Zarząd klubu Orzeł Łódź z Witoldem Skrzydlewskim na czele spotkał się z kibicami. W długiej dyskusji fani nie ukrywali niezadowolenia. Emocje udzielały się także prezesowi.
H. Skrzydlewska Orzeł Łódź utrzymał się w Metalkas 2. Ekstralidze, jednak w dalszym ciągu nie ma pewności co do przyszłości drużyny. Witold Skrzydlewski, który zarządza klubem i jednocześnie jest jego największym sponsorem ogłosił bowiem, iż wycofuje się z żużla. Orzeł przystąpił do procesu licencyjnego w Metalkas 2. Ekstralidze, jednak w dalszym ciągu nie ma chętnego na przejęcie klubu. Dziś Witold Skrzydlewski wraz z zarządem spotkał się na stadionie z kibicami. Ci nie ukrywali niezadowolenia i wytykali błędy właścicielowi klubu.
Witold Skrzydlewski nie gryzł się w język
Spotkanie od samego początku przybrało ponury nastrój. Witold Skrzydlewski rozpoczął swoją wypowiedź w ten sposób: „Dla niektórych jestem trumniarz, dla niektórych gruba świnia, dla innych knur, a wiele innych rzeczy moglibyśmy jeszcze powiedzieć. Ale ja się tym nie przejmuję.” Prezes klubu bardzo szybko przeszedł do „pozdrowień” dla konkretnych osób, które źle wpływają na jego wizerunek. Zwrócił się do kibica, który przerobił zdjęcie Skrzydlewskiego (prezes polecił przerobienie głowy fana na głowę psa), a także kibicki, wypisującej negatywne komentarze w sieci, której zarzucił „mózg wielkości mózgu strusia”.
„Niewielka grupa ludzi potrafiła zniszczyć klub. 19 lat temu były wielkie problemy, my założyliśmy nowy klub. Założyliśmy go od zera, więc czemu ci co mają najwięcej do powiedzenia, nie założą własnego klubu. Dlaczego oni wszystko niszczą.” – kontynuował wypowiedź Witold Skrzydlewski, w międzyczasie jeden z kibiców próbował przerwać, odpalając petardę.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi…
Skrzydlewski następnie przeszedł do podawania konkretnych wartości finansów klubu. 8653277 zł – tyle Orzeł Łódź miał wydać w ubiegłym sezonie. Składały się na to wynagrodzenia dla zawodników, które wyniosły niecałe 6 milionów zł oraz koszty organizacyjne rzędu 2,5 miliona zł. Podano także wartości wpływów, te według zeznań Skrzydlewskiego nie wystarczyły aby pokryć wszystkie wydatki. Jako powód prezes podał brak zaangażowania kibiców. Wpływ do kasy klubu z biletów był bowiem najniższy w całej lidze, a wyniósł on niecały milion zł. Wpływy od sponsorów to natomiast kwota nieco ponad 3 milionów zł. Po całym podsumowaniu klub miał zostać „na minusie” 4591877 zł. Podkreślił, że tę kwotę opłaciła rodzina Skrzydlewskich.
„Rodzina Skrzydlewskich taką kwotę wyłożyła po raz ostatni. Nie ma możliwości, żeby zrobiła to ponownie. Ci, którzy przez 19 lat wykładali pieniądze na ten klub, oczekują jakiegoś szacunku. (…) Ja i moja rodzina nie dołożymy do tego interesu już ani złotówki. Każdy myślący człowiek uważa, że ja uciekłem z jakiegoś szpitala. Mała grupa ludzi, wydaje mi się, że nieudaczników, którzy nic w życiu nie osiągnęli, zniszczyła cały klub. To, że dzisiaj przyszło tak mało ludzi jest dowodem, że nie warto się w to bawić i w Łodzi nie ma miejsca na żużel.” – Zwracał się ostro w stronę kibiców Witold Skrzydlewski.
Kibice wypunktowali prezesa
Następnie swoje uwagi i akty niezadowolenia wyrazili kibice. „Odbijając piłeczkę” łódzcy fani polecili zarządowi zastanowienie się, czy fatalna sytuacja klubu jest winą kibiców, czy może słabym działaniem ze strony włodarzy Orła. Wielokrotnie wyliczany był problem słabo prowadzonego marketingu i zbyt dużej uwagi przywiązywanej do swojej rodziny i własnego biznesu przez prezesa. Witold Skrzydlewski nie zgadzał się jednak z tymi zarzutami i każdorazowo zrzucał winę na brak kibiców. Zarzucał brak zaangażowania i zachęcania znajomych do przychodzenia na stadion.
Często przewijał się także wątek braku kompetencji zarządu. Kibice zgromadzeni na trybunach uważali, że to właśnie nieodpowiednie osoby na nieodpowiednich stanowiskach są odpowiedzialne za brak rozwoju klubu. Prezes stanowczo jednak zaprzeczał, wtrącając dość często wątek słabej frekwencji.
Kolejnym aspektem poruszonym przez jednego z kibiców był problem braku szkółki. Pytanie to zebrało brawa od obecnych kibiców, jednak ponownie nerwowo zareagował Witold Skrzydlewski. „Żeby robić szkółkę i mieć wychowanków trzeba mieć pieniądze. Niech Pan wyłoży ze sto albo dwieście tysięcy. Ja nie widzę problemu żeby Pan wyszkolił wychowanków i to wszystko przeprowadził” – odpowiedział. W tym miejscu poruszony został również problem braku przywiązania do zawodników. Prezes wypominał żużlowcom bycie „bankomatami”. Mimo ogromnego oburzenia kibiców, Skrzydlewski pozostawał niewzruszony i nie widział w swoim zachowaniu nic złego.
Z rozmowy narodziła się kłótnia
Z czasem atmosfera zaczęła robić się coraz bardziej nerwowa. Zarówno kibice jak i właściciel klubu często podnosili głos. Witold Skrzydlewski ani myślał zgadzać się z zarzutami kibiców. Na stwierdzenie jednego z nich, że „Pan sam załatwił ten klub”, odpowiedział którko: „Bardzo się z tego cieszę”. Na zarzut kibiców odnośnie rzekomego odrzucania ofert sponsorów w celu lepszej reklamy własnej firmy, prezes w nerwowy i wulgarny sposób zagroził pozwem sądowym.
Witold Skrzydlewski bardzo często podkreślał swój wkład w klub. Wyraźnie chciał oddalić od siebie negatywne nastwienie kibiców. Ci jednak pozostawali nieugięci. Wielokrotnie Orzeł był przez niego porównywany do innych łódzkich klubów (głównie do piłkarskich – Widzewa i ŁKS-u). Zaznaczał, iż kluby te mają zdecydowanie łatwiej.
Jeszcze w trakcie sezonu Witold Skrzydlewski ogłosił, iż odda klub Orzeł Łódź za symboliczną złotówkę. Kibice oburzyli się, że nie zostało to jeszcze zrobione mimo oferty złożonej przez Adama Skowrona. W tym miejscu w celu uspokojenia sytuacji o całej sprawie opowiedział nie prezes, a członek zarządu klubu:
„Pan Adam Skowron wysłał list, w którym wyraził wstępne zainteresowanie nabyciem klubu. Pan Skowon zadał szereg pytań, na które otrzymał odpowiedź ze strony klubu. Finalnie nie przedstawił on oficjalnej oferty nabycia. Wszyscy bazują na wiedzy, którą przekazał w internecie Pan Skowron, a żadna oficjalna oferta nie wpłynęła” – opowiedział Henryk Ulacha.
Skrzydlewski ma też swoich sprzymierzeńców
Nie brakowało jednak także podziękowań, a także wyrazów poparcia dla Witolda Skrzydlewskiego. Głównie starsi kibice obecni na spotkaniu wyrażali słowa uznania dla dotychczasowej pracy prezesa w klubie. Można było zauważyć u nich smutek i zmartwienie odnośnie przyszłości żużla w Łodzi.
Na ten moment nie wiadomo w jakiej lidze i czy w ogóle Orzeł wystartuje w przyszłym sezonie. „Obawiam się, że możemy się nie doczekać poważnej oferty. Prezes Skrzydlewski spotyka się z potencjalnymi nabywcami. Jedynym warunkiem jaki stawiamy, jest wystawienie drużyny do rozgrywek w przyszłym roku. (…) W tej formule, którą mamy, nie jest nas stać żeby sensownie w Metalkas 2. Ekstralidze jechać. Nie rozważaliśmy do tej pory opcji startu w Krajowej Lidze Żużlowej.” – Ponownie zabrał głos Henryk Ulacha.
Po długiej, trwającej ponad półtorej godziny dyskusji, prezes Witold Skrzydlewski pożegnał się z kibicami. Ci jednak nie wyglądali na zadowolonych z przebiegu spotkania.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!