Zaskakujące jest to, że w naszych ligach wymyśla się coraz to głupsze przepisy, rzekomo żeby uniknąć tzw. „przekrętów” i zadłużeń. W rzeczywistości okazuje się, że to działa w drugą stronę i zamiast pomagać czy chronić, daje pole i możliwości do jeszcze większego matactwa i krętactwa.
Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa zawodnik? Kim on tak naprawdę jest dla działaczy klubowych, prezesów i nas kibiców? Z przerażeniem muszę stwierdzić, że wygląda na to, że nikim…
Od razu zaznaczam, że nie mam nikogo konkretnego na myśli (choć inspiracji do napisania tego tekstu jest sporo). Głównym moim celem jest zwrócenie uwagi na problem, który poza zawodnikami, wszyscy udają, że go nie widzą.
Kilka lat temu, polski żużel tonął w długach, rzadko kiedy przy procesie licencyjnym pojawiały się kluby z czystym kontem. Działacze klubowi prześcigali się w pomysłowości, jak tu „na papierze” być rozliczonym. Wymyślano wyimaginowane kary, nakładane na zawodników, podpisywano ugody, składano propozycje spłaty zadłużenia, ale w następnym sezonie, itd. Wszystko tylko po to, by audyt był pozytywny. Dużo wtedy było szumu, że zawodnicy są pokrzywdzeni, nie mają szans w odzyskaniu swojej uczciwie „wyjeżdżonej” kasy, a na kluby pada cień w postaci zadłużeń i niewypłacalności. To trzeba było zmienić i wymyślono regulamin finansowy, który tak naprawdę jeszcze bardziej chroni ośrodki za ich brak odpowiedzialności przy podpisywaniu wirtualnych kontraktów, a zawodnikom podrzuca się kolejne kłody pod nogi.
Umowy sponsorskie, to umowy cywilno-prawne, pomiędzy zawodnikiem a sponsorem. Ekstraliga, GKSŻ czy PZM umywają ręce, bo w świetle prawa – nic im do tego. Kluby przy obecnym regulaminie finansowym nie mają problemów z audytami, są czyste. Prezesi są zadowoleni, bo są wypłacalni. Władza szczęśliwa, bo wszem i wobec można ogłaszać, że długów jest coraz mniej. Tylko zawodnik wygląda, jakby jeszcze bardziej zostawiony sam sobie i w coraz to gorszym położeniu. Zabiera mu się miejsca reklamowe, za które dostaje zapłatę przed sezonem, ogranicza mu się wolność wypowiedzi oraz kolejne narzędzia do egzekwowania swoich należności za pracę w trakcie lub zaraz po sezonie. Czy takie nastawienie do żużlowca jest fair? Czy na każdym kroku musi on być traktowany jak „Pan Nikt”? Bo jak nazwać wymyślanie przepisów, które odbierają im oręże do walki z nieuczciwymi pracodawcami? Dlaczego zawodnik jest karany za to, że ryzykował swoje zdrowie i życie dla radości włodarzy sekcji żużlowych i nas kibiców? Dlaczego na każdym kroku działa się na niekorzyść tych, którym należy się choć odrobina szacunku? Mówi się, że tzw. „druga linia” w składach często wygrywa mecze, ale o tym, że właśnie ci zawodnicy najczęściej później nie mogą doprosić się wynagrodzenia, to już nikt nie wspomina. A może tak pomyśleć, jak tu przywołać do porządku osoby odpowiedzialne za podpisane kontrakty z zawodnikami? Może w końcu czas walczyć z chorymi ambicjami działaczy?
Regulamin finansowy to fikcja, pusty przepis który można obejść na prawo i na lewo. Czy tak trudno stworzyć czyste i jasne regulacje finansowe, które będą chronić zawodników oraz interesy klubu? A gdyby tak jednak uwolnić ośrodki od tego punktu regulaminowego, a wprowadzić odpowiedzialność karną za niewypłacalność przy zakończonym sezonie? Może wystarczy wprowadzić jedynie DWA punkty przy przyznawaniu licencji? Wszystko spłacone – licencja na następny rok jest przyznawana, w przypadku jakichkolwiek zaległości – automatyczny jej brak. Proste, a skuteczne… Może wówczas zawodnicy w końcu będą ścigać się z przekonaniem, że dostaną kasę za to „show", które tworzą ku uciesze nam wszystkim, czego im szczerze życzę.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!