Kolejną w tym sezonie, wyraźną wyjazdową porażkę ponieśli w niedzielę żużlowcy Grupa Azoty Unii Tarnów, ulegając Fogo Unii Leszno w rozmiarze 35:55. Wynik nie do końca jednak odzwierciedla to, co działo się na torze, ponieważ w pierwszej fazie spotkania tarnowianie stawili skuteczny opór.
Przed meczem w zestawieniu gości doszło do zmiany i w miejsce Petera Kildemanda, który odczuwał nadal skutki upadku w Szwecji, w podstawowym składzie pojawił się Wiktor Kułakow. Leszczynianie, którzy byli wyraźnymi faworytami spotkania, na jego początku nie wypracowali sporej przewagi. Dopiero „ciosy”, które zadali w późniejszej fazie, pozwoliły im kontrolować jego przebieg. – Na wstępie gratuluję drużynie z Leszna i Piotrowi Baronowi. Tak, jak chyba każdy przypuszczał – w tym meczu „bili się Dawid z Goliatem” i ten pierwszy nie postawił się drugiemu. Chociaż może stawił opór, ale nie udało mu się zwyciężyć. Dziękuję moim chłopakom za postawę i walkę. My w tym meczu nie mieliśmy nic do stracenia, tak jak przed nim mówiliśmy – jechaliśmy na tyle, na ile byliśmy w stanie. Można powiedzieć, że biegi od dziewiątego były dla nas „mordercze”, bo po prostu przegrywaliśmy je podwójnie. Staraliśmy się rozegrać coś taktycznie i po części się to udało. Każdy może powiedzieć, że Nicki mógł jechać sześć razy, ale podjęliśmy decyzję, że nie będziemy go forsować i też niwelować strat, aby walczyć u siebie o punkt bonusowy. Może to tak trochę zabrzmi, jak brak wiary, ale Nicki ma ważniejsze biegi przed sobą, niż tutaj jeden więcej w Lesznie. Coś się działo na torze. Tak, jak mówiłem przed tym meczem, że zrobimy wszystko, żeby dostarczyć kibicom emocji. Myślę, że udało nam się spełnić to zadanie – skomentował niedzielny występ swojego zespołu, Paweł Baran.
Po 6. biegu gospodarze prowadzili zaledwie 19:17. Później, wraz z upływającym czasem zaczęli powiększać przewagę, a goście nie nadążyli ze zmianą ustawień. Łatwiej w drugą część spotkania weszły zatem miejscowe „Byki”, co dla przyjezdnych okazało się przeszkodą nie do przeskoczenia. Rozmiary porażki mogły być minimalnie niższe, gdyby nie pech w postaci defektu Nickiego Pedersena, jadącego w dwunastym biegu na prowadzeniu. – Leszczynianie byli u siebie i na pewno jest tak, że oni w połowie zawodów wiedzą, jak ten tor się za chwilę zachowuje, bo jadą na nim nie pierwszy mecz. To też może była przyczyna, że wiedzieli co zrobić, jak się zachować. W naszym zespole to, co na przykład u Nickiego działało, u niektórych już nie. Tak po prostu jest w żużlu, nie u każdego „jedzie” to samo, też dlatego gdzieś te punkty się pogubiły. Gdyby nie defekt Nickiego, to wynik byłby pewnie troszeczkę inny, ale wszystko to utrzymało się w podobnych rozmiarach – zaznaczył.
Sporym zaskoczeniem w pierwszych biegach była postawa Wiktora Kułakowa. Rosjanin, który wskoczył do podstawowego składu spotkanie zaczął od zdobycia 4 punktów z bonusem w dwóch startach. Niestety później pogubił się, czego skutkiem było już tylko jedno „oczko” więcej przy jego nazwisku. – Nie da się na jednym ustawieniu jechać w całych zawodach. Przede wszystkim Wiktor nie ma jeszcze na tyle objeżdżenia w ekstralidze, żeby nadążyć tak szybko robić korekty w sprzęcie. Na początku może leszczynianie byli gorzej dopasowani u siebie, potem wiedzieli, co trzeba zrobić w połowie zawodów i wykorzystywali te swoje atuty. Nawet w jednym biegu Wiktor jechał z Nickim na 5:1, ale pogubił te punkty na trasie. Był po prostu wolniejszy od chłopaków i najzwyczajniej go wyprzedzili – ocenił postawę jednego ze swoich zagranicznych zawodników, szkoleniowiec „Jaskółek”.
Z pewnością na więcej liczono w tarnowskim sztabie szkoleniowym, jeśli chodzi o postawę Artura Mroczki (1 punkt w 4 biegach). Po jednym z biegów podjechał on do Emila Sajfutdinowa, chcąc wyjaśnić sytuację z toru. To jednak zostało mylnie zinterpretowane przez arbitra niedzielnego pojedynku. – Artur Mroczka po jednym z biegów dostał upomnienie za to, że podjechał do Sajfutdinowa. Prawda jest taka, że zrobił to i go po prostu przeprosił za to, że mu zajechał drogę. Zostało to jednak zinterpretowane tak, jakby to on miał pretensje do kogoś – zakończył, po przegranym starciu w Lesznie, Paweł Baran.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!