Jednym z ponad stu uczestników mistrzostw świata w speedrowerze będzie ostrowianin - Bartosz Grabowski. Dwukrotny już medalista indywidualnego czempionatu nie ukrywa, że chciałby zdobyć teraz kolejny medal, a najlepiej zapisać się w historii jako poczwórny mistrz.
Bartosz Grabowski ma ledwie dwadzieścia trzy lata, a już może pochwalić się wieloma sukcesami – na arenach międzynarodowych oraz krajowych. Na jego szyi wisiało już wiele medali mistrzostw świata, także te za rywalizację indywidualną, bowiem ma już na swoim koncie złoty (2015) oraz brązowy (2017) medal IMŚ. Teraz stanie przed szansą zdobycia trzeciego krążka i jak sam żartuje, przyszła pora na srebro.
Konrad Cinkowski (speedwaynews.pl): – Sezon w pełni, a wy już zapewne myślami powoli jesteście przy Mistrzostwach Świata. Jak u Ciebie przygotowania do tej imprezy? W jakimś stopniu zdecydowałeś się na coś nowego, czy stawiasz na standardowy schemat treningów jak do każdych innych zawodów?
Bartosz Grabowski (zawodnik LKS Szawera Leszno): – Tu jest nowość! Auto traktuję jako rower, a rozładowanie samochodu jako siłownię (śmiech). A tak całkiem serio to nic się nie zmienia. Rzeczy, które działają to idą dalej w parze, a do tego włączyłem jazdę na PitBike. Jest to bardzo fajna sprawa i na pewno siłowo bardzo pomaga, ale czy to się przełoży na speedrower? Nie mam pojęcia.
– Co będzie najtrudniejsze poza rywalami podczas tych mistrzostw? To, że czeka was kilkanaście startów w przeciągu dwóch-trzech tygodni? Wszak jeszcze może się zdarzyć, że wrócą upały ponad 30°C.
– Byłem dwukrotnie w Australii i tam było tak naprawdę bardziej upalnie, bowiem o godzinie 21 potrafiło tam być jeszcze ponad 35°C. Do pogody idzie się przyzwyczaić, więc tak naprawdę wszystko będzie zależało od rywali i rozłożenia sił, ale jestem dobrej myśli.
– Gdy rozmawialiśmy ostatnio mówiłeś, że straciłeś nieco radość do ścigania w lewo. Wraz z sezonem te chęci wróciły czy nadal czujesz się „wypalony”?
– Nie do końca taki wypalony, ale… jestem już dużym chłopcem i jak się pracuje cały tydzień to ciężko jest znaleźć czas na trening, a człowiekowi też potrzebny jest odpoczynek i regeneracja. Twierdze, że jeśli mam mieć problemy z przejechaniem czterech okrążeń, a po biegu spadać z roweru, co jest spowodowane brakiem treningów to lepiej dać sobie z tym spokój, a nie ośmieszać się.
– Zadałem pytanie o zmęczenie tym sportem i ściganiem w lewo z prostej przyczyny – dwie ostatnie edycje IMŚ kończyłeś na podium – w 2015 roku jako złoty medalista, a dwa lata temu w Findon z brązem. Nic więc dziwnego, że trzeba cię zaliczać do grona faworytów, tym bardziej, że finał odbędzie się w Lesznie.
– To teraz pora na srebro (śmiech) Oczywiście jest to żart, choć co do zawodów w Findon to nie jestem do końca zadowolony. Byłem tam cieniem samego siebie i nic tak naprawdę nie pokazałem, może poza jednym biegiem. Ogólnie tamte mistrzostwa świata nie szły po mojej myśli. Praktycznie co zawody to miałem upadek, w finale mistrzostw świata par upadłem uderzając głową o tor, dodatkowo ucierpiał także obojczyk. W finale IMŚ już w pierwszym biegu… wybiłem kciuka. Nie ma co się jednak usprawiedliwiać, nie szło i tyle, taki ten sport jest.
– Eliminacje Mistrzostw Świata w jeździe indywidualnej rozegrane zostaną w Gminie Poczesna. Tobie wylosowano grupę „B”, w której przyjdzie ci się ścigać m.in. z Kamilem Bielicą czy Willem Bristowe. Zapewne patrzałeś już na obsadę, będzie to dobra rozgrzewka na początek czempionatu?
– Szczerze? Jeszcze nie sprawdzałem wyników losowania eliminacji i tym samym nie wiem – z kim jadę, gdzie jadę i o której. Ale… dzięki za informację! (uśmiech). Eliminacje niby są słabsze, bo jest wielu mniej doświadczonych zawodników, ale oni są dodatkowo zmobilizowani i potrafią odpalić. Czasem i mnie zdarzają się wpadki i trzeba jechać potem w repasażach, tak jak to miało miejsce w Mistrzostwach Europy w Częstochowie. A miałem tam teoretycznie słabą obsadę, bowiem większość uczestników to byli juniorzy. I co? I poległem.
– Wielu zawodników skarży się po zawodach w Poczesnej na stan tamtejszego toru. Jakie ty masz wspomnienia z tym owalem po Mistrzostwach Europy i czy z optymizmem patrzysz na fakt, że włodarze włożyli sporo serca w to, aby poprawić nie tylko sam obiekt, ale przede wszystkim tor przed MŚ?
– Wygrałem tam właśnie wspomniany repasaż i zasadniczo to za wiele o tym torze nie wiem. Byłem tam raz, a wtedy się faktycznie ten tor rozsypywał. Jeśli mówisz, że teraz poczyniono tam spore prace i poprawki to miejmy nadzieję, że na mistrzostwa świata będzie należycie przygotowany.
– Wierzysz, że podczas zbliżających się mistrzostw na twojej szyi zawisną cztery, najlepiej złote medale (w speedrowerze rozgrywane są IMŚ, DMŚ, Puchar Federacji i MŚP – dop. aut.)?
– To byłoby piękne zwieńczenie mojej przygody z tym sportem. Jednak trzeba poczekać na to, na co zdecyduje się selekcjoner i kto pojedzie z orzełkiem na plastronie. Na pewno byłoby to coś pięknego.
– Znajomość „własnego” toru w Lesznie może podczas finału IMŚ pomóc czy wręcz przeciwnie, może przeszkadzać?
– Tor w Lesznie znają chyba wszyscy, także jest on równy dla wszystkich i każdy może wygrać. Szanse będą bardzo wyrównane.
– A patrząc ogółem na tory tych mistrzostw świata, któryś byś się zdecydował zamienić na jakiś inny?
– To jest tylko i wyłącznie moje zdanie i można się z nim nie zgadzać, ale wydaje mi się, że mistrzostwa świata par mogłoby się odbyć w Zielonej Górze, bądź też Bydgoszczy. Są to fajne, długie tory i na pewno byłoby interesujące ściganie wraz z mijankami. Tor na Skałce w Świętochłowicach jest nieco pasywny i w zasadzie jak się wyjdzie ze startu, tak się jedzie. Jednak poczekajmy z ocenami na zakończenie imprezy, kto wie może nas czymś tory zaskoczą.
– W ostatnim czasie nieco ucichła sprawa ostrowskiego speedrowera. Żałujesz, że żadna impreza nie odbędzie się w twoim rodzinnym mieście? Międzynarodowy turniej być może dałby małego „kopniaka” do działania w kierunku powrotu.
– Szczerze mówiąc to jest mi bardzo przykro, że drużyna, która dwa razy z rzędu zdobyła mistrzostwo Polski oraz Mistrzostwo Europy Drużyn Klubowych (odpowiednik żużlowego Klubowego Pucharu Europy – dop. aut.) powoli znika z mapy speedrowera w Polsce. Tak naprawdę to nie mam z nikim kontaktu, nie bardzo wiem co tam się dzieje nawet. Wydaje mi się, że to są już w ogóle końcówki speedrowera w Polsce, dlatego, że żadne nowe drużyny się nie pojawiają, a jeździć i przegrywać mecze, robić sobie dodatkowe koszta to nikomu się nie chce. Teraz udało się, że wróciła ekipa z Gniezna, ale wciąż w walce o medale są te same drużyny. Nie widzę perspektyw, aby speedrower w Polsce odżył.
– Dość ostro się wypowiadasz, ale w sumie ciężko się z tobą nie zgodzić…
– Daleko nie trzeba patrzeć. Kiedyś mieliśmy dwie ligi. Teraz już nie pamiętam po ile było drużyn, a teraz nawet ciężko jest zmontować ekipę na jedną ligę. To jest jednak moje prywatne zdanie i nie wszyscy muszą się z tym zgadzać.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!