W niedzielny wieczór Fogo Unia Leszno pomimo słabego początku wygrała w Częstochowie z miejscowym Włókniarzem 49:41. Najlepszym zawodnikiem meczu został Janusz Kołodziej, który zdobył 13 punktów i bonus. Bohater meczu podsumował spotkanie na łamach naszego portalu.
Unia Leszno przyjechała do Częstochowy, aby zrehabilitować się po domowej porażce ze Stalą Gorzów. Pomimo słabej postawy juniorów (11:1 dla Włókniarza) goście zdołali wygrać mecz ośmioma punktami za sprawą bardzo dobrej formy wszystkich seniorów. – Każdy po części był zły za te ostatnie zawody, w końcu przegraliśmy u siebie. Jedni z nas pojechali świetnie, natomiast ja nie byłem zadowolony ze swojego występu i chciałem się szybko zrehabilitować. Wyjazd do Częstochowy nigdy nie jest łatwy. Chcieliśmy pokazać się z jak najlepszej strony i cieszyć się jazdą. Na początku mecz nie układał się po naszej myśli, ale szukaliśmy cały czas odpowiednich ustawień i w drugiej części zawodów udało się rozstrzygnąć zawody na naszą korzyść.
Po czterech gonitwach przyjezdni przegrywali już 8:16. Było to nawet więcej niż przed tygodniem ze Stalą Gorzów. Podopieczni Piotra Barona zdołali jednak odwrócić losy spotkania i ostatecznie odnieśli pewny triumf. – Przez całe zawody szukaliśmy odpowiednich ustawień. Mnie było trochę łatwiej, ponieważ jechałem na próbie toru. Miałem więcej informacji i starałem się je przekazać chłopakom z drużyny. Nie wszystko jednak udało się odczytać od samego początku, stąd nie najlepsza pierwsza seria. Każdy szukał ustawień i im dłużej trwało spotkanie, tym więcej wiedzieliśmy. Oczywiście warunki torowe się zmieniały. Mieliśmy lepsze i gorsze biegi, ale udało się do końca przypilnować zwycięstwa.
Janusz Kołodziej świętujący zwycięstwo w Częstochowie
W poprzednim sezonie Janusz Kołodziej w Częstochowie zdobył zaledwie 2 punkty, natomiast w niedzielę był najlepszym zawodnikiem spotkania. Czy zawirowania torowe w Częstochowie miały na to wpływ? – Ciężko mi powiedzieć. Mam dobrą pamięć, ale krótką (śmiech). Nie pamiętam już jak było rok temu. Wiem natomiast, że w Częstochowie trzeba mieć zazwyczaj bardzo szybki sprzęt, ponieważ kiedy jedziemy po zewnętrznej to motocykl potrzebuje mocy i solidnego oparcia o nawierzchnię. Byłem pewny swojego sprzętu, więc wiedziałem, że muszę wykorzystać jego potencjał. Faktycznie jak popatrzyłem na zapiski z tamtego roku to słabo to wyglądało. Nie rozmyślałem jednak o tym, chciałem zrehabilitować się za Gorzów i cieszę się, że się udało.
Po nieudanej inauguracji trener leszczyńskich Byków, Piotr Baron w wywiadach brał odpowiedzialność za porażkę na swoje barki. Z pewnością tym zachowaniem zapewnił komfort psychiczny swoim zawodników, aby ci mogli skupić się na starciu z Włókniarzem. Jak widać opłaciło się. – Na pewno tak. Nie było żadnej nerwówki. Trener nie wywierał na nas presji. My wiemy, że musimy wykonywać naszą pracę jak najlepiej i mieliśmy zapewnione do tego warunki. Trzeba jednak pamiętać, że trener nie jedzie za nas na motocyklu, stara się jak najlepiej nas przygotować i robi to bardzo dobrze. Przegrana z Gorzowem to przede wszystkim moja wina spowodowana słabą dyspozycją tamtego dnia. Nie byłem zadowolony z przebiegu tamtego spotkania, ale to były tylko i wyłącznie moje błędy. Trener nieraz nakłada na siebie zbyt dużą winę, ale wiemy, że chce nam pomóc i jest to bardzo budujące. Czasami trenerzy krytykują swoich zawodników, dlatego cieszymy się, że możemy w każdej sytuacji liczyć na wsparcie trenera. Jesteśmy drużyną i od dłuższego czasu bardzo dobrze to u nas działa.
Już w najbliższy piątek Unię Leszno czeka domowe starcie z Apatorem Toruń. W pojedynku z beniaminkiem leszczynianie są zdecydowanym faworytem i będzie to bardzo dobra okazja, aby ponownie zacząć budować "twierdzę Leszno". – Wiadomo, że brakuje nam naszej największej mocy czyli kibiców. Jazda przy pustych trybunach to jednak jest "lekka stypa". Brakuje nam tego, ale mamy taką sytuację i trzeba jechać dalej. W kolejnym meczu będziemy rywalizować z Apatorem Toruń. Oczywiście będziemy starać się pojechać jak najlepiej, lecz nie będzie to łatwe zadanie. Na papierze jesteśmy faworytem, ale wystarczy jeden błąd, słabsza dyspozycja któregoś z nas i zrobi się groźnie. W sporcie trzeba każdego dnia potwierdzać, że jest się dobrym i to będziemy starać się pokazać już w piątek.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!