Pora na kolejny odcinek autorskiego projektu pt. Z(a)marłe tory. Tym razem nasza klepsydra czasu raz jeszcze przenosi się do wyjątkowego miejsca w Kazachstanie, gdzie kiedyś na speedway przychodziły tu tłumy ludzi. Serdecznie zapraszamy do lektury!
Żużel na lodzie (ice speedway) pojawił się w Rudnym w drugiej połowie lat 70. XX wieku. Trudno dzisiaj znaleźć kogoś, kto pamięta dzień, kiedy to młode przemysłowe miasto na północy Kazachskiej SRR po raz pierwszy usłyszało huk silników żużlowych motocykli, ale pierwsza oficjalna wzmianka o żużlowcach z Rudnego pojawiła się w protokołach mistrzostw ZSRR w żużlu na lodzie na początku 1979 roku. Pionierami zostali Władimir Jepifanow, Władimir Iwanczenko i Jurij Zenin, którzy reprezentowali Rudny podczas półfinałowych wyścigów w Nowosybirsku. Zresztą jechali całkiem nieźle, zajmując miejsca w środku tabeli podczas obu dni zawodów.
Żużlowe boom w Rudnym nabierało tempa. Duże wsparcie dla sportowców udzielał lokalny zakład górniczo-przeróbczy – główny „żywiciel” regionu. Złoża magnetytowych rud w kopalni, które w 1949 roku odkrył lotnik-geolog, poszukiwacz Surgutanow, okazały się ogromne. Surowce z Rudnego trafiały nie tylko do największych hut w ZSRR, ale i poza granice kraju. Oczywiście otworzyło to nowe możliwości nie tylko dla rozwoju samego zakładu, ale i dla miasta-satelity, którego populacja szybko rosła.
Już w 1983 roku Rudny był gotowy pod względem infrastruktury, aby przeprowadzić półfinałowe zawody mistrzostw ZSRR w żużlu na lodzie. 26 i 27 lutego widzowie na wypełnionym po brzegi stadionie „Budowlany” byli świadkami zaciętej walki na lodowej nawierzchni. Naprawdę było komu kibicować. Oprócz wspomnianego wcześniej Władimira Iwanczenki, który teraz reprezentował sąsiedni Kustanaj, publiczność szczególnie gorąco przyjęła swoich zawodników z Rudnego – Serhija Maksymczuka oraz 24-letniego Grigorija Slepuchina, który stawiał pierwsze kroki na swojej jaskrawej, ale niestety bardzo krótkiej karierze.
—> ZOBACZ POZOSTAŁE CZĘŚCI Z(A)MARŁYCH TORÓW ! <—
Stadion
„To właśnie ten stadion” – mówi mi Denis Slepuchin, zwracając w stronę drogi. Jego ojciec był niebywałą gwiazdą w Rudnym w swoim czasie. Oczywiście to właśnie w tym miejscu Denis spędził znaczną część swojego dzieciństwa.
„Tata zawsze dawał nam z bratem zaproszenia na zawody. Ale nam, chłopakom, wcale nie było interesująco wchodzić na stadion. A przejść przez ten wysoki płot – to zupełnie inna sprawa”.
Teraz na stadionie „Budowlany”, który niegdyś był główną areną miasta do organizowania imprez żużlowych na lodzie, trwa wielka budowa. Wkrótce stanie tu duża szkoła podstawowa.
„Miałem pomysł, żeby dogadać się z władzami miasta o przekazanie tej ziemi na własność prywatną. Zrobilibyśmy tutaj nasz klub sportowo-techniczny, na wzór STK Sokol w Ałmatach, ale nie wyszło. Cóż, szkoła też jest potrzebna” – mówi Denis z nutą smutku w głosie.
„Dyrektorem tego stadionu był Iwan Jewgienjewicz Szwab. Bardzo fajny facet. Zawsze nas wspierał. Nawet kiedy po dużej przerwie w 2018 roku przyszedłem do niego z propozycją przeprowadzenia eliminacji do Mistrzostw Świata właśnie na „Budowlanym”, odpowiedział od razu: „Rob, pomogę jak tylko mogę”. I w ogóle kręcił się, jak mógł. Jeszcze w czasach „związkowych” wymyślili z trenerem Jurijem Kożynem organizowanie loterii podczas wyścigów. Ludzie chętnie chodzili na żużel, a potem to już w ogóle zaczęły się tłumy – każdy chciał coś wygrać: rowery, motocykle, a nawet samochody „Zaporoszcze” rozlosowywali. Już w latach 90., kiedy naprawdę zaczęło brakować, Szwab urządził na stadionie rynek. Tak wtedy przetrwali. I tym samym uratowali stadion. Teraz została tylko ta dwupiętrowa budowla w strefie startowej oraz kilka boksów za nią. Do tych, swoją drogą, podczas wyścigów wpuszczano tylko „najmodniejszych”. Inni przygotowywali się do zawodów tutaj, na otwartym placu. W ogóle mieliśmy wielu wspaniałych ludzi. Kiedy w 2018 roku organizowałem eliminacje, była bardzo zimna pogoda. I wtedy chłopaki z warsztatu samochodowego przerwali wszystkie prace i oddali swoje pomieszczenia dla żużlowców, którzy przyjechali z innych miast i musieli przygotować motocykle do turnieju. Jestem im za to niezmiernie wdzięczny”.
Spotkanie z legendą
Jedziemy ulicami współczesnego Rudnego na spotkanie z bez przesady legendarnym kazachstańskim zawodnikiem – Władimirem Czeblokowem. Wpatruję się w zdjęcie, które zachowałem w pamięci mojego telefonu. Lipiec 1986 roku. Moje rodzinne ukraińskie miasto Równe gościło jednocześnie półfinał i finał Spartakiady Ludów ZSRR.
Najlepsi żużlowcy z różnych „związkowych” republik zebrali się na żużlowym torze w Równem, aby powalczyć o prestiżowy trofeum. Reprezentacja Kazachstanu była reprezentowana przez dwóch żużlowców z rudyńskiego „Magnetitu” – Grigorija Slepuchina i Władimira Czeblokowa. Mistrzostwa Spartakiady w Równem rozciągnęły się na dwa weekendy. 19 lipca odbyły się drużynowe półfinały, w których kazachstańscy zawodnicy pokazali się świetnie, zajmując trzecie miejsce, przegrywając tylko z silnymi drużynami RSFSR i Ukraińskiej SRR, a wyprzedzając reprezentantów Azerbejdżanu, Gruzji i Białorusi. Drzwi do finału drużynowego zostały więc otwarte.
Następnego dnia odbył się indywidualny półfinał, w którym Grigorij Slepuchin zajął siódme miejsce, a Władimir Czeblokow jedenaste spośród szesnastu uczestników. Tym samym drużyna Kazachstanu miała możliwość przez kolejny tydzień dobrze poznać charakterystyczne miejsca Równego: przejść się po „stometrówce” od hotelu „Mir” do kina „Żowtien”, odwiedzić park Szewczenki, wypić piwo w browarze lub kawę w kafeterii centralnego sklepu spożywczego, który znajdował się w budynku, gdzie wówczas mieszkał 10-letni autor tego materiału (niech czytelnicy wybaczą tę nostalgiczną dygresję).
W Równem wtedy panował prawdziwy żużlowy boom, a lokalny „Sygnal” po raz pierwszy został mistrzem ZSRR w klasycznym żużlu. Tak więc kazachstańscy sportowcy mieli na co popatrzeć. Jednak finał drużynowy okazał się dla nich trudny. Wynik: taka sama liczba punktów jak drużyna Armenii i przedostatnie, szóste miejsce. Ponadto, podczas zderzenia z kolegą z drużyny, Władimir Czeblokow doznał kontuzji. W indywidualnych zmaganiach następnego dnia kazachstańscy sportowcy nie brali udziału.
„Denisie, weź karasie. Dużo przywiozłem” – chwali się dobrym łowem 63-letni Władimir Czeblokow. „Wchodźcie, wchodźcie. Herbaty będziecie?” – zaprasza żona Władimira, Iryna. „Już za chwilę będą gotowe pączki. Przegryziecie coś. Siadajcie, nie krępujcie się”
Na zewnątrz panuje prawdziwe lipcowe upały, więc chowamy się w cieniu i zaczynamy rozmowę. Opowiadam o tym, jak niezwykle fascynujące jest odkrywać zapomniane lub zupełnie nieznane karty historii żużla. Władimir zapala papierosa, a jego myśli przenoszą się do czasów, kiedy historia rudyńskiego żużla dopiero się zaczynała.
„Mieliśmy trenera – Jurija Mykołajowycza Kożyna, a on miał brata, Walerija Mykołajowycza. Brat pracował jako mechanik w fabryce. Zadzwonili do chłopaków z Nowosybirska, a w efekcie przywieźli nam cały samochód pełen złomu metalowego. W tamtym czasie była normalna drużyna. Oczywiście naprawiali sprzęt, coś wymieniali, udoskonalali. I zostawało dużo różnego metalu. Całe to wszystko przywiózł „KamAZ” z przyczepą. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy tylu różnych kawałków metalu. Rozładowaliśmy to wszystko i zaczęliśmy składać. Niektóre części okazały się zupełnie nowe. To był koniec lat 70-tych. Własnymi siłami zrobiliśmy tor na Sokolowce (jedna z dzielnic Rudnego). Ale zanim zdążyliśmy się pościgać, zabrali mnie do wojska. Po powrocie od razu zacząłem trenować. Głównie był to żużel na lodzie, a w cieplejsze dni żużel na normalnym torze i motocross. Z techniką było oczywiście trudno. Jakoś naszej sekcji motocyklowej dali 250-ccm „czezet” (CZ). Zamieniliśmy go na prawdziwy motocykl do żużla na lodzie. Na szczęście kierownictwo fabryki rozumiało, że wyścigi motocyklowe cieszą się dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców Rudnego. Sami zaproponowali, żeby kupować nam po dwa motocykle rocznie, jeśli będziemy zajmować się także klasycznym żużlem. No i powoli wspólnymi siłami udało się coś stworzyć. Zatrudniliśmy dzieciaki do sekcji, dla nich przeznaczyliśmy motocykle 125-ccm. Potem oddali nam ten stadion nad rzeką, gdzie byliście dzisiaj z Denisem. Faktycznie budowaliśmy tor własnymi siłami, ale fabryka oczywiście pomagała materiałami. I tak zaczęliśmy jeździć, trenować. I dorośli, i dzieciaki. Było dużo młodzieży. Oto Żenia Jepanczycew, którego nie ma już w tym roku – nasz. Mogę jeszcze wspomnieć Wowię Mieszczenkę, Andrieja Nakończennego, Olega Dosaewa. Wszyscy potem się rozjechali. Fajni chłopcy byli”.
„My z Griszą, ojcem Denisa, w porównaniu z nimi już byliśmy uznawani za dziadków. Zgłosiliśmy się do pierwszej „sojuszniczej” ligi. Jeździliśmy do Sterlitamaku, Meleuza, Saławat, do Ferhany i innych miast. Jak się tam dostawaliśmy? Ha! Na przykład do Ferhany wzięliśmy Kamaza, koła poza burtą, żeby było więcej miejsca, nałożyliśmy materace i pojechaliśmy. Oczywiście jechaliśmy długo. Czasami kombinaty dawały nam samochód. Mieli IFA, półbudka. A czasem jechaliśmy pociągiem, a motocykle osobno samochodem. Już w czasach „przebudowy”, w drugiej połowie lat 80-tych zaczęliśmy mieć problemy ze stadionem. Odcięli nam wodę, prąd. A do tego chłopcy zaczęli wchodzić i łamać wszystko. Stadion był na skraju miasta, więc trudno było go pilnować. Niestety, nie można było na to wpłynąć. Tym bardziej, że w głowach włodarzy miasta pojawiła się idea zabudowania terenu stadionu domami. I tak został nam tylko żużel na lodzie. Dopóki Grisza Sliepuchin był żywy, organizowaliśmy kilka zawodów każdej zimy. Wszystko skończyło się w Rudnym, kiedy Grisza odszedł. To zdjęcie zostało zrobione po ostatnich zawodach. Kilka miesięcy po jego śmierci. Oczywiście znajdowaliśmy sposób, by trenować, jeździliśmy za granicę. Byliśmy w Niemczech, Szwecji, Finlandii. Występowaliśmy nieźle, nawet dwa razy zdobyliśmy drużynowe brązowe medale Mistrzostw Świata. Z wieloma z nich przyjaźnimy się do dzisiaj. Na przykład Harald Simon zadzwonił w zeszłą zimę, oferując motocykl, żebyśmy tylko przyjechali do Szwecji na eliminacje Mistrzostw Świata. Bo jakie to Mistrzostwa Świata bez nas? Tylko Europejczycy tam.”
„Właśnie Włodku, idź do łaźni, przynieś stare zdjęcia” – przerywa monolog Włodzimiera Denis.
„A ja nie pamiętam, gdzie one są. Może gdzieś w rurze schowane” – śmieje się szczerze Włodzimier Czeblokow. Oczywiście, że pamięta, gdzie znajduje się ten bezcenny archiwum. Wszystkie zdjęcia są starannie przechowywane w albumie fotograficznym, obok ogromnej ilości nagród i odznaczeń.
„Denisie, weź karasie!” „A gdzie ja je wezmę? Chyba tylko w postaci smażonej”. „Nie, to nie przejdzie”. Patrzymy na zdjęcia, a każde z nich ma swoją historię. Jeden z podpisów na odwrocie zdjęcia jest szczególnie niezapomniany: „Rudny 1988. Sportowiec przegrał i prawie płacze. Motocykl zawiódł”.
„A oto zdjęcie, kiedy po raz pierwszy wyjechaliśmy za granicę. W RAF-ie z przyczepą. Tam motocykle, a między nimi beczka z paliwem”. „Tak, chłopaki, chodźcie napić się herbaty” – woła nas żona Włodzimiera – Irina. „Herbata z mlekiem? Po kazachsku? I ciasto, proszę, gorące. Mówię mu, no dość już tego startowania. Nie jest już młody. A kontuzje leczą się coraz gorzej. Bardzo się martwię, ale czy można go powstrzymać?”
—> ZOBACZ POZOSTAŁE CZĘŚCI Z(A)MARŁYCH TORÓW ! <—
Podsumowanie
Kiedy jechałem do Rudnego, nawet nie wyobrażałem sobie, że wszystko pójdzie tak. Spotkanie z zawodnikami „żelaznego” miasta dało tyle emocji i wrażeń, że naprawdę trudno je przekazać w pełnym zakresie w ramach krótkiego artykułu.
„Jestem najbardziej wdzięczny STK Sokol za to, że nie pozwala umierać sportom technicznym w Kazachstanie. Zawsze zwracam się do nich o wsparcie i zawsze cieszę się, że mogę występować z ich logo na zawodach różnych szczebli. I teraz jest nadzieja, że uda nam się dotrzeć na następne eliminacje Mistrzostw Świata w żużlu na lodzie. Niech więc czekają na nas już tej zimy. Bardzo chcę spotkać się ze starymi znajomymi i pokazać, że jeszcze na coś nas stać. Będziemy wierzyć, że wszystko pójdzie jak najlepiej” – mówi Denis Sliepuchin odwożąc mnie na główny stadion w Kostanaju. Teraz gra tu miejscowy klub piłkarski „Tobol” w wyższej lidze mistrzostw Kazachstanu, a kiedyś Denis organizował w tym miejscu turnieje żużlowe na lodzie.
Do samolotu mam jeszcze sporo czasu, więc chcę po prostu uporządkować wszystkie te niesamowicie interesujące informacje, które otrzymałem tego dnia. A także włączyć wyimaginowaną maszynę czasu, żeby przenieść się w przyszłość, gdzie podczas jednego z wyścigów na lodzie znów zmierzą się starzy przyjaciele-rywale Kazach Włodzimierz Czeblokow i Szwed Stefan Svensson.
P.S. Włodzimierz Czeblokow definitywnie zakończył karierę zawodnika w styczniu 2025 roku. Po ostatnich zawodach podarował swój motocykl głównej nadziei kazachskiego żużla – Antonowi Moisejewowi. Żużlowcy z Kazachstanu nie zdołali wziąć udziału w eliminacjach do Mistrzostw Świata w 2025 roku, ale mają nadzieję, że w przyszłym (2026) na pewno im się to uda!
—> ZOBACZ POZOSTAŁE CZĘŚCI Z(A)MARŁYCH TORÓW ! <—
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!