W przyszłym sezonie Michael Jepsen Jensen będzie bronić barw InvestHousePlus PSŻ-u Poznań. Teraz wypowiedział się o powodach słabych występów dla Wybrzeża.
Gdy „Liglad” po wielu latach opuścił PGE Ekstraligę, to wydawało się, że będzie to tylko jednoroczny epizod. Do 1. Ligi Żużlowej (teraz Speedway 2. Ekstraliga) przychodził jako gwiazda, gdzie miał poprowadzić zespół ROW-u Rybnik w walce o awans. Ostatecznie tak się jednak nie stało, a ekipa z Górnego Śląska zmagania zakończyła na półfinałach. Sam Jepsen Jensen jednak w pewnym momencie stracił jednak miejsce w zespole Marka Cieślaka na rzecz Pontusa Aspgrena. Miało to związek z nierówną dyspozycją Duńczyka. Nic więc dziwnego, że po ostatnim meczu obie strony podziękowały sobie za współpracę.
Z Rybnika trafił do Gniezna, gdzie ponownie brak stabilizacji był jego największym problemem. Na domiar złego Start ostatecznie zakończył zmagania na ostatnim miejscu w tabeli, bo chociaż mieli tyle samo punktów co ROW, to w ostatecznym rozrachunku lepiej wypadły „Rekiny”. Zabrakło bowiem punktów MJJ-a, chociażby w Bydgoszczy, gdzie zdobył ich tylko pięć. Już wtedy wydawało się, że Duńczyk będzie musiał zejść na najniższy szczebel, lecz wtedy z nieba spadły mu kłopoty kadrowe Wybrzeża Gdańsk. Tam ponownie był kontraktowany z myślą o byciu liderem, lecz sezon zweryfikował jego plany.
– Jeśli chodzi o moje wyniki w tym roku, to nie chcę zrzucać winy na kontuzję ani wymyślać innych wymówek, ale one się zdarzyły. Dopiero pod koniec sezonu poczułem, że jestem sprawny w 100% i od razu zanotowałem przyzwoite mecze – powiedział w rozmowie z klubowymi mediami.
Kontuzja za kontuzją
To właśnie urazy były największym kłopotem utytułowanego zawodnika. Podczas jednego z majowych meczów w rodzimych rozgrywkach doznał kontuzji dłoni, która wpłynęła na jego późniejszą dyspozycję. Na tor wrócił po zaledwie dwóch tygodniach i podczas eliminacji do SGP wydawało się, że z jego zdrowiem jest wszystko w porządku. Tak się jednak nie stało, a na domiar złego brał udział w kolejnych także groźnych upadkach. Teraz opowiedział o przebiegu sezonu z jego perspektywy. Nie zwala jednak winy na silniki, gdyż te jego zdaniem zachowywały się tak, jak tego oczekiwał.
– Byłem całkiem zadowolony z moich silników. Miałem pewne problemy z zapłonem, ale moje główne problemy skupiły się w tym roku na kontuzjach. Najpierw miałem uraz ręki, przez który miałem kilka tygodni przerwy. Po nich jednak nie czułem się zbyt dobrze. Wróciłem do jazdy i kolejny upadek, gdzie z powodu wcześniejszego urazu nie miałem pełnego chwytu w tej ręce. Miałem potem kilka dobrych spotkań, a następnie rozbiłem się w Gdańsku, gdzie jednak jechałem dalej. Wtedy jednak tak naprawdę zwichnąłem ramię i skręciłem nogę. To spowodowało, że nie mogłem chodzić, a przez trzy miesiące nawet biegać. Uraz ramienia sprawił, że nie miałem praktycznie żadnej siły w lewej ręce – wytłumaczył.
W trakcie listopadowego okna transferowego telefon „Liglada” milczał. Dlatego też w pewnym momencie on sam zdecydował się zgłosić do InvestHousePlus PSŻ-u Poznań. Obie strony doszły do porozumienia, lecz Duńczyk nie ma pewnego miejsca w składzie drużyny prowadzonej przez Adama Skórnickiego. Je będzie musiał wywalczyć na treningach, gdzie chętnymi na nie będą też Aleksandr Łoktajew, Matias Nielsen i Ryan Douglas. Do zmagań w sezonie 2024 przystąpi jednak z zimną głową, a o tegorocznych zmaganiach chce jak najszybciej zapomnieć.
– Ludzie pamiętają cały sezon i zdecydowanie nie wyglądał on tak, jakbym tego chciał. Zacząłem i skończyłem sezon całkiem nieźle. Między urazami też miałem niezły mecz. To jednak tylko jeden z tych sezonów, które trzeba zapomnieć. Czasem się tak zdarza – zakończył Jepsen Jensen.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!