Stare porzekadło mówi, że z niewolnika nie ma pracownika. Wygląda na to, że w Falubazie mają inne zdanie na ten temat.
Jan Kvěch to młody, utalentowany czeski zawodnik. Ten urodzony osiemnastego października 2001. roku żużlowiec jest nadzieją naszych południowych sąsiadów na to, że w końcu pojawi się ktoś kto dorówna talentem i osiągnięciami Lukasowi Drymlowi, a może i Antoninovi Kasperowi czy Lubosowi Tomickowi seniorowi. Popularny Honza wszak już w roku 2016 na torze w Divisovie zdobył złoty medal mistrzostw Europy w klasie 125 cc. Kwestią czasu było trafienie do polskiej ligi. Zwłaszcza, że u nas wprowadzono przepis o rezerwowym zawodniku do lat 23.
Kvěch wybrał zielonogórski Falubaz, z którym przed sezonem 2020 związał się na trzy lata. Decyzja mogła trochę dziwić. Speedway Ekstraliga to jednak dosyć wysokie progi. Prościej było skusić się na kontrakt w niższej klasie rozgrywkowej i mieć większa szanse na ligowe występy. I faktycznie w sezonie 2020 Kvěch w Falubazie pojechał dopiero w meczu o brąz ze Sparta, kiedy to na trudnym torze zanotował upadek.
To Czecha nie zraziło. Sezon 2021 miał być inny. Pojawiła się dodatkowa pozycja zawodnika do lat 24. Okazało się jednak, że kandydatów do dwóch miejsc w składzie Falubazu było aż trzech. Poza Kvěchem oczywiście Damian Pawliczak i Mateusz Tonder. Trener Falubazu Piotr Żyto dosyć nieumiejętnie żonglował całą trójką. Ostatecznie żaden z tych zawodników nie był pewien miejsca w składzie, nie mówiąc o dostatecznej ilości wyścigów. Jak ważna jest regularna jazda powie każdy żużlowiec. Gdy się startuje w jednym czy w dwóch biegach w meczu, trudno jest o złapanie formy i odpowiedniego rytmu jazdy. Ostatecznie Kvěch w barwach Falubazu wystąpił w pięciu meczach, w których zaliczył raptem osiem biegów.
Nic dziwnego, że zapragnął wypożyczenia. Jego wyborem okazały się pierwszoligowe Wilki Krosno. Na Podkarpaciu Kvěch odżył. Choć wystąpił zaledwie w trzech meczach, to zaliczył w nich aż osiem biegów i zanotował na swoim koncie siedemnaście punktów, w tym trzy trójki. W międzyczasie niepochlebnie o profesjonalizmie Janka wypowiadał się menedżer Falubazu Piotr Żyto. Wydawało się więc, że Kvěch znalazł swoją ostoję. Ani on nie chciał Falubazu, ani Falubaz jego.
Jakże duże więc zdziwienie zapanowało w środowisku, gdy w listopadzie prezes zielonogórzan Wojciech Domagała w błysku fleszy zaprezentował Kvěcha jako zawodnika na kolejny sezon. Postronni obserwatorzy drwili, że Honza nie wyglądał na zdjęciu na zbytnio szczęśliwego. Okazało się, że to nie była kwestia niefortunnego ujęcia (każdy czasem zrobi dziwną minę na zdjęciu), ale… szczera prawda.
Czeski portal speedwaya-z.cz opublikował rozmowę z Kvěchem, w którym Honza mówi: Musiałem zostać. Podpisałem kontrakt na trzy lata i powiedzieli mi, że nie pozwolą mi odejść. Więc zostałem tam. Obiecali pojechać, zobaczymy, czy dotrzymają słowa.
Nie brzmi to jak małżeństwo z rozsądku. Ba, nie brzmi to w ogóle optymistycznie w kontekście kolejnego sezonu. Widać jasno z tej wypowiedzi, że Kvěch jest zmęczony klubem z Zielonej Góry. Dlaczego więc Falubaz nie pozwolił mu odejść? Jasne, presja na awans jest duża, ale czy naprawdę w Zielonej Górze nie znają starego powiedzenia: “z niewolnika nie ma pracownika”? Czy naprawdę będą spodziewali się po Kvěchu “umierania” za Zieloną Górę?
Falubaz nie może pozwolić sobie w tym roku na wpadki. Klub z Zielonej Góry chce szybko wrócić do Speedway Ekstraligi. Jest murowanym faworytem i musi to potwierdzić na torze. Kluczem do awansu jest jednak nie tylko silny na papierze skład, ale też dobra atmosfera. Czy ta w Zielonej Górze będzie wystarczająca? Analizując wypowiedź Kvěcha można mieć wątpliwości. Oby inny zawodnicy jeździli w przyszłym roku w Falubazie z powodu własnych chęci, a nie przymusu. Inaczej może to się skończyć katastrofą.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!