Przygoda Mariusza Puszakowskiego z czynnym uprawianiem sportu żużlowego dobiegła końca. Były już jeździec nie zamierza jednak opuszczać swojej ukochanej dyscypliny i ma zamiar przy niej zostać w nieco innej roli.
Zawodników po zakończeniu czynnej jazdy w lewo często ciągnie na tor, więc decydują się na zostanie przy tym sporcie, lecz w nieco innej roli. Najczęściej jest to praca w roli szkoleniowca lub menadżera, a część idzie także w kierunku komisarzy toru. Pewien plan na swoją przyszłość ma także Puszakowski. – Na ten moment nie mam sprecyzowanych planów. Obecnie jestem w trakcie kursu na instruktora sportu żużlowego. Na pewno chciałbym zostać przy żużlu oraz robić coś w tym kierunku. To nie jest tak, że z dnia na dzień coś się kończy i trzeba uciekać od tego. Żużel jest częścią mojego życia. Nie chcę niczego deklarować. Zobaczymy, jak to się wszystko poukłada – mówi legenda toruńskiego żużla.
Puszakowski przez wiele lat swojej kariery startował w wielu zagranicznych ligach. Jest jednym z Polaków, którego oglądaliśmy m.in. w lidze rosyjskiej, gdy bronił on barw Wostoku Władywostok. Były to dla niego z pewnością spore wyzwania logistyczne, bowiem według map z Torunia do Władywostoku jest nieco ponad 10,5 tysiąca kilometrów. Z tym miejscem ma jednak same miłe wspomnienia. – Tego było bardzo wiele i nie chciałbym o niczym zapominać albo coś za długo rozpamiętywać. Przede wszystkim przygoda we Władywostoku, gdzie jeździłem przez dwa sezony, a później Stany Zjednoczone. To również ludzie, których poznałem przez te wszystkie lata. Można by było opowiadać i opowiadać.
Od wielu lat juniorzy są ważnym ogniwem swoich zespołów. W Toruniu na ich brak narzekać nie mogą, ale na nieobecność wychowanków już tak. Adrian Miedziński przeniósł się w ubiegłym roku do Częstochowy, a teraz jego śladem ma iść Paweł Przedpełski. Zostaje więc liczne grono młodzieżowców rodem z Grodu Kopernika z prawdopodobnie jedynym torunianinem – Igorem Kopciem-Sobczyńskim – Pamiętam jak jeździłem w Toruniu w 2005 roku, to nie mieliśmy może za silnego składu. Był Wiesław Jaguś, Jason Crump i ja. Mieliśmy za to Karola Ząbika i Adriana Miedzińskiego. Czasami Crump z Andy Smithem robili w pierwszym biegu wynik 3:3 lub 4:2, a oni dokładali w kolejnym 5:1, potem wynik poprawiał Jaguś. Zdarzało się na wyjazdach lub u siebie, że prowadziliśmy na początku spotkania ośmioma punktami. Wtedy rywale starali się nas dogonić. Nagle ni stąd, ni zowąd mieliśmy dobry wynik. Trochę zabrakło jednak wtedy do brązowego medalu.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!