Ledwo co ekscytowaliśmy się rozpoczęciem przesuniętego przez pandemię sezonu, a już jesteśmy w przededniu jego ostatniej, najważniejszej fazy. Czternasta kolejka dla połowy PGE Ekstraligi będzie tylko przedsmakiem walki o medale, dla drugiej zaś grupy to ostatnia szansa, by zareklamować swe usługi przed transferową karuzelą oraz godnie pożegnać się z w połowie wypełnionymi stadionami.
O ile gospodarz poniedziałkowego starcia – rybnicki ROW, już od kilku tygodniu pogodzony jest ze swoim losem i przygotowuje się do ewakuacji z PGE Ekstraligi, tak Betard Sparta Wrocław wciąż nie może być pewna, w której ostatecznie połówce tabeli zakończy zasadniczą część sezonu. Podopieczni Dariusza Śledzia przybędą na Górny Śląsk niezwykle podbudowani ubiegłotygodniową wiktorią nad grudziądzkim GKM-em, która walnie przyczyniła się do tego, iż srebrni medaliści poprzednich rozgrywek wciąż są w grze o najlepszą czwórkę. Układ w tabeli sprawia, iż pewnym swego miejsca w fazie play-off są Fogo Unia Leszno oraz Moje Bermudy Stal Gorzów. Za tą dwójką trwa niewątpliwej urody gonitwa, w której na dwa miejsca przypada aż czterech chętnych. Najmniejsze szanse na finalny sukces zdaje się mieć Motor Lublin, którego strata do czwartej lokaty wynosi dwa „oczka”. Ten sam dystans od strefy medalowej dzieli gości poniedziałkowego starcia, choć, w porównaniu do swych bezpośrednich rywali, mają oni zdecydowanie najłatwiejszą do sforsowania przeprawę. Eltrox Włókniarz udaje się na niezdobytą, leszczyńską ziemię zaś zielonogórski Falubaz powalczy w delegacji ze wspomnianym Motorem Lublin choćby o punkt bonusowy, który zapewni im przepustkę do dalszej, najważniejszej części sezonu.
Trzynaście kolejek, dwa „oczka”, minus 269 tzw. małych punktów, mizerna postawa liderów, brak wsparcia zawodników doparowych, juniorzy prezentujący formę poniżej krytyki a na dodatek ogromne niezadowolenie społeczne oraz jawny sprzeciw kibiców wobec polityki prowadzonej przez prezesa Krzysztofa Mrozka – tak w, jakże bolesnym dla fanów „zielono – czarnych”, skrócie można przedstawić dotychczasowe poczynania tegorocznego beniaminka. Rozgoryczenie i frustracja osiąganymi przez „Rekinów” rezultatami po ostatniej kolejce wzniosła się na jeszcze wyższy poziom, kiedy to częstochowski Włókniarz wręcz zdemolował podopiecznych Lecha Kędziory przy Gliwickiej, pozwalając rybniczanom na dobicie do trzydziestu punktów. Jakże znamiennych scen byliśmy świadkami podczas tej jednostronnej potyczki, gdy to kibice przyjezdni byli stroną dominującą nad gospodarzami, zagłuszając miejscowych swym dopingiem. Ten stan rzeczy nie wziął się jednak znikąd – władze PGG ROW-u zakazały bowiem swoim fanom wniesienia kibicowskiego ekwipunku, argumentując to brakiem stosownego pisma. Stowarzyszenie odpowiedzialne za oprawy podczas domowych spotkań „Rekinów” już zdążyły ten powód podważyć, informując, iż na przestrzeni sześciu lat swej działalności nigdy nie musieli przedstawiać żadnych dokumentów.
Na początku 2020 Netflix wypuścił na świat jedno, ze swych największych dzieł – „Last Dance”, serial opowiadający o ostatnim, zwycięskim sezonie drużyny wszechczasów z zawodnikiem wszechczasów. Michael Jordan prowadził byki z Chicago po pierścienie za zdobycie tytułu mistrzowskiego w NBA, a wszędobylskie kamery towarzyszyły im w tej wędrówce, co miało okazję zmaterializować się na ekranach ponad dwie dekady później. Całkiem możliwe, iż poniedziałkowe starcie rybnickiego ROW-u z Betard Spartą Wrocław również może nosić znamiona ostatniego tańca kilku z zawodników startujących w barwach gospodarzy. Trudno bowiem wyobrazić sobie, by na zapleczu PGE Ekstraligi startował Indywidualny Mistrz Europy i to pomimo faktu, iż od momentu zdobycia tytułu, Brytyjczyk mocno obniżył loty. Kto jeszcze może odejść z Rybnika? Większość kibiców zdaje sobie sprawę, iż zasiadając w poniedziałek na stadionie przy ulicy Gliwickiej mogą mieć ostatnią okazję, by zobaczyć w rodzimych barwach Kacpra Worynę. Kapitan miejscowych z pewnością będzie mógł przebierać w ofertach i jeden, słabszy sezon, nie jest w stanie zaciemnić obrazu wychowanka ROW-u, którego z pewnością stać na dobre występy na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce.
Ostatnie spotkanie obu ekip na rybnickiej ziemi miało całkiem interesujący przebieg, z zakończeniem o wysokim stężeniu dramaturgii. W sezonie 2017, jakże trudnym dla miejscowego ROW-u, podopieczni Mirosława Korbela potrzebowali możliwie jak najwięcej punktów, by po ukaraniu Grigorija Łaguty oraz odjęciu jego zdobyczy, rybniczanie wciąż znajdowali się na innej, niż ósmej pozycji. Efektem tej determinacji było zakontraktowanie kilku, dość zaskakujących zawodników, jak Brady Kurtz, Mads Korneliussen, Roman Lachbaum czy Rory Schlein. I to właśnie ten ostatni miał okazję brać udział w poprzednim pojedynku poniedziałkowych rywali, inkasując na swym koncie przyzwoite siedem „oczek” wraz z bonusem. Jednak to nie niepokorny Australijczyk był głównym bohaterem tamtejszej potyczki, a zdobywca 13+2 w sześciu startach – Andrzej Lebiediew. Wiele w Rybniku by dano, by Łotysz w obecnych rozgrywkach spisywał się choć w połowie tak skutecznie, jak we wspomnianym 2017 roku. Za odpowiednią ilość dramaturgii odpowiedzialnych było dwóch zawodników – Tai Woffinden oraz Tobiasz Musielak. Dwójka ta stoczyła pasjonującą batalię o jedno „oczko” w wieńczącej pojedynek gonitwie, i, gdy wydawało się, iż to wychowanek leszczyńskiej Unii dojedzie na punktowanej pozycji do mety, atakiem na granicy zdrowego rozsądku popisał się Brytyjczyk, mijając na linii start/meta Musielaka, odbierając „Toffikowi” punkt, tym samym zapewniając swej drużynie meczowy remis. Wśród gospodarzy najlepszymi okazali się Max Fricke (10+1) oraz Kacper Woryna (9+1) zaś po przeciwnej stronie barykady, obok Lebiediewa brylował Janowski (11).
Kończy się zatem przygoda „Rekinów” z PGE Ekstraligą, i trzeba uczciwie przyznać, iż tej wędrówce bliżej do nieoświetlonej, krętej i wyboistej drogi w dół, niż usłanej różami i punktami ścieżce w górę tabeli. Rybniczanie od samego początku sezonu zawodzili, przegrywając to na własnym obiekcie, to na wyjazdach, ledwie raz napoczynając rywala. Gorzowska Stal dała ograć się na stadionie przy ulicy Gliwickiej, dzięki czemu w tabeli obok PGG ROW-u zamiast wstydliwego zera widnieje nieco mniej haniebny dorobek. Wrocławianie zaś również swej drogi nie mogą uznać za wielce przyjemną, choć finalnie okazać się może, iż podopieczni Dariusza Śledzia osiągną cel minimum, czyli dotarcie do fazy play – off. Dzięki wygranej w Grudziądzu zbliżyli się na dwa „oczka” do częstochowskiego Włókniarza, którego czeka niezwykle ciężkie zadaniem, jakim jest wywiezienie z Leszna jakiejkolwiek zdobyczy. To stawia wrocławian w całkiem korzystnej sytuacji, bowiem trudno oczekiwać, iż powinie im się noga na rybnickiej ziemi. Triumf gości za trzy, duże punktu zdaje się więc być niemal pewny i trudno w tej chwili czarować czytelników, iż tak dotkliwie pobite przez Eltrox Włókniarz „Rekiny” będą w stanie skutecznie przeciwstawić się Drużynowym Wicemistrzom Polski z poprzedniej kampanii. Pozostaje nam jedynie życzyć fanom zasiadającym na stadionie przy ulicy Gliwickiej, by choć na pożegnanie z PGE Ekstraligą dostali widowisko godne najlepszej ligi świata.
Awizowane składy:
PGG ROW Rybnik:
9. Kacper Woryna
10. Mateusz Szczepaniak
11. Siergiej Łogaczow
12. Václav Milík
13. Robert Lambert
14. Kamil Nowacki
15. Mateusz Tudzież
Betard Sparta Wrocław:
1. Maciej Janowski
2. Maksym Drabik
3. Bartosz Curzytek
4. Max Fricke
5. Chris Holder
6. Gleb Czugunow
7. Przemysław Liszka
Źródło: inf. własna
Oferta na PGE Ekstraligę dostępna tutaj -> sprawdź szczegóły!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!