Jeśli przyjąć to co mówi papier to w tym roku finał PGE Ekstraligi rozegrany zostać powinien między Fogo Unią Leszno, a Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Pod Jasną Górą nie ukrywają, że chcieliby zameldować się znów w finale.
Włókniarz Częstochowa w swojej historii wywalczył trzynaście medali: cztery złote (1959, 1974, 1996, 2003), trzy srebrne (1975, 1976, 2006) oraz sześć brązowych (1977, 1978, 2004, 2005, 2009, 2019). Wszyscy oczekują, że kolejny sezon będzie owocny w czternastą zdobycz, a apetyty rosną w miarę jedzenia. Przypomnijmy, że najlepsza liga świata wróciła o Częstochowy w 2017 roku, a biało-zieloni zajęli wówczas piąte miejsce. Rok później była już czwarta pozycja i do medalu zabrakło niewiele. Ten udało się zdobyć w ostatnich miesiącach, gdy w dwumeczu o trzecią pozycję w PGE Ekstralidze podopieczni Marka Cieślaka pokonali zielonogórski Falubaz.
Na papierze wszyscy wskazują Eltrox Włókniarz jako najpoważniejszego kandydata do detronizacji Fogo Unii Leszno z najwyższego stopnia podium. Pomóc w tym ma m.in. wypożyczony z Apatora Toruń – Jason Doyle, który zastąpi Mateja Žagara. Oprócz tego o sile zespołu stanowić będą jeszcze dwie skandynawskie petardy. – Wszyscy mają swoje prywatne ambicje i chcą jechać jak najlepiej. W rozgrywkach ligowych Leon będzie startował tylko w Polsce. Fredrik również zrezygnował ze startów w swojej ojczyźnie, a i Jason chce się wykazać w naszym zespole – mówi Marek Cieślak.
Doświadczony szkoleniowiec nie może narzekać na brak sukcesów, zarówno w całej swojej karierze, ale i w trakcie pracy we Włókniarzu. Odbierał złote medale jako zawodnik i jako trener. Jaki jest cel minimum na nadchodzące rozgrywki? – Nigdy nie lubię zakładać. Chcę, aby drużyna się zgrała, a wynik przyjdzie sam. To nie jest tak, że „robimy to i to”. To nie kopanie rowów, że dziś wykopiemy pięćdziesiąt metrów i fajrant. Musimy dopracować m.in. warunki torowe, by mieć większy atut własnego toru, a z obecnymi regulaminami nie do końca da się to zaplanować, bo przyjedzie Komisarz Toru i zrobi nam przewrót.
Na przedsezonowej prezentacji drużyny przed startem rozgrywek w 2019 roku, prezydent miasta Częstochowa – Krzysztof Matyjaszczyk przepowiadał zdobycz medalową właśnie z brązowego kruszcu. Zapytany, o to jak będzie w tym roku, odpowiada: – Trzymam kciuki, że ten najbliższy, ale i kolejne sezony przyniosą nam wiele emocji, które będą potwierdzone medalami. Jakimi? Wszyscy wiemy, ale trzymamy kciuki, aby były to złote medale. Przyjmę jednak oba wyniki. Może być srebro, ale wolałbym złoto.
Wielu zastanawia się czy posiadanie trójki zawodników w cyklu FIM Speedway Grand Prix będzie kluczem do sukcesu czy wręcz przeciwnie, do totalnej porażki. Z jednej strony jest to na pewno dla klubu spore wyróżnienie, że trzech zawodników pojedzie o medale mistrzostw świata. Z drugiej jednak to spore zmartwienie i więcej nerwów dla działaczy czy trenera. – Mamy drużynę w której czuję chemię. Wszyscy zawodnicy ze mną już współpracowali – we Włókniarzu, w reprezentacji Polski albo tez innym klubie. Są kolegami, choć niektórzy ze sobą rywalizują jak np. w cyklu Speedway Grand Prix, gdzie będzie startowała trója naszych zawodników. Tam będą z pewnością starali się urwać jak najlepszy dla siebie wynik indywidualnie.
Oprócz Jasona Doyle'a nową-starą twarzą we Włókniarzu jest Rune Holta, który po raz kolejny powrócił do biało-zielonych. Teoretycznie w porównaniu z ubiegłym sezonem skład wydaje się być lepszy. Michał Świącik jednak nie mówi o medalach. – Zrobimy wszystko, aby zadowalać kibiców wynikami sportowymi. Jest skład, a także trener, którego zadaniem jest „spiąć” to wszystko należycie. Cieszymy się, że przedłużył z nami kontrakt na dwa lata, bo to moim zdaniem jest najlepszy trener na świecie, a nie tylko w Polsce. Myślę, że Marek wyciągnie z tych chłopaków maksimum możliwości.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!