Dopiero co debiutował, lekko onieśmielony pokładanymi w nim nadziejami, dopiero co ratował praktycznie w pojedynkę swój zespół przed degradacją do drugiej ligi, a już dobija do granicy dla niektórych nieprzekraczalnej. Kacper Woryna w niedzielnym spotkaniu przeciwko łódzkiemu Orłowi po raz setny przywdzieje „zielono – czarne” barwy.
W Lesznie mają Smoczyka, w Gorzowie Jancarza, w Opolu Szczakiela, a w Zielonej Górze Huszczę. Osoby, które poprzez swą postawę i całość kariery nierozerwalnie kojarzone są z jednym ośrodkiem żużlowym. W Rybniku lokalnych matadorów, przeradzających się z biegiem czasu w ikony miejscowej czarno – sportowej sceny było więcej. Hegemonia górnośląskiego klubu w latach 50. oraz 60. pozwoliła wryć się w świadomość polskiego kibica takim zawodnikom, jak Stanisław Tkocz, Joachim Maj, Andrzej Wyglenda czy nieco później Jerzy Gryt. Jednak najmocniej kojarzoną postacią z rybnickim Górnikiem a później ROW-em jest oczywiście Antoni Woryna. Pierwszy medalista indywidualnego czempionatu z kraju nad Wisłą, wraz z wyżej wymienionymi był naocznym świadkiem i jedną ze składowych drużyny rekordowej pod względem ilości złotych medali DMP, zdobywanych z rzędu. Zawodnicy z herbem ROW-u na piersi nie schodzili z najwyższego stopnia podium nieprzerwanie od 1962 roku, ustępując z niego dopiero po siedmiu latach. Ślązacy ponownie górowali nad resztą zespołów już po roku przerwy, by w 1971 roku podnieść z toru zaledwie, jak na tamtejsze standardy prezentowane przez rybniczan, brązowy medal. Ta obniżka formy trwała jednak tylko sezon, gdyż rok 1972 znów miał zielono – czarne barwy. I miało to miejsce po raz ostatni.
Od tamtej pory upłynęło sporo wody w dzielącej Rybnik na pół Nacynie, a wciąż klubowa gablota jak i rzesza kibiców oczekuje na trzynasty skalp górnośląskiego ośrodka. Równie długo rybniczanie czekają na postać, która swymi osiągnięciami mogłaby dorównać legendarnym zawodnikom. Co prawda zdarzały się talenty czystej wody, jak Adam Pawliczek, Mirosław Korbel (ostatni medalista IMP startujący z Rekinem na plastronie) czy bracia Skupieniowie, jednak żaden z nich nie zbliżył się chociażby do finałów światowego czempionatu. Spod srogiej acz doskonałej ręki śp. Jana Grabowskiego wychodziły brylanciki, jak nieodżałowany Łukasz Romanek czy Rafał Szombierski, jednak przedwczesna i tragiczna śmierć tego pierwszego uniemożliwiła mu dalsze sukcesy, a chyba zbyt luźne podejście do sportu popularnego „Szuminy” sprawiło, że ten nigdy nie wzniósł się wyżej niż zdobycie tytułu drugiego wicemistrza globu wśród młodzieżowców z finału w Kumli w 2003 roku.
Lata posuchy wiążące się ze zmianami ustrojowymi w Polsce, skutecznie uderzającymi w płuca i serce rybnickiego ośrodka, czyli okoliczne kopalnie sprawiły, że kibice „zielono – czarnych” nierzadko zmuszeni byli do oglądania nie tylko pierwszoligowych torów, lecz również tych spod znaku najniższych rozgrywek żużlowych. Legenda, niegdyś dzieląca i rządząca, seryjnie zdobywająca medale przeróżnego kruszcu, przez dwie dekady ledwo ocierała się o byt, wydając na świat coraz to słabszych wychowanków. Nadziei na zmianę tego przebiegu zdarzeń dopatrywano się ze strony mini żużlowego toru w Rybniku – Chwałowicach. Pod skrzydłami śp. Andrzeja Skulskiego żużlowo dorastali zawodnicy, o których coraz głośniej było na stadionie przy ulicy Gliwickiej 72. Jednak żaden z ówczesnych talentów nie przebił się do dorosłej odmiany speedwaya na długo : Mateusz Chochliński po jednym z treningów i kolejnej scysji z jednym z prominentnych działaczy RKM-u rzucił kaskiem o parkingowy bruk i minął bramę stadionu po raz ostatni, jako dobrze zapowiadający się junior. Mateusz Liszka, w którym również upatrywano następcy legend, po zakończeniu przygody z mini żużlem został mechanikiem i z tej perspektywy spogląda do dziś na speedway. Kto wie, jak potoczyłaby się kariera i historia Kamila Cieślara, gdyby straszliwy wypadek nie odebrał mu pełnej sprawności fizycznej. Warto jednak podkreślić, iż Cieślar po przesiadce na dorosłą żużlówkę bronił już barw częstochowskiego Włókniarza, co uzmysłowić może, że niezbyt dobrze działo się w rybnickim ośrodku, skoro ten wypuszczał największe brylanciki dostarczane mu przez satelicki klub z Chwałowic.
Aż wreszcie pojawiła się kolejna grupka młodych, zdolnych, którzy mieli szansę na przywrócenie Rybnikowi należnego mu miejsca. Kamil Wieczorek po dwóch sezonach w rybnickich barwach przeniósł się do GKM-u Grudziądz, gdzie startuje do dziś. Podobną ścieżkę obrał Mike Trzensiok, który lawirował między Wrocławiem, Rybnikiem, a wspomnianym Grudziądzem. Robert Chmiel do dziś wierny jest rybnickim barwom i stanowi o sile formacji juniorskiej zespołu prowadzonego przez Piotra Żytę. Nie jest on jedynym wychowankiem w obecnym PGG ROW-ie. Ba, nie jest nawet najlepszym spośród nich. Niekwestionowanym liderem, kapitanem, dobrym duchem, ale również i osobą mającą najwięcej do powiedzenia, jest Kacper Woryna. Wnuk legendarnego zawodnika już na minitorze wykazywał się dość sporym potencjałem i talentem, który w połączeniu z magią nazwiska w ekspresowym tempie spowodował, iż młody rybniczanin zwracał na siebie coraz to większą uwagę kibiców, mediów czy sponsorów. Jego przejście na normalną „żużlówkę” zbiegło się z przejęciem sterów w rybnickim klubie przez Krzysztofa Mrozka.
Sezon 2013
Nowy klub w Rybniku, nowe nadzieje z nim związane i przede wszystkim nowe twarze. Prezesem klubu został Krzysztof Mrozek, przed laty menadżer śp. Łukasza Romanka, w późniejszym czasie współpracownik Mariana Maślanki, gdy ten zarządzał częstochowskim Włókniarzem. Nowy zarządca zielono – czarnego ośrodka wymyślił sobie koncepcję, której konsekwentnie trzyma się po dziś dzień. Próbował wówczas zbudować skład w oparciu o zawodników wywodzących się z Rybnika. Powrót do macierzy takich żużlowców jak Roman Chromik czy Michał Mitko miał zwiększyć w kibicach poczucie przywiązania do klubu. Dwójka mocnych seniorów została uzupełniona przez zagraniczny zaciąg w postaci Ilji Czałowa, Wiktora Kułakowa, Lewisa Bridgera, a w późniejszym czasie także Václava Milíka. Nie ulegało jednak wątpliwości, że największym nazwiskiem odradzającego się klubu będzie Woryna. Siedemnastoletni Kacper podpisał wówczas kontrakt z ośrodkiem, w którym przed laty startował jego dziadek. Kontynuator rodzinnych tradycji jednak od samego początku podkreślał, iż ma zamiar pisać własną historię i zaistnieć w świadomości kibiców czymś więcej, niż magią nazwiska. I przyznać trzeba, iż Woryna nie rzucał swych słów na wiatr, przez cały sezon prezentując formę, jak na kompletnego debiutanta w dorosłym speedwayu, nad wyraz poprawną. W kilku spotkaniach dał się poznać z bardzo dobrej strony, pokazując szalenie ambitną postawę, która walnie przyczyniła się do awansu „Rekinów” na ekstraligowe zaplecze po zaledwie jednorocznej banicji w najniższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Woryna w liczbach: 14 meczów, 49 biegów, 7 zwycięstw, 10 drugich miejsc, 18 trzecich miejsc, 11 czwartych miejsc. Średnia na bieg – 1,469 (26. w drugiej lidze), średnia na mecz – 4,21.
Sezon 2014
Pierwszy rok w pierwszej lidze i od razu Woryna zostaje rzucony na głęboką wodę. W obliczu fatalnej postawy niektórych zawodników, takich jak Dawid Stachyra czy Chris Harris, młody rybniczanin musiał wspiąć się na wyżyny swoich jeszcze nie najwyższych umiejętności. Podopieczni śp. Jana Grabowskiego od samego początku rozgrywek drżeli o ligowy byt, walcząc o niego z lubelskim Motorem oraz Lokomotivem Daugavpilis. Fani „zielono – czarnych” w najtrudniejszych momentach błagalnym wzrokiem spoglądali zazwyczaj w stronę Woryny, który przyznać należy to z uznaniem, wywiązywał się ze swych obowiązków niemalże perfekcyjnie, niejednokrotnie zawstydzając na torze o wiele bardziej doświadczonych jeźdźców. Dość powiedzieć, że sezon zakończył jako najwyżej sklasyfikowany rybniczanin, legitymując się średnią niemalże dwóch punktów na bieg. Rok 2014 to również pierwsze międzynarodowe podboje Woryny, który na swoim domowym torze wywalczył Indywidualne Wicemistrzostwo Europy Juniorów, ulegając jedynie koledze z klubu – Václavowi Milíkowi. Wychowanek rybnickiego klubu zadebiutował również w kadrze narodowej. W pokazowym spotkaniu Polska – Reszta Świata, który, podobnie jak IMEJ odbywał się na Górnym Śląsku, Woryna wywalczył siedem „oczek”.
Woryna w liczbach: 14 meczów, 59 biegów, 12 pierwszych miejsc, 23 drugich miejsc, 17 trzecich miejsc, 4 czwarte miejsca. Średnia na bieg – 1,915 (14. w lidze), średnia na mecz 7,07.
Sezon 2015
Przed sezonem 2015 prezes rybnickiego klubu zapowiedział, o co tak naprawdę walczyć będą zawodnicy przez niego zakontraktowani. Sprowadzanie takich „armat” jak Troy Batchelor czy Sebastian Ułamek, których wspierać miał odchodzący z Unii Leszno Damian Baliński, sprawiało, że o rybniczanach nie myślano inaczej, niż jak o murowanym kandydacie do awansu na ekstraligowe tory. Przez rundę zasadniczą „Rekiny” szły jak burza, a wspomniane trio w połączeniu z Woryną demolowało większość rywali zarówno na własnym torze jak i na obiektach przeciwników. Całe nieszczęście rybniczan zaczęło się jednak w fazie play – off, gdzie ekstraligowe aspiracje skutecznie ostudziła ekipa z Ostrowa Wielkopolskiego pod batutą Marka Cieślaka. Brak awansu o szczebel wyżej zapoczątkował pierwsze spekulacje na temat odejścia Woryny z macierzystego klubu. Sam zainteresowany podsycił nieco plotki o rzekomych przenosinach, publikując na jednym z portali społecznościowych wpis „ Czas spełnić marzenia”, zaznaczając, że jest w drodze do Torunia. Jak się później okazało, Woryna nigdzie się nie ruszył, a całość skrzętnie zaplanował wraz z prezesem Mrozkiem, by nieco zakpić z medialnych doniesień. Zakusy na jego osobę trwały nawet w momencie, gdy żużlowa centrala ogłosiła, iż w wyniku konkursu dla chętnych, do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce przenosi się właśnie klub z Rybnika. Ten jednak postanowił być wierny barwom, w których jednak nieco loty obniżył. Uderzały przede wszystkim wykluczenia, które sędziowie wręczali Worynie. W przeciągu całego sezonu literkę „W” przy jego nazwisku widywano aż ośmiokrotnie, żaden inny zawodnik na pierwszoligowym froncie nie mógł poszczycić się takim „osiągnięciem”. Ogólny rozrachunek nieco osłodził triumf w Srebrnym Kasku, drugie miejsce w turnieju o Brązowy Kask oraz złoto w DMEJ przywiezione z czeskiego Pilzna.
Woryna w liczbach: 14 meczów, 59 biegów, 9 pierwszych miejsc, 20 drugich miejsc, 14 trzecich miejsc, 5 czwartych miejsc. Średnia na bieg – 1,763 (25. w lidze), średnia na mecz – 5,79.
Na drugą część artykułu zapraszamy Państwa w niedzielę (28.07) z samego rana.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!