Anatolij Zil to jeden z architektów sukcesu Lokomotivu Daugavpils w polskich ligach. Był wiceprezesem i dobrym duchem drużyny, gdy ta w latach 2015-2016 wygrywała pierwszą ligę. Walczył o żużel w Daugavpils, kiedy sport ten stał się przedmiotem politycznych rozgrywek. W styczniu 2019 roku powiedział pas i odszedł z klubu, a Lokomotiv, jakby w odpowiedzi, zaliczył dwa najgorsze sezony od lat i ostatecznie spadł do najniższej klasy rozgrywkowej.
Czy to dlatego po ponad dwóch latach Zil wraca na pokład łotewskiego żużlowego statku? Czego jego zdaniem zabrakło w klubie pod jego nieobecność? I co to znaczy być żużlowym narkomanem?
Nowy-stary menedżer łotewskiego zespołu odpowiedział na nasze pytania: te całkiem łatwe i te bardzo trudne.
Joanna Krystyna Radosz (speedwaynews.pl): Ciągnie wilka do lasu… Jakie to uczucie, wrócić do Lokomotivu po ponad dwóch latach? Wrócił pan na poprzednie stanowisko, prawda?
Anatolij Zil: Tak, wróciłem na dawne stanowisko – jestem klasycznym menedżerem klubu. Oczywiście, nawet kiedy nie pracowałem w Lokomotivie, byłem w kontakcie z zawodnikami i widziałem, co się dzieje w klubie. Powrotowi towarzyszyły wielkie emocje: kiedy ogłosiłem, że znowu będę pracował w Lokomotivie, otrzymałem mnóstwo spontanicznych wiadomości od kibiców. Ich zaufanie to dla mnie wielka odpowiedzialność i nieco obaw. Przyznam, że zacząłem gorzej sypiać.
– Odchodząc na początku 2019 roku, powiedział pan, że zmęczył się okolicznościami pozasportowymi. Co stoi za powrotem: okoliczności się zmieniły czy pan wypoczął?
– Okoliczności nie zmieniły się jakoś szczególnie. Chodzi raczej o to, że kiedy się rozstawaliśmy, nie widziałem za bardzo możliwości realizacji pomysłów, jakie miałem na rozwój Lokomotivu. Przez te dwa lata ludzie odpowiedzialni za klub pewne rzeczy zrozumieli i chyba wreszcie mówimy jednym językiem. To daje nadzieję na skuteczną pracę. Oczywiście, czas nie stoi w miejscu. Po tamtych kilku ciężkich sezonów coś we mnie pękło. Jestem bardzo emocjonalnie reagującą osobą i ciężko mi było patrzeć na to, co dzieje się wokół klubu. W tej chwili, mam nadzieję, jestem już bardziej doświadczony. Postaram się nie brać wszystkiego do siebie i koncentrować się na sednie sprawy.
– Co się zmieniło w klubie pod pańską nieobecność?
– Nic. Nic nie mogło się zmienić, ponieważ nie zmieniła się reszta osób odpowiedzialnych za Lokomotiv. Mieli więcej pracy, niektórych rzeczy nie robili w ogóle. Powtórzę: teraz mniej więcej wiemy, co musimy zrobić i w jaką stronę zmierzać. Postaram się realizować punkty mojego planu, dzięki któremu klub będzie jeszcze bardziej profesjonalny: skuteczny dla zawodników, zrozumiały dla kibiców. Być może potrzebowałem tej przerwy, żeby spojrzeć na klub i jego problemy z innej strony i na chłodno zaproponować rozwiązania nowym-starym współpracownikom.
– Co w Lokomotivie wymaga natychmiastowych działań?
– Trudno powiedzieć. Mamy przed sobą masę roboty i nie ma sensu brać się za wszystko naraz. Strategia na teraz: działać krok po kroku. Pierwsze, co chcę ustalić: strategię komunikacji zarówno w klubie, jak i klubu ze światem, ponieważ obecnie mamy wyraźne problemy w tej kwestii.
Stadion w Daugavpils pełny kibiców
– A czego brakowało w klubie w sezonach 2019-2020?
– Na pewno komunikacji, atmosfery, emocji. Brakowało też konkretnych działań, co przełożyło się na wyniki drużyny. Oczywiście, po zwycięstwach w sezonach 2015-2016 spodziewaliśmy się, że kiedyś nastąpi jakiś kryzys. Nastąpił. Popsuły się relacje w samym klubie i relacje z kibicami. To wszystko było przewidywalne i logiczne. Przeżywamy całkowicie naturalny etap w życiu klubu: emocjonalny reset. Pojawia się na nowo zainteresowanie, emocje związane z nowymi możliwościami i planami. Później pewnie te emocje nie będą już tak żywe, ale pozostaną obecne. Będziemy się starali pokazać, że klub ma serce, pragnienia, emocje.
– Jaki cel macie na sezon 2021?
– Nasi kibice z pewnością chcą usłyszeć jedno: zamierzamy wrócić do pierwszej ligi najszybciej, jak się da. Oczywiście tego właśnie chcemy i będziemy się starać i walczyć w każdych zawodach. Dla mnie jednak o wiele ważniejsze jest to, żeby klub funkcjonował jak należy. Jeżeli wszystkie wewnątrzklubowe działania będą profesjonalne, pojawi się i wynik. To żelazna zasada i sportowego biznesu, i biznesu w ogóle. Sezon będzie nieprzewidywalny i tuż przed nim mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Sądzę, że sporą rolę odegra covid-19: w samym przebiegu sezonu, w składach klubów. Nie wiemy, co się wydarzy, a ja nie chcę walczyć o awans za wszelką cenę. Mierzmy siły na zamiary: zarówno finansowe, jak i inne. W trakcie sezonu zobaczymy, jaki faktycznie będziemy mieć cel.
– Czy wyznaczył pan szczególną rolę któremuś z zawodników?
– Nie. Musimy mieć całą drużynę, a wynik opiera się na tym, by każdy przywoził swoje punkty. Staram się motywować zawodników tak, by każdy z nich miał poczucie odpowiedzialności i działał dla dobra kluba. W ten sposób mamy największe szanse na sukces. Oczywiście, liczę, że Hans Andersen jako najbardziej doświadczony w naszym składzie posłuży kolegom radą i wsparciem, ale oczekuję starań od wszystkich tak samo.
– Lokomotiv jak zwykle ma długą ławkę juniorów. Kto w tym sezonie będzie podstawowym juniorskim duetem?
– Cóż tu mówić o duecie, skoro nie wyjechaliśmy nawet na tor! Treningi pokażą wszystko: kto zasłuży, ten pojedzie w meczu. W naszym klubie wszystko działa prosto.
– A planujecie wstawiać juniorów na seniorskie pozycje, skoro macie ich aż tylu?
– Myślę, że będzie kilka meczów, kiedy popróbujemy puszczać juniorów pod seniorskimi numerami, ale to pytanie przede wszystkim do trenera. Oczywiście, skład ustalamy wspólnie, ale ostateczną decyzję podejmuje właśnie on.
– W przerwie międzysezonowej pojawiły się plotki dotyczące możliwego transferu Olega Michaiłowa do pierwszej ligi albo nawet Ekstraligi. Mówiło się zwłaszcza o klubie z Gdańska. Ostatecznie Oleg został, ale w wywiadzie powiedział, że to ze względu na obowiązujący go kontrakt w Daugavpils. Jak pan skomentuje całą tę historię?
– Sytuacja z Olegiem wyszła bardzo nieładna. Nie wiem, dlaczego. Czasem mam wrażenie, że ludzie zapominają, że istnieje cos takiego jak umowa, która do konkretnych działań zobowiązuje obie strony. Cały ten medialny szum nie działał na korzyść klubu. Uważam też, że zespół z Gdańska zachował się nie do końca właściwie, próbując się dogadać z Olegiem za naszymi plecami. Chcecie naszego zawodnika? Proszę bardzo, dogadujcie się z władzami Lokomotivu, porozmawiajmy o ekwiwalencie za wyszkolenie, ale nie mieszajcie młodemu chłopakowi w głowie liczbami, od których i bardziej doświadczeni głupieją.
Nie uczestniczyłem w tej sytuacji, byłem tylko widzem, ale po powrocie do pracy w Lokomotivie zainteresowałem się sprawą. Rozmawiałem z Olegiem. Rozumiem wszystkie strony: i Olega, i Gdańsk, ale po to są kontrakty, żeby regulować takie skomplikowane sytuacje i tłumić emocje.
– Kolejna skomplikowana sytuacja, która przytrafiła się pod pańską nieobecność w Lokomotivie to zakończenie kariery przez Artioma Trofimowa. Zakończenie w niejasnych okolicznościach, niby to z powodów zdrowotnych, ale zawodnik nadal jeździ na motocrossie. Do tego po odejściu z żużla Artiom udzielił dziennikarzowi z Daugavpils wywiadu, w którym w gorzkich słowach wypowiadał się o klubie. Co się właściwie stało?
– To dla mnie najtrudniejsze pytanie. Nie wiem, czy jest sens rozdrapywać tę ranę. Osobiście jest mi szalenie przykro. Nie wiem, co dokładnie zaszło, ponieważ wtedy nie było mnie w klubie. Być może pojawiły się jakieś nieporozumienia. Bardzo przeżyłem ten wywiad Artioma. Wiem, że i to negatywnie odbiło się na klubie. Chcę powiedzieć, że mam kontakt z Artiomem, zawsze się rozumieliśmy i drzwi do klubu są dla niego otwarte.
Nawet nie wiem, co powiedzieć, tak ciężka to dla mnie sprawa.
Artiom Trofimow
– Czego teraz najbardziej brakuje w Lokomotivie?
– Ludzi. Brakuje nam wolontariuszy, ochotników do pomocy. Potrzebujemy jej w różnych aspektach. Zwracałem się z tym problemem do kibiców, ale odzew był nie tak duży, na jaki liczyłem. Niestety, bez pomocy ludzi nie uda nam się rozpędzić maszyny pod nazwą Lokomotiv Daugavpils…
– Zrobiło się tak smutno, więc na rozluźnienie: za czym przy pracy z żużlem tęsknił pan najbardziej?
– Za adrenaliną, dźwiękiem, zapachem. Mówi się, że wszyscy fanatycy żużla to po trosze narkomani, a ja się z tym zgadzam. Całe żużlowe życie jest fascynujące i bardzo mi go przez te dwa lata brakowało. Speedwayowa rodzina jest dość mała, wszyscy się znają i na żywo, i w internecie. Dobrze jest być członkiem tej rodziny.
A co z domowymi meczami Lokomotivu w polskiej telewizji? Są na to szanse w najbliższych tygodniach albo chociaż w tym sezonie? I czy pandemia nie pokrzyżuje Łotyszom szyków w związku z wyjazdami do Polski oraz Niemiec? Na te pytania Anatolij Zil obiecał odpowiedzieć za kilka dni, kiedy już wszystkie informacje i ustalenia będą oficjalne. Pozostaje nam czekać i trzymać kciuki za Lokomotiv, bez którego, przyznajmy, nie byłoby w polskich ligach tak kolorowo.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!