Robert Sawina, Jacek Krzyżaniak i Mirosław Kowalik uświetnili sobotni benefis Mariusza Puszakowskiego. Wyścigi z udziałem byłych żużlowców odbyły się na rozpoczęcie i zakończenie zawodów, dając dużo radości zarówno kibicom, jak i uczestnikom tych zmagań.
Na toruńskiej Motoarenie pojawili się niemal wszyscy istotniejsi wychowankowie Apatora, którzy stanowili o sile zespołu na przełomie wieków. Obecni byli więc na przykład: Tomasz Bajerski, Tomasz Chrzanowski czy Waldemar Walczak. Na tor wyjechała jednak tylko – a może aż – trójka. W pierwszym biegu weteranów triumfował Robert Sawina przed Jackiem Krzyżaniakiem i Mirosławem Kowalikiem. W drugim, już w dwuosobowej obsadzie, Kowalik zrewanżował się Sawinie.
Co ważniejsze, jazda tej trójki była płynna i technicznie bez większych zarzutów. Zupełnie tak, jakby przynajmniej od czasu do czasu zdarzało im się pokręcić jakieś kółka. Mirosław Kowalik zdradza jednak, że… wcale tak nie jest. – To była jedyna okazja, tak naprawdę nie wsiadam już na motocykl. Jestem trochę zdziwiony, że tak fajnie to wyszło. Podejrzewam, że gdybym jechał sam, to byłoby jakieś pyrkanie na pół gazu. Tutaj było nas trzech, więc zrobiła się rywalizacja i każdy jechał na sto procent. Solidnie się z kolegami pościgaliśmy i udowodniliśmy, że techniki się nie zapomina – mówi były zawodnik Apatora w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
Już po zakończeniu zawodów i dekoracji, Kowalik jeszcze raz wsiadł na motocykl i już stricte treningowo wyjechał na tor przy Pera Jonssona 7. Ciągnie wilka do lasu? – Miałem z tego występu sporo frajdy. Szczerze? Trochę żałuję, że się sezon kończy, bo jak już spróbowałem, to teraz pojeździłbym sobie jeszcze. Tej jesieni to już raczej niemożliwe, ale w przyszłym roku z pewnością coś dla byłych zawodników zorganizujemy – przyznaje się nasz rozmówca.
Z wymienionej trójki weteranów, najwięcej wspólnego z motocyklami żużlowymi ma na dziś dzień właśnie Mirosław Kowalik. Jacek Krzyżaniak jest wprawdzie aktywny w środowisku, ale tylko jako komisarz toru. Nazwisko Roberta Sawiny w ostatnich latach przewija się dość rzadko. Tymczasem Kowalik od lat zajmuje się szkoleniem. Sezon 2018 rozpoczynał jako trener Stali Rzeszów, a zakończył jako opiekun młodzieży w Polonii Piła. – Przy okazji pracy w Pile faktycznie wsiadłem raz na motocykl, ale to było w jeansach i zwykłych butach, założyłem tylko kask. Delikatnie to ujmując, jeden z juniorów nie rozumiał, co się do niego mówi, i musiałem mu pewne rzeczy sam zademonstrować. Nie zdradzajmy może, o kogo chodziło. Powiem tylko, że zadziałało – mówi na koniec rozmowy Mirosław Kowalik.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!