Podczas piątkowego finału 1. Ligi Żużlowej do rywalizacji po kontuzji wrócił Paweł Trześniewski. Nie otrzymał on jednak zbyt wielu szans, a start zakończył na zaledwie jednym biegu.
Przypomnijmy, że junior na początku sierpnia doznał groźnej kontuzji. W wyniku upadku z nie swojej winy przez kolejny tydzień spędził w rybnickim szpitalu, a lista urazów była dość długa. Trześniewski złamał bowiem trzy żebra z przemieszczeniem oraz cztery bez, miał odmę płuc oraz obrażenia wewnętrzne. Wobec tego jego stan w pierwszych godzinach był ciężki, lecz lekarze szybko się z nim uporali. Po prawie dwóch miesiącach wszystko wróciło do normy, a zawodnik czuje się dobrze.
– Czuje się bardzo dobrze, fizycznie mega, a psychicznie wiadomo, że bym wolał więcej pojeździć. No ale tym razem nie było mi to dane – powiedział po zakończeniu spotkania.
Chciał pojechać więcej razy
Ostatecznie nie miał jednak zbyt wielu okazji, by zaprezentować się domowej publiczności. Pojawił się na torze tylko w biegu juniorów, gdzie zmienił Kamila Winklera i przeciął linię mety na ostatnim miejscu. Ze startu wraz z Kacprem Tkoczem wyszli na prowadzenie, lecz chwilę później się to diametralnie zmieniło. Mogłoby się wydawać, że później nie obejrzeliśmy Trześniewskiego, bo może ten nie czuł się komfortowo, nic bardziej mylnego.
– Decyzja co do ilości startów była typowo od trenera. Ja byłem gotowy i zgłaszałem swoją gotowość, ale nie miałem nic do powiedzenia – dodał.
Już w najbliższą niedzielę rybniczanie udadzą się do Zielonej Góry, by jeszcze odmienić losy dwumeczu. Do odrobienia mają dziesięć punktów i chociaż nawet przy domowej wygranej byłoby to bardzo ciężkie zadanie, to teraz wręcz niemożliwe. Falubaz bowiem ostatni raz przegrał jeszcze w ubiegłym roku, a od tamtej pory notują same ligowe wygrane. W Rybniku nie czują jednak wstydu po piątkowym pojedynku.
– Patrząc na składy, to wynik jest dobry. Byliśmy w dużym osłabieniu i nikt tego nie krył. Pokazaliśmy na swoim torze, co jesteśmy w stanie zrobić. Może nie było to zwycięstwo, ale i tak nie jest źle – zaznaczył młody zawodnik.
Pojedzie w Zielonej Górze?
Jeśli chodzi o mecz na wyjeździe, to jeszcze nie wiemy, czy w zestawieniu rybniczan zobaczymy Pawła Trześniewskiego. Chociaż on sam by chciał pojawić się w awizowanym składzie, to ostateczną decyzję zostawi sztabowi szkoleniowemu. Zdaje sobie bowiem sprawę, że sam nie jest w stanie nic zrobić.
– Jeśli dostanę szansę w Zielonej Górze, to oczywiście pojadę. Dyplomatycznie? Tylko tak mogę odpowiedzieć. Nie mogę podjąć decyzji, nie mogę sam nic zadecydować, więc czekam na rozwiązanie sytuacji.
Paweł Trześniewski (C) nie doczekał się kolejnych szans w finaleW głosie 18-latka można było wyczuć irytację całą sytuacją. Nie chciał się jednak wypowiedzieć o tym, czy jego zdaniem powinien wystąpić więcej razy na domowym torze. Zwrócił jednak uwagę, że jeden start nie świadczy absolutnie o niczym i tak naprawdę nie miał możliwości się pokazać. Przed meczem sporo rozmawiał z Ryszardem Małeckim, lecz tak naprawdę nie mieli możliwości zrealizowania celu w meczu.
– Ja miałem jedną szansę. Tak naprawdę nie mogłem nawet nic spróbować. Wykazali się za to inni, zostawiam jednak do oceny indywidualnej, jak poszczególni zawodnicy jadą – powiedział dość tajemniczo zawodnik ROW-u.
Przez cały mecz Antoni Skupień musiał szachować zmianami. W całym meczu było ich bowiem aż jedenaście. Zawodnicy jeździli bieg po biegu, a to sprawiało, że w parku maszyn było lekkie zamieszanie. Wszyscy jednak zostali poinformowani, a wszystko było poukładane w należyty sposób.
– W parku maszyn było troszkę zamieszania. Każdy jednak wiedział, że tak będzie, że po prostu każdy będzie miał swoją ilość biegów. Było to więc poukładane tak, że wiedzieliśmy, że będą zmiany i nie pozostało nam nic, tylko jechać – zakończył Paweł Trześniewski.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!