Ostatnie tygodnie nie są łatwe dla Adriana Cyfera. Wychowanek Stali Gorzów nie pojechał w barażach tak, jakby chciał, jednocześnie ciągle znajdując się w ogniu krytyki. Specjalnie dla portalu speedwaynews.pl, 23-letni zawodnik opowiedział nam o wszystkich sprawach, które zajmują jego myśli.
Zanim jednak przejdziemy do wywiadu, chciałbym sam uderzyć się w pierś. Jak udało nam się wyjaśnić, obiegające pilski parking plotki odnośnie współpracy na linii Adrian Cyfer – Oskar Rowecki z rodziną nie wyglądają tak, jak napisałem w ostatnim komentarzu. Z tego miejsca chciałbym serdecznie przeprosić za bolesne nieporozumienie. Przejdźmy teraz do samej rozmowy.
Dawid Gruntkowski, speedwaynews.pl: Abstrahując od wyników, jakbyś ocenił swój sezon. Mogłeś zrobić coś więcej?
Adrian Cyfer, żużlowiec Euro Finannce Polonii Piła: – Mogłem i starałem się to robić. Jak tylko miałem wolny czas, startując jeszcze w Szwecji, starałem się stawić na każdym treningu. Testowałem silniki, sprawdzałem nowe rozwiązania, szukałem recepty na problemy. Nie da się ukryć, że przytłoczyła mnie sytuacja finansowa. Jak zawodnik nie zainwestuje, to nie dowie się, czy coś nowego nie jest lepsze. Teraz sprzęt znaczy bardzo wiele. Do tego też jest jednak potrzebne szczęście, a ja go za dużo nie miałem. Zatarło mi się sześć silników, podobnie jak Tomkowi Gapińskiemu, co mocno mnie uderzyło.
Właśnie, testowaliście jakieś nowe, inne części przed sezonem? Mogło to mieć wpływ na jednostki?
– Ja nic nie zmieniałem, jedynie remontowałem silniki na tyle, na ile mogłem, bo klub wciąż zalegał z wypłatami z zeszłego roku, które zostały opłacone dopiero w maju. Przygotowałem się na tyle, ile mogłem. Znaleźliśmy coś w gaźnikach, ale to nie było za wiele. Tak czy inaczej, na samym początku dostałem „kopa”, przez co zabrakło też pewności siebie. Wiadomo, kiedy się chce, by było dobrze, a nawet lepiej niż rok wcześniej i stara się o to, wówczas taka sytuacja jest mocno przygnębiająca.
Wywołałeś już temat zaległości z zeszłego sezonu. To, że dostaliście pieniądze tak późno miało duży wpływ na początek tegorocznego sezonu? Czy może staraliście się inwestować tyle samo co zawsze?
– Nie było takiej możliwości, żeby zainwestować tyle, co w poprzednim roku. Zrobiliśmy tyle, na ile pozwalały nam portfele. Nie ukrywam, że brak pieniędzy mocno nas spowolnił. Ważne jest, żeby zawodnik miał chłodną głowę i nie musiał martwić się jutrem. Sprawa wygląda podobnie jak u zwykłego człowieka, który nie otrzymał wynagrodzenia za rok pracy. Wielu pewnie rzuciłoby wszystkim i poszło do domu.
Jakie myśli pojawiały się w Twojej głowie, kiedy od samego początku praktycznie nic nie wychodziło?
– Na początku miałem tego dosyć i czułem się bezradny. Jestem człowiekiem, którego ambicja momentami aż przerasta, więc uczucie, że sezon się nie układa i jest prawie stracony było okropne. Później walczyłem, aby skończyć wszystko z twarzą i utrzymać Polonię w lidze. Nie wyszło, taki jest sport i musimy się z tym pogodzić. Każdy myśli już o przyszłym sezonie, lecz to też jest trudne, kiedy niektóre sprawy w klubie wciąż pozostają niewyjaśnione. Musimy na spokojnie usiąść i porozmawiać na wszystkie tematy. Zobaczymy też, czy wszyscy zawodnicy zostaną spłaceni do końca października.
Obawiasz się, że możesz nie zobaczyć należnych pieniędzy?
– Trochę się tego obawiam, bo klub zdążył już mocno nadszarpnąć moje zaufanie. Problemy finansowe, o których nie mogliśmy mówić przy starym zarządzie, bo ten groził nam karami, mocno nas dotknęły. W zasadzie cały brud został wyciągnięty podczas spotkania pod wieżyczką.
Kiedy stary zarząd sprzeczał się z Piotrem Świstem?
– Tak, dokładnie. Mnie osobiście tam nie było, bo miałem mecz w Szwecji, ale widziałem filmiki na Facebooku i dowiedziałem się o wszystkim po fakcie. Z biegiem czasu wszystko wyszło na jaw, co specjalnie nie dziwi.
Teraz po sezonie wiemy już wszystko. W międzyczasie mówiło się jednak, że wszystkie porażki, mimo ciężkiej sytuacji bierzesz za bardzo do siebie.
– Nie do końca się z tym zgodzę. Psychicznie jestem mocny, bo już nie raz przerabiałem podobne sytuacje. Nawet w Stali Gorzów, kiedy zdałem licencję i debiutowałem w meczu o brąz z Toruniem, już miałem takie niemiłe przejścia. Krytyka nakręca mnie do jeszcze cięższej pracy. Na pewno nie zrezygnuję ze speedwaya po jednym nieudanym sezonie. Teraz już zaczynam przygotowania, rozmawiam z klubami, z Polonią, choć póki co nieoficjalnie, bo wszyscy musimy jeszcze ochłonąć. Fizycznie i sprzętowo myślę już o przyszłym roku, zostawiając problemy za sobą. Może w trakcie sezonu dołował mnie brak pieniędzy, bo naprawdę nie było już możliwości spróbowania innych rozwiązań.
Mówi się w kuluarach, że jeden z zawodników w najtrudniejszym momencie jeździł na klejonych oponach. U Ciebie było podobnie?
– Potwierdzam, była taka sytuacja. Momentami łapaliśmy się wszystkiego, co pozwoliłoby nam kontynuować sezon. Pokazał to też wyjazd do Daugavpils, gdzie jechaliśmy jednym busem za pieniądze, które dostał klub. Z tego co pamiętam, to nawet kibice zrzucili się na ten wyjazd. My chcieliśmy się wówczas odwdzięczyć na torze. Nie ukrywam, że przyszedł moment, kiedy sam sklejałem jeden silnik z dwóch innych. Jeden się popsuł, drugi był szybki, ale wciąż mi nie pasował, więc szukaliśmy jakiejkolwiek poprawy. Jakby tego było mało, w podobnym momencie zbankrutował też mój klub w Szwecji. Dlatego zaznaczam, że zabrakło mi też szczęścia.
Myślisz, że już wykorzystałeś limit pecha?
– Mam taką nadzieję. Niejeden zawodnik, który przyjął tyle na klatę, dałby sobie spokój.
Wracając do Twoich stosunków z klubem – czy nowy zarząd jest w stanie zyskać Twoje zaufanie?
– Jak będę widział, że płynność finansowa wróciła, wówczas im zaufam. Muszę to jednak zobaczyć, bo na ten moment ciężko mi będzie uwierzyć komuś na słowo. Już w tamtym roku tak było, czego dobrym przykładem jest Norbert Kościuch, który dał sobie spokój.
– Nawiązując już do przyszłego sezonu i abstrahując od tego z kim rozmawiasz, czy jest oferowana Ci pomoc w odbudowie? Każdy przecież wie, że możesz mieć problemy z nieswojej winy.
– Póki co te rozmowy idą bardzo pomału, bo zawodnicy przysyłają do klubów swoje CV, dając znać, że są zainteresowani współpracą. W takim przypadku czeka się na odpowiedzi, które u mnie już się pojawiły. Muszę usiąść na spokojnie, wszystko przemyśleć, porozmawiać z władzami klubu i wtedy podjąć decyzję. Kluby oferują pomoc, to prawda, ale też każdy zawodnik chciałby mieć odpowiednią kwotę na przygotowanie się do sezonu. Wiadomo, zawodnicy na to patrzą. Tutaj też nam to oferowano, ale jak można się domyślić, nigdy tych pieniędzy nie zobaczyłem.
Pozostanie w I lidze wchodzi w grę, czy sam z siebie czujesz potrzebę zejścia poziom niżej, by w spokoju się odbudować?
– Póki co nie dopuszczam do siebie myśli, że miałbym jeździć w II lidze, lecz kiedy spojrzę na to na chłodno, wówczas z pewnością to przemyślę. Teraz jeszcze nasze głowy są dość gorące, bo dopiero co udało nam się pogodzić ze spadkiem. Wiem, że stać mnie na wiele, co udowodniłem w zeszłym roku, ale może też przez to za wysoko postawiłem sobie poprzeczkę teraz. Tak czy siak, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni i czuję, że w I lidze spokojnie sobie poradzę.
Ile dała Ci jazda w Szwecji? Szukałeś też może klubu w innych ligach?
– W tym roku, wracając z jednego meczu w Szwecji, udało mi się zaliczyć jeden występ w Danii. Koło pierwszej w nocy dostałem telefon, czy następnego dnia jestem w stanie pojechać w meczu ligowym. Nie zastanawiając się długo, zacząłem załatwiać zgody na start i praktycznie z drzwi promu do Polski pojechałem do Danii, gdzie jeszcze musiałem na szybko podpisać kontrakt. Zrobiłem tam siedem punktów w czterech startach, co jak na debiut na tamtejszych trudnych torach jest niezłym wynikiem. Oczywiście liczyłem na więcej, ale myślę, że na przyszły rok uda mi się tam zakotwiczyć.
Ligi zagraniczne traktujesz jako możliwość testowania niektórych rozwiązań, czy może do każdego meczu podchodzisz równie poważnie co w Polsce?
– Do każdego spotkania podchodzę zupełnie tak samo, bo są to zawody i trzeba pojechać jak najlepiej. Każdy taki występ to też dodatkowe fundusze dla młodego zawodnika. Jestem teraz na dorobku i potrzebuję tych pieniędzy, by się odpowiednio rozwinąć i piąć się do światowej czołówki. Nie ukrywam, że tli się we mnie chęć startów w Wielkiej Brytanii. W ubiegłym roku musiałem to odpuścić, bo finanse nie pozwalały mi na kupno dwóch motocykli, które zostałyby na Wyspach.
Masz w ogóle możliwość skontaktowania się z brytyjskimi promotorami?
– Mam swojego menadżera, który załatwia takie kwestie. W tym roku nawiązałem z nim współpracę i jestem zadowolony. Mam też sporo kontaktów, lecz wszystko zależy od finansów, bo to one muszą mi pozwolić tam startować. Na początek na pewno są to dodatkowe koszty.
Wracając jeszcze do Polski – czy przyjście Mirosława Kowalika dało motywacyjnego kopa?
– Pana Mirka znam od dawna, bo za moich czasów juniorskich często spotykaliśmy się na młodzieżówkach. Tak samo dobrze znam Piotra Śwista, który z nami pracował. Wydaje mi się, że nowy trener dał nam dodatkową motywację, lecz cały czas mam wrażenie, że afera pomiędzy starym zarządem i Piotrem Świstem była zupełnie niepotrzebna. Jeździł tutaj długo, wiedział jak przygotować tor, miał też rękę do młodzieży, bo przecież ich wyszkolił, pozwolił im zdać licencję. Myślę, że juniorzy też to w pewien sposób odczuli.
Ogólnie rzecz biorąc, czy juniorom też oberwało się przez sytuację w klubie?
– Może jest to ciut mniejsza skala, bo Piotrek i Oskar jeździli w meczach, kiedy pojawiła się cała afera z zarządem. Można powiedzieć, że dzięki temu mogli się pokazać w lidze i zrobili to całkiem nieźle. To też na pewno dobry zastrzyk doświadczenia. Tutaj nie liczyły się punkty. Ważne, że jechali do końca i każdy był z tego zadowolony. W końcu to wychowankowie. Jak dalej będą pracowali, na pewno coś z tego będzie.
Jednocześnie czy widzisz postępy u Oskara Roweckiego, którego w pewnym sensie wziąłeś pod swoje skrzydła?
– Widzę, oczywiście. Byłem z nim na licencji, kiedy zdał, byłem też, jak oblał. Wtedy mówiłem mu, że tacy zawodnicy, jak Rafał Okoniewski czy Jarosław Hampel także otrzymywali papier za drugim razem, a teraz są w topie. Do tego, co bardzo ważne, słucha moich rad i widać, że bardzo chce się uczyć. To już praktycznie połowa sukcesu.
Masz żal do starego zarządu za to wszystko, co się stało?
– Tak, mam. Nie wiem jak u innych zawodników, bo nie rozmawiałem z nimi na ten temat, ale u mnie ten dług jest wciąż duży.
Mówi się, że u Rafała Okoniewskiego suma przekroczyła już 200 tysięcy.
– O tym właśnie mówię. Mam wrażenie, że kontrakty były podpisywane na wirtualne kwoty, na które klubu nie było stać. Mam też duży żal o to, jak byłem traktowany na początku sezonu. Odstawiono mnie od składu bodaj 3 razy, nie podając żadnego argumentu. Żaden z zastępujących zawodników nie przyjechał na trening, a sam mówiłem jasno, że możemy się sprawdzić na torze. Wówczas wiedziałbym, że faktycznie ten drugi z zawodników jest ode mnie lepszy. Co więcej, o tym, że nie jadę, dowiadywałem się o 21:00 dzień przed meczem albo z Facebooka, nie mówiąc dlaczego jestem odstawiany.
Zakładając, że Polonia wystartuje w II lidze, co chciałbyś przekazać zawodnikom, którzy potencjalnie mogą podpisać tu kontrakty?
– Z tego co słyszałem, mogą to być zawodnicy, którzy już jeździli w Pile, więc wiedzą, jaki jest tor i z czym to się je.
Uchylisz rąbka tajemnicy?
– Nie mogę, ale mogę zapewnić, że startowali tu całkiem niedawno. Mówimy oczywiście o Polakach. Oni doskonale wiedzą, jak tu jest. Będą musieli tylko poznać nowy zarząd. Wszystko jednak rozstrzygnie się po wyborach. To też ważna kwestia w Pile, bo może wiele rozwiązać.
Widzisz siebie w Polonii w sezonie 2019?
– Jestem z działaczami w stałym kontakcie, więc nie mówię „nie”. Na pewno przeanalizuję każdą ofertę, jaką otrzymam. Umówiłem się z nimi na spotkanie po sezonie, bo jeszcze wystartuję w Toruniu i może w Łańcuchu Herbowym. Chcę bowiem zakończyć sezon pozytywnie.
Czy was, jako zawodników nie związanych bezpośrednio z Tomaszem Jędrzejakiem, cała sytuacja w jakiś sposób dotknęła?
– Ja przez pierwsze 2 czy 3 dni chodziłem do tyłu. Wszystko stało się przed jednym z meczów w Pile, kiedy pojechałem do Ostrowa do tunera, który pracował z Tomkiem przez 15 lat. O wszystkim dowiedziałem się szybciej niż media. Jak usłyszałem, że „Ogóra” już nie ma, a dzień wcześniej spędzał czas nad jeziorem z rodziną i sponsorami, byłem w głębokim szoku. Zupełnie nie potrafiłem przyswoić tej informacji. Nikt się tego nie spodziewał i to było najgorsze.
Czego Ci życzyć przed kolejnym sezonem?
– Na pewno więcej szczęścia, żeby w końcu się do mnie uśmiechnęło. Chciałbym się odkuć za ten sezon. Myślę, że ostatnie miesiące będą dla mnie kopem motywacyjnym, by nie dopuścić do powtórki. Wiem, że jestem ambitnym zawodnikiem i nie pozwolę sobie na to, by upaść. Jeśli będzie trzeba trenować cały tydzień, tak też zrobię. Jak do tego przyjdzie szczęście, to na pewno dam sobie radę.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!