Jason Crump to trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata. Na torach europejskich rywalizował ponad dwie dekady, a karierę zakończył w 2012 roku. Okazjonalnie pojawia się jednak jeszcze na torze w turniejach organizowanych w Australii.
Najlepszym żużlowcem w swojej ojczyźnie został on dwukrotnie, w sezonach: 1995 i 2007. Na torach cyklu Grand Prix pojawiał się w latach 1995–2012. Śmiało można powiedzieć, że poprzednia dekada należała do niego, od sezonu 2001 nie schodził bowiem z podium Indywidualnych Mistrzostw Świata przez równe 10 lat. Tytuł czempiona globu wywalczył przy tym trzykrotnie, a miało to miejsce w latach: 2004, 2006 i 2009. Dodatkowo na swojej szyi zawiesił pięć srebrnych i dwa brązowe krążki IMŚ. Swoją karierę w Polsce zaczynał w 1994 roku w Gorzowie Wielkopolskim. Następnie przez wiele lat startów reprezentował również kluby z Wrocławia, Zielonej Góry, Piły, Torunia i Rzeszowa. Z europejskich torów „zjechał” on po sezonie 2012, nadal jednak występuje od czasu do czasu na owalach w swojej ojczyźnie.
Zapraszam na rozmowę z Jasonem Crumpem, przeprowadzoną w Albury 9 stycznia, przy okazji odbywającego się tam, czwartego finału tegorocznych Indywidualnych Mistrzostw Australii.
Stanisław Wrona, speedwaynews.pl: – Jak ocenisz obecny cykl Speedway Grand Prix? W zakończonym sezonie 2018 występowało w nim m.in.: dwóch Australijczyków, czterech Polaków, dwóch Rosjan, mistrz świata Tai Woffinden, czy choćby 48-letni Greg Hancock. Jak Ci się podoba światowy speedway w ostatnim czasie?
Jason Crump: – Trudno powiedzieć, ponieważ przez ostatnie prawdopodobnie trzy lub cztery lata byłem obecny tylko na jednym turnieju Grand Prix. Były to zawody w Melbourne, rozegrane w 2015 roku na Etihad Stadium. Nie można oceniać całej serii, będąc obecnym na tylko jednym wydarzeniu w takim czasie. Gdy nie biorę w tym udziału, to szczerze mówiąc nie siedzę w domu, oglądając na okrągło Speedway Grand Prix lub inne imprezy. Nie jestem w takim razie w stanie zbyt dobrze odpowiedzieć na to pytanie.
Co możesz zatem powiedzieć, jeśli chodzi o żużel australijski? W ostatniej dekadzie dwukrotnie Indywidualnymi Mistrzami Świata zostali Twoi rodacy – w 2012 był to Chris Holder, a w 2017 Jason Doyle. W tym momencie, na sezon 2019 w stawce stałych uczestników jest tylko jeden zawodnik z Antypodów i to właśnie wspomniany Twój imiennik.
– Tak, to rozczarowujące. Oczywiście Chris ma swoje „bitwy”, związane ze sprawami, które są dalekie od speedwaya. Miejmy nadzieję, że uda mu się je wszystkie przezwyciężyć i będzie w stanie wrócić do dobrej dyspozycji. Wiemy, że jest on w stanie ją prezentować. Jeśli chodzi o Jasona, to miał on fantastyczny rok 2017, jednak u progu sezonu 2018, gdy zaczynał go jako mistrz świata, był kontuzjowany niemal na jego początku. Miał uraz głowy, co było niezbyt szczęśliwym startem dla niego, jako czempiona globu. Sądzę, że przez cały rok nie wykurował się tak naprawdę w pełni. Na pewno nie jeździł w Grand Prix tak, jak to miało miejsce w poprzednim sezonie. Poza tymi dwoma chłopakami, mamy kilku młodych zawodników, którzy zaczynają czynić wyraźne kroki naprzód.
Dokładnie. Są przecież Max Fricke, Jack Holder, Brady Kurtz, Jaimon Lidsey i wielu innych, którzy mogą w przyszłości stanowić o sile Waszego żużla.
– Tak, mamy kilku młodych chłopaków, którzy są w tym momencie swojej kariery, gdy muszą zrobić kolejny krok do przodu. Ścigają się już od trzech–czterech lat. Niektórzy z nich mają na tyle szczęścia, że mogą startować nie tylko w zespołach angielskich, lecz również w tych z Polski lub Szwecji. Myślę, że ci, których przed chwilą wymieniłeś, muszą wkrótce zrobić ten krok do przodu, aby utrzymać wysoki poziom zawodników w naszym kraju.
Czy śledzisz aktualne wyniki w Polsce? Wiesz, co dzieje się w rozgrywkach w naszym kraju?
– Mam jakiś kontakt z niektórymi ludźmi w Polsce. Oczywiście utrzymuję kontakt z Krystyną i Andrzejem z Wrocławia (Kloc i Rusko – przyp. red.), jak również z firmą Atlas. Dociera do mnie nieco o tym, co dzieje się w tym kraju, jednak jestem pewny, że rozumiesz, że speedway stanowił ogromną część mojego życia przez wiele lat. Niestety teraz, gdy już skończyłem tę przygodę, nie jest on już więcej tak dużym jego elementem.
Który z Twoich rodaków najbardziej zaimponował Ci w ostatnim okresie? Wspomniałeś o Jasonie, Chris zmaga się z problemami, są młodsi.
– Myślę, że Jason nadal może się rozwijać. Podobnie uważam, jeśli chodzi o Chrisa. W tej chwili, o czym wspominaliśmy, mamy jeszcze Maxa Fricke, Jacka Holdera, Jaimona Lidseya, Brady’ego Kurtza. Dodatkowo jest kilku zawodników, który prezentują rozsądny, wysoki poziom. Jednak aby przejść na kolejny, awansować do Grand Prix i zająć tam miejsce na dłużej, muszą być bardziej regularni i cały czas się rozwijać. Sądzę, że w tej chwili to dobrze, że Chris wrócił do rywalizacji w Indywidualnych Mistrzostwach Australii. Mogło to pokazać chłopakom, że nadal potrzebują oni pójść nieco dalej do przodu. Dlatego muszą cały czas się rozwijać.
Kto według Ciebie zasługuje na uznanie, jeśli chodzi o obecnych zawodników z Polski?
– Gdy oglądam czasami żużel, to pojawiają się tam takie nazwiska, jak Zmarzlik, Dudek, czy Janowski. Na pewno są to zawodnicy jeżdżący efektownie i odpowiednio prowadzący motocykl. Jeśli chodzi jednak o to, kto jest najlepszym polskim zawodnikiem – a kto jest Indywidualnym Mistrzem Polski?
W tej chwili jest to Piotr Pawlicki, ubiegłoroczny finał był rozgrywany na jego „domowym” torze w Lesznie.
– Zatem chyba mistrz Polski jest na chwilę obecną najlepszym polskim zawodnikiem, prawda (uśmiech)? Jestem pewny, że Zmarzlik, Janowski, czy Dudek wcześniej również pokonali wiele okrążeń na torze w Lesznie (uśmiech).
Tak, z całą pewnością. Przejdźmy do Grand Prix Australii. Od powrotu najlepszych zawodników świata do Waszego kraju minęły trzy lata. Rozegrano do tej pory trzy turnieje w Melbourne, na wspomnianym przez Ciebie Etihad Stadium, w ubiegłym roku zawody w Australii już się jednak nie odbyły. Czy słyszałeś coś o tym turnieju w kontekście bieżącego roku? To niefortunna sytuacja, ponieważ na początku października umieszczono te zawody w kalendarzu, a trzy miesiące później nadal nic nie wiemy (rozmowę przeprowadzono przed ogłoszeniem informacji o odwołaniu SGP Australii – przyp. red.).
– Niestety nie wiem nic na ten temat. Tak naprawdę jeśli dobrze pomyślimy, to gdy wydarzenie jest umieszczone w kalendarzu bez daty i miejsca jego organizacji, to szanse na to, że się ono odbędzie, mogą być całkiem niewielkie, prawda? To rozczarowujące, ponieważ oczywiście będąc tu, w Australii, chciałbym obejrzeć Speedway Grand Prix. Kiedy jednak na to spojrzymy dokładniej, wówczas można zrozumieć więcej – chodzi o temat logistyki. Organizacja takiego turnieju w Australii to naprawdę szaleństwo, jeśli chodzi o pracę, która jest do wykonania oraz o finanse, które trzeba w to włożyć. Być może speedway nie jest tak dużym sportem, aby Grand Prix utrzymało się na dłużej tak daleko od Europy.
Nadal jednak turnieje te odbywały się na Antypodach przez sześć lat z rzędu – od 2012 roku w Auckland, w Nowej Zelandii, a od 2015 w Melbourne. Wcześniej startowano raz w Sydney w roku 2002.
– Tak, to jednak tylko kilka lat. Od jak wielu lat cykl Grand Prix już istnieje? (od dwudziestu trzech – przyp. red.). To sporo czasu. Nie wiem niestety, co się dzieje w tym temacie, jednak na pewno nie mam informacji o tym, czy Grand Prix odbędzie się w naszym kraju w tym roku.
Czy kiedykolwiek żałowałeś zakończenia swojej kariery tak „wcześnie”? Patrząc choćby na Grega Hancocka, który nadal startuje. Czasami okazjonalnie się ścigasz, zanotowałeś bardzo dobry występ w niedawnym turnieju Jason Lyons Trophy, w Mildurze.
– Nie do końca – ja już się nie „ścigam”. Ja po prostu „jeżdżę” (uśmiech). Jest znaczna różnica pomiędzy „ściganiem się”, a „jazdą”. W tej chwili ja „jeżdżę” w kilku turniejach w każdym roku. W moim przypadku nie chodziło tylko o ściganie się. Rozumiesz – jesteśmy Australijczykami, żyjemy w tym kraju, pochodzimy stąd. Prawdopodobnie, gdybym był Polakiem i mógłbym mieszkać w swoim domowym mieście, razem ze wszystkimi przyjaciółmi oraz całą rodziną i nie musiałbym lecieć na drugą stronę świata, aby się ścigać, najpewniej nadal robiłbym to przez kolejnych kilka lat. Moje dzieci potrzebowały większej stabilizacji w ich życiu, jeśli chodzi o szkołę, edukację oraz o to, co chciały robić. Ścigałem się przez 21 lat, wygrałem to, co chciałem. Być może mogłem zdobyć jeden tytuł więcej, kto wie? Ostatecznie nie miałem tego pożądania, aby wygrywać dalej. Nie chciałem wygrać, nie musiałem tego zrobić i nie wkładałem w to, aby zwyciężyć po raz kolejny, wystarczającego wysiłku. Jeśli nie ma się wszystkich tych wymienionych rzeczy, to według mnie bezcelowe jest robienie tego dłużej. Gdy straciłem uczucie, że chcę wyjechać na tor żużlowy, aby wygrać każdy wyścig, wówczas przestałem się ścigać…
Co sądzisz o serii Indywidualnych Mistrzostw Australii? Mieliśmy chyba po raz pierwszy pięć rund, pojawił się nowy tor w Albury. Dodatkowo w rywalizacji wzięła udział najlepsza stawka od kilku lat.
– Sądzę, że mieliśmy już wcześniej pięć rund. Miało to miejsce chyba jakieś 10–12 lat temu (w 2007 i 2008 roku – przyp. red.). Tak, mieliśmy teraz najlepszą listę startową od jakiegoś czasu. To dla nas zachęcające. Ten nowy obiekt w Albury nie jest przeznaczony tylko do speedwaya. Jak można zaobserwować na miejscu, może on pełnić wiele funkcji, jak choćby służyć do wyścigów we flat tracku. Po raz pierwszy Indywidualne Mistrzostwa Australii zawitały do Albury. Publiczność dopisała i mieliśmy chyba dobre widowisko, z ciekawym ściganiem.
Na koniec możesz dodać kilka słów, skierowanych do polskich kibiców?
– Nie mam nic do powiedzenia (uśmiech). Widzieli mnie w najlepszej okazałości, gdy jeździłem w Polsce. Nic nie mogę więcej zrobić. Teraz jestem gruby i stary (śmiech).
Dziękuję bardzo za poświęcony czas i rozmowę.
– Również dziękuję.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!