmniejszenie liczby rund Pucharów Polski, rozgrywek młodzieżowych itd. Nad tematem zapewne trzeba przysiąść na dłużej, bo rozgrywek jest niemało, a i do CS Superligi mamy zgłoszonych dziewięć drużyn. Trzeba przemyśleć terminarz, jeśli na celu jest rozegranie ligi w konwencjonalny sposób. Można oczywiście spróbować rozgrywania dwóch spotkań na własnym obiekcie podczas jednego dnia w celu zaoszczędzenia terminów. Moim zdaniem Federacja powinna opracować scenariusze A,B,C, które będą wprowadzane w zależności od tego kiedy zakończy się walka z wirusem. Musimy mieć na uwadze również kondycję finansową klubów. Urzędy dofinansowujące ośrodki sportowe już rozsyłają informacje aby kluby nie rozdysponowywały środków, które otrzymały w tym roku w dotacjach. Decyzje władz będą miały w tym roku ogromny wpływ na naszą dyscyplinę.
– Przyjmijmy jednak pozytywny scenariusz – zawodnicy szybko powrócą do ścigania i uda się odjechać parę pełnych imprez, w tym najważniejsze rozgrywki ligowe. Na co liczy w tym roku Tomasz Włodarczyk i czego można się spodziewać po jego zespole, a więc częstochowskich Lwach?
– O to na co liczą Lwy trzeba zapytać Trenera Pokorskiego. Z mojej perspektywy drużyna wygląda racjonalnie dobrze. Młodzież z każdym rokiem podnosi swoje umiejętności i wierzę, że już w tym sezonie będą dokładali solidne punkty do wyniku w meczach. O skład seniorów nie mogę się martwić: Szymański, Jamroszczyk, Paruzel. Do tego zmiennicy Ordon, Złotnicki, Włodarczyk i młodzieżowcy Natoński oraz Mlek. Wygląda na to, że nawet w przypadku sporych kontuzji na każdej pozycji jest jakaś alternatywa, a nawet kilka alternatyw. Jeśli mam przedstawić swój typ teraz to Lwy zdobędą medal. Oczywiście jest to opinia bazująca tylko i wyłącznie na obserwacjach. Nie wiemy do końca co się dzieje w innych klubach, jakie podejście do treningów i składu wewnątrz nich panuje. Może Lwy będą walczyły o złoto, a może zajmą miejsce w końcowej części tabeli.
– A jak oceniasz siłę rażenia pozostałych ekip?
– Prawdę mówiąc nie przyglądałem się wnikliwie w to jakie zmiany zachodzą w pozostałych zespołach. Moja wiedza na chwilę obecną opiera się na plotkach z końca poprzedniego sezonu, czyli: Bartek Grabowski rozstaje się ze speedrowerem, Szymon Kowalczyk robi sobie rok przerwy podobnie jak Marcel Krzykowski. Paweł Cegielski wraca do TSŻ Toruń. Jeśli to wszystko prawda – znacznie mocniejszy niż w minionym roku będzie klub z Grodu Kopernika. Szawer ma sporo dobrych zawodników więc strata „Grabo” nie powinna tam wiele zmienić. Najwięcej dzieje się w Świętochłowicach, ale prawda jest taka że tam też jest solidna trójka i kilku „zamienników”, więc siła zespołu prawdopodobnie utrzyma się na najwyższym poziomie.
– Batalia o Drużynowe Mistrzostwo Polski zmieniła swój wygląd. Zmianie ulegnie schemat rozgrywania spotkań. Jesteś zwolennikiem czy przeciwnikiem rewolucji?
– Nie wiem czy forma jest dobra. Nikt nie wie. Dowiemy się za rok, dwa lub trzy. Popieram natomiast wprowadzone zmiany. Jesteśmy w sytuacji, w której od kilku lat liczba klubów w Polsce jest na tym samym poziomie. Sport ten się nie rozwija. Decyzje władz w takim przypadku muszą być odważne. Niezależnie od tego czy forma rozgrywania meczów i budowania składów się przyjmie, decyzje PFKS dały zastrzyk nadziei na lepsze jutro. Wystarczy spojrzeć na liczbę klubów zgłoszonych do Superligi. Tylu klubów w najwyższej klasie rozgrywkowej nie było od lat…
– Od tego sezonu finały Indywidualnych Mistrzostw Polski wraz z zawodami poprzedzającymi tj. półfinały i eliminacje ograniczą się do weekendowej imprezy. W tym przypadku mamy do czynienia z próbą stworzenia czegoś, co od lat sprawdza się w Wielkiej Brytanii. Według ciebie to dobry pomysł?
– Według mnie bardzo dobry. Widzę tutaj sporo plusów na wielu płaszczyznach. Z perspektywy samej rywalizacji – mamy tu wszystkich najlepszych zawodników skupionych w jednym miejscu. Łatwiej wygospodarować jeden wolny weekend niż kilka na eliminacje. Za tym idzie aspekt sportowy – poziom będzie zdecydowanie wyższy niż w finale, który poprzedzały eliminacje w różnych terminach. Wczesne fazy eliminacji najczęściej były „wymuszonymi” imprezami, bez elementu rywalizacji, bez kibiców i jakiejkolwiek atrakcyjności. Nowa forma jest również ekonomicznie uzasadniona – grupa zawodników z klubu może pojechać na zawody razem, jednorazowo. To oszczędność finansów i terminów. Na koniec aspekt promocyjny – zdecydowanie łatwiej wypromować i zorganizować imprezę która ma miejsce w obrębie jednego klubu lub miejsca, na której pojawi się cała krajowa elita.
– Nie wszyscy może wiedzą, ale poza byciem czynnym zawodnikiem jeszcze przed dwoma laty widniałeś w zarządzie Polskiej Federacji Klubów Speedrowerowych jako jeden z jego członków na pozycji specjalisty ds. marketingu. Czym właściwie zajmowałeś się na tym stanowisku?
– Zgadza się, przez wiele lat angażowałem się w pracę Federacji. Wspomniane stanowisko w dużym uogólnieniu ma na celu promowanie speedrowera.
– Powiedz proszę, jakie konkretne zadania wiązały się z wykonywaniem przez ciebie tej funkcji?
– Listy konkretnych zadań nigdy nie było. Nie wiem czy teraz jest inaczej. Trzeba zrozumieć że zarząd PFKS jest władzą w niszowym sporcie amatorskim. Federacja jest stowarzyszeniem, a nie związkiem sportowym. To krótko mówiąc oznacza, że zarząd nie może sobie pozwolić na zatrudnienie doświadczonych ekspertów, którzy zrealizują postawione im cele. Ponieważ zarząd nie jest duży, najczęściej dyskusje odbywają się wliczając wszystkich członków tej grupy. Wracając jednak do sedna pytania, ogół czynności zawsze skoncentrowany był wokół doprowadzenia dyscypliny do formy, która będzie atrakcyjna dla potencjalnych sponsorów. A to temat bardzo złożony, odnośnie którego można napisać cykl artykułów.
– Ciekawa teza, może nawet ruszyłbyś z takim autorskim cyklem na stronie naszego portalu? (śmiech) Wracając już całkiem poważnie do naszej rozmowy – jak uważasz, co z marketingowego punktu widzenia należałoby zrobić, aby speedrower stał się sportem popularniejszym? Masz jakieś ciekawe pomysły?
– Pomysłów mam sporo, ale nijak się one mają do tego co jesteśmy w stanie zrealizować jako stowarzyszenie. Historia pokazuje nam, że projekty które miały duże szanse powodzenia w kontekście promocyjnym, okazywały się klapą lub nawet nie zostały wprowadzone z różnych względów. Uważam że należy zacząć od opracowania strategii promocji, czyli planu konsekwentnych działań, które w ustalonym okresie czasu przyniosą efekty. Ponieważ nikt z nas w przeszłości nie dysponował taką ilością czasu aby się w tym temacie dokształcać czy opracowywać plany, nigdy nie wprowadzono czegoś takiego jak strategia. Co kilka lat trafiały się jednostki, które „zrywem” chęci starały się pobudzić środowisko do działania, jednak bez konsekwencji i dążenia do wspólnego celu nie uda się poprawić kondycji dyscypliny. Batman nas nie ocali. Polski speedrower to nie Gotham. Strategii można napisać dziesięć albo i więcej. Jedna będzie lepsza od drugiej. Nic to jednak nie znaczy, jeśli nie będziemy ich wcielać w życie z żelazną konsekwencją. Bez niej każda strategia będzie jak większość postanowień noworocznych – aktualna przez dwa tygodnie… Tymczasem kluby działają po swojemu. Jednym idzie lepiej, innym gorzej. Tak czy inaczej nikt nie wie, w którą stronę idziemy. Kluby, które radzą sobie dobrze nie dzielą się wiedzą z nowymi. Małe kluby ledwo wiążą koniec z końcem, najczęściej opierając się na jednej zaangażowanej osobie… Wypadałoby opracować wytyczne, swoistą „instrukcję obsługi” klubu. Brzmi to śmiesznie, ale działa w wielu sportach profesjonalnych, gdzie dotarcie do tego jak i co robić jest znacznie łatwiejsze. Tymczasem u nas nie dość, że zdobycie wiedzy o sporcie nie znajduje się na pierwszej stronie google.com, to sami nie pomagamy w rozprzestrzenianiu tej wiedzy. To musimy zmienić w pierwszej kolejności. Bez pokazania nowym „jak?” nie będziemy się rozwijać. A jeśli nie będziemy zwiększać liczby zawodników, klubów, rozgrywek, nie wzrośnie popularność, nie przyjdą sponsorzy. Poza drobnymi wyjątkami nie widzę potencjału reklamowego w polskim speedrowerze.
– Jako były specjalista z działu marketingu na pewno jesteś jednak w stanie znaleźć choćby jeden pozytyw w polskim speedrowerze. Są jakieś kluby, może pojedynczy zawodnicy, którzy brną w dobrym kierunku w kontekście rozwoju dyscypliny przykładowo poprzez social media? Nie da się ukryć, że dziś są one głównym źródłem reklamy…
– Pozytywów w polskim speedrowerze jest mnóstwo! Sam fakt, że powstał i nadal istnieje a każdy z nas ma frajdę z uprawiania tej dyscypliny, jest niesamowity. Jak inaczej niektórzy z nas spędziliby w tym środowisku 20-25 lat? Kochamy to. Walczymy o trofea, o punkty na mecie, o miejsce w składzie, o lepszą pozycję w wyścigu na treningach… Spotykamy się, żeby razem ćwiczyć, pojechać na zawody, spotkać znajomych, rywali z innych klubów, krajów. Często największe przyjaźnie nawiązują się wśród największych sportowych rywali, bardzo często! Speedrower jest wspaniałym sportem i nie wyobrażam sobie zamiany go na coś innego. Z kolei w temacie promocji, reklamy i social media to nie ukrywam, że mamy sporo do zrobienia. Cieszy mnie, że znajdują się osoby które mają zapał i chcą zmiany na lepsze, rozgłosu, promocji. Ja w tych przypadkach zawsze jestem za.
– Poruszony został temat promocji speedrowera. W ostatnim czasie dużej zmianie uległ nie tylko wewnętrzny kształt ligowych rozgrywek, ale również sama ich nazwa. Od około miesiąca brzmi ona CS Superliga z hasłem przewodnim „Nowa jakość speedrowera”. Wraz z nadaniem rozgrywkom tytułu ruszył prężnie rozwijający się fanpage na Facebooku, ale również profile na Instagramie i YouTube. Wszystko to ma na celu zwrócenie uwagi potencjalnego kibica. Jak oceniasz ten projekt i dlaczego nie jesteś w niego zaangażowany?
– Patrzę na to bardzo pozytywnie. Ujednolicenie nazwy i stworzenie kanałów dystrybucji informacji może przynieść wyłącznie pozytywne skutki, oczywiście jeśli nie będą celowo publikowane negatywne treści. Jestem przekonany, że za ustaloną nazwą kryją się konkretne przemyślenia, a nie nieuzasadniona wena autorska i tendencja promocyjna utrzyma się kilka lat. To pozwoli budować grunt pod przyszły rozwój dyscypliny i zdobywania sponsorów. A co do mojego braku zaangażowania w projekt – nie jest to moja inicjatywa, jestem poza kręgiem zainteresowanych. To tak jakby zapytać mnie dlaczego nie biorę udziału w tworzeniu nowego modelu Tesli.
– Może z twoim doświadczeniem byłbyś w stanie mocno pomóc inicjatorom CS Superligi przy wszelkiego rodzaju reklamie speedrowera?
– Możliwe. Jednak aby reklamować produkt, należy ten produkt mieć. Czy to liga, impreza, klub albo zawodnik, należy mieć świadomość co się sprzedaje. Póki co, poza drobnymi wyjątkami, polski speedrower nie ma „produktu”, który można by sprzedać. Co więcej – nie będzie go miał bez strategii działania.
– Jesteś częstym gościem w Wielkiej Brytanii, gdzie startujesz w barwach Astley&Tyldesley. Jak porównałbyś speedrower polski do brytyjskiego i gdzie dostrzegasz różnice? W jakich aspektach Polacy powinni się wzorować na Wyspiarzach i na odwrót?
– Podstawową różnicą jest to, że tamtejszy speedrower jest umocowany w strukturach British Cycling, czyli związku kolarskiego. W Polsce PFKS musi sobie radzić sama. Nie twierdzę że to źle, wszystko ma swoje plusy i minusy, jest po prostu inaczej. Co do aspektów w jakich można się wzorować na Brytyjczykach… Przede wszystkim organizacje klubowe są zdecydowanie lepiej poukładane niż w naszym kraju. Wiele klubów działa w sposób pół-profesjonalny mając wyznaczone i obsadzone stanowiska zapewniające stabilne działanie. Bo mimo niskiego finansowania w amatorskim sporcie, czy jakiejkolwiek organizacji, małej lub dużej, potrzebna jest struktura. W Polsce większość klubów działa w sposób kompletnie chaotyczny, nawet te największe i utytułowane. Najczęściej 99% spraw trafia do jednej i tej samej osoby, niezależnie czy to tematy zawodnicze, finansowe, organizacyjne czy jeszcze inne. Kręgosłupy w klubach mamy bardzo słabe, aż dziw bierze że tyle czasu działamy i utrzymujemy sie na powierzchni.
– Przez wiele lat utrzymywałeś się w ścisłym topie najlepszych polskich zawodników. Nie raz znalazłeś się w kadrze reprezentacji kraju, zajmowałeś wysokie miejsca podczas międzynarodowych finałów. Zawsze jednak brakowało tej przysłowiowej „kropki nad i”. W tym roku skończysz 38 lat, a poważniejszych osiągnięć indywidualnych nadal brak. Mistrzostwa Świata w Australii, jeśli oczywiście się odbędą, będą idealną okazją do poprawy dorobku. Wcześniej jednak wspomniany weekendowy czempionat krajowy. Celujesz w medale poprzez jakieś specjalne przygotowania brnące ku zbudowaniu życiowej formy?
– Nie. Speedrower jest dla mnie świetną formą rozrywki, ale nie jest najważniejszy. Lubię trenować dla poprawy zdrowia i samopoczucia, nie tylko ze względu na samą dyscyplinę, choć przyznam że przez lata była sporym motywatorem. Nic się jednak nie stanie, jeśli nie będę stawał na podium. I tak mam z niego mnóstwo frajdy.
– I tym pozytywnym akcentem zakończymy naszą rozmowę. Dziękuję za wyczerpującą rozmowę Tomek. Dużo zdrowia i oby jak najszybciej do zobaczenia na speedrowerowych torach.
– Dziękuję.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!