Czeskie błędy okazują się zaraźliwe. Dwa tygodnie temu Iveston PSŻ Poznań miał ułatwione zadanie z powodu nieprawidłowości w dokumentach Grega Hancocka. Tym razem to Skorpiony nie dopilnowały oczywistych, jak się mogło zdawać, formalności.
Chodzi o silnik, którego w sobotnich zawodach używał Władimir Borodulin. Numer seryjny tego sprzętu zapisany w zgłoszeniu do meczu różnił się od faktycznego – zamienione miejscami zostały dwie cyfry, „2” i „7”. W efekcie Rosjanin został zdyskwalifikowany, a jego punkty anulowano. – Chyba nastała moda na takie głupie błędy – gorzko skwitował całą sprawę prezes poznańskiego klubu, Arkadiusz Ładziński. – Niestety, kierownik drużyny się pomylił. Na pewno nie było to zamierzone. Brak mi słów, bo ja też przez trzy lata pełniłem tę funkcję i mnie się tak kuriozalna gafa nigdy nie zdarzyła. Widocznie kiedyś musiał być ten pierwszy raz. No cóż, teraz tego już nie zmienimy.
Wynik spotkania zweryfikowano. Zamiast uzyskanego na torze 53:37 zapisany zostanie rezultat 53:31. Dwadzieścia dwa punkty straty przed rewanżem niemal przekreślają szanse poznańskiej drużyny na punkt bonusowy w tej rywalizacji. – To jest pogrom. Nasza sytuacja się bardzo skomplikowała, ale nikt nie powiedział, że będzie w tej lidze łatwo. Szkoda, że popełniliśmy tak banalny błąd i sześć punktów oddaliśmy całkowicie bez walki, bo to mogą być w końcowym rozrachunku bardzo ważne oczka.
Trzeba zauważyć, że sprawa Borodulina to nie jest jedyny problem natury papierkowej, który dotknął w sobotę poznaniaków. W zawodach nie pojechał Jakub Osyczka, który do Rawicza dotarł bez ważnej książeczki zdrowia. Na szczęście wraz z zespołem na stadionie im. Floriana Kapały znajdował się Mateusz Adamczewski, który miał przy sobie odpowiednie dokumenty i mógł wystartować na pożyczonym sprzęcie. Gdyby nie obecność wychowanka Stali Toruń, PSŻ nie mógłby wystawić do meczu czterech krajowych zawodników i musiałby oddać walkowera. – Zastanowimy się, co z tym dalej zrobić. Musimy podjąć jakieś męskie kroki, bo za nami dopiero pięć spotkań, a my limit błędów wyczerpaliśmy już do końca sezonu. Teraz już musi być tylko lepiej. Oby ten zimny prysznic sprawił, że w przyszłości wszyscy bardziej skupią się na swoich zadaniach – powiedział Arkadiusz Ładziński.
Błędy formalne to tylko jedna z przyczyn niezadowolenia prezesa Skorpionów. Kolejną jest kiepska dyspozycja zawodników. W zasadzie jedynym pewniakiem w talii trenera Tomasza Bajerskiego był Marcel Kajzer. Ambitnie walczył również Frederik Jakobsen, który jednak do trzech zwycięstw dołożył trzy podwójne porażki. Pozostali zawodnicy wypadli znacząco poniżej oczekiwań. – Ani Bellego, ani Borowicz, ani Borodulin, już pomijając kwestię z silnikiem, nie pokazali tego, na co liczyliśmy. Zawodnicy z Rawicza byli wyraźnie lepsi, i to nie chodzi nawet o Bartka Smektałę, bo przecież Marcel Kajzer pokazał, że da się go złapać. Nasz problem polega na tym, że od początku sezonu nie wszystko może się zgrać. W każdym meczu dobrze jedzie tylko dwóch-trzech zawodników, a pozostali się męczą. Musimy z trenerem głębiej się nad tym zastanowić. Do tego po raz kolejny zawalili juniorzy. Ta drużyna ma potencjał na pierwszą czwórkę, lecz go nie wykorzystuje. Na nasze własne życzenie będzie teraz o nią bardzo ciężko, ale to jest sport. Zatem nie poddajemy się. Wyciągniemy wnioski i dopóki mamy choćby matematyczne szanse, będziemy walczyć o play-offy! – zakończył sternik PSŻ-u.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!