Od ponad 20 lat stolica kraju, który tak umiłował speedway, wydaje się nie zdawać sprawy z istnienia takiej dyscypliny. Po drużynie ligowej nie ma śladu od 2003 roku, trybuny oraz tor wyględowskiego stadionu zaczynają powoli bardziej przypominać nieodległą puszczę Kampinoską niżeli obiekt sportowy. Gdzie zatem mogą udać się nieliczni warszawscy sympatycy żużla, by poczuć upragnione emocje?
Ponad dwie dekady
Ostatni sezon, gdy w lidze startowała drużyna ze stolicy to 2003 rok. Wówczas po rundzie zasadniczej ekipa WKMu Warszawa miała na swoim koncie jedynie dwie wygrane. Jedynym pewnym punktem drużyny był Brytyjczyk Andy Smith. Reszta zawodników, do których należeli m.in. Michael Max, czy Roman Jankowski albo nie startowała w ogóle, albo jeździła w tzw. kratkę. Przed rundą finałową drużyna wycofała się z rozgrywek, przegrywając wszystkie pozostałe pojedynki w stosunku 40 do 0.
Cztery lata później powołano Warszawskie Towarzystwo Speedwaya, którego główną misją stała się reaktywacja czarnego sportu. Niestety, do tej poru nie nastąpił żaden pozytywny przełom w tej sprawie. Co gorsza, w 2012 roku stadion na ulicy Racławickiej został zamknięty ze względu na zły stan techniczny, a sześć lat później zlecono jego rozbiórkę. Od 2019 roku natomiast pełny zarząd nad obiektem sprawuje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Arena, a w zasadzie to, co z niej zostało, z roku na rok coraz bardziej niszczeje i zamiast przyciągać sympatyków sportu, jest jedynie gratką dla fanów urbexu.
Grand Prix
Raz do roku wielu mieszkańców Warszawy nie może się nadziwić, że ich miasto przeżywa prawdziwe oblężenie. W okolicach centrum pełno jest kibiców w barwach, owszem biało-czerwonych, ale także takich reprezentujących wiele klubów sportowych z różnych miast – w świecie, chociażby futbolu, nie do pomyślenia. Na Krakowskim Przedmieściu słychać „Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata, Bartosz Zmarzlik mistrzem świata”, a przechodnie próbują sobie przypomnieć, z czym im się to nazwisko kojarzy. Jednym zdaniem, nadszedł dzień warszawskiej rundy Grand Prix na stadionie narodowym.
Do tej pory impreza ta odbywała się 7-krotnie. Frekwencja, mimo zarzutów o małą widowiskowość przez parametry toru, dopisuje i średnio na zawody te przychodzi około 50 tysięcy ludzi (maksymalna pojemność obiektu to 58 tysięcy). Może być więcej, ale wynik wciąż nie wygląda źle, porównując to, np. do rundy z Cardiff. Do końca 2023 roku sprzedano już 30 tysięcy wejściówek na tegoroczne majowe święto czarnego sportu w Warszawie. Czy kupują wyłącznie przyjezdni? Jest ich na pewno dużo, ale według strony SGPnarodowy 18,5% biletów na wspomnianą rundę zostało kupionych przez mieszkańców województwa mazowieckiego. Oby tak dalej i do zobaczenia!
Gdzie na ligę?
Kiedy mieszkaniec stolicy ma ochotę obejrzeć żużel z perspektywy stadionu, nie ma wyjścia i musi wsiąść w samochód lub pociąg i udać się w drogę do innego miasta. Najbliższe ekstraligowe emocje to oddalony o około 180 kilometrów Lublin oraz trochę dalej położone Częstochowa i Toruń.
Bezwzględnie najbliższym klubem żużlowym z perspektywy Warszawy pozostaje Orzeł Łódź. Wyjazd na spotkanie Metalkas 2. Ekstraligi to kwestia około 130 kilometrów, czyli około półtorej godziny drogi w jedną stronę.
Oprócz tego lotnisko Chopina oferuje szeroką siatkę połączeń krajowych i przykładowo przelot ze stolicy do odległej Zielonej Góry to kwestia jednej godziny i czasami nawet mniej niż 100 złotych.
Czy przyszłość warszawskiego speedway’a to coś więcej niż jeden dzień w roku? Koronnym postulatem polityków ubiegających się o urząd prezydenta miasta stołecznego raczej nie jest odbudowa sportu, o którym lwia część wyborców zwyczajnie nie ma pojęcia. Niestety, ale prawda jest brutalna, na powrót ligowego żużla do stolicy, póki co, nie można liczyć.
fot. główne: Bernard Skiba
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!