Mistrzostwo, Tarcza i Puchar Championship. Wszystkie te trofea padły łupem Workington Comets. Zespół doszedł do takich osiągnięć pomimo kontuzji dwóch kluczowych żużlowców.
97:71 przeciw Lakeside Hammers w finale ligi. 98:82 z tą samą drużyną w rywalizacji o Tarczę Championship. Również 98:82, ale w dwumeczu ze Scunthorpe Scorpions o Puchar Championship. To wyniki, które dały Workington Comets hat-tricka na drugoligowym brytyjskim froncie.
Co więcej, wszystkie trofea zostały zdobyte na przestrzeni zaledwie pięciu dni. Przez cały ten okres „Komety” nie mogły korzystać z usług kontuzjowanych: Tyrona Proctora i Daniela Bewleya. – Nadal nie do końca wierzę w to, co się stało. Zresztą chyba nikt w klubie jeszcze się z tym nie oswoił. Potrójne zwycięstwo przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Szczególnie wobec ogromnego pecha, który dotknął nas w tym sezonie. Przez wiele, wiele lat nie wygrywaliśmy tak naprawdę nic – mówi Tony Jackson, szef Workington Comets, w rozmowie z magazynem Speedway Star.
– Zaczęło się od utraty Daniela Bewleya w końcówce sierpnia. Wtedy myśleliśmy już, że bez tak ważnego ogniwa marzenia trzeba odłożyć na kolejny rok. Potem doszła do tego jeszcze kontuzja Tyrona Proctora. Musieliśmy bardzo przegrupować siły, żeby odbudować zespół. Przy okazji udało się nam stworzyć niezwykły team spirit. Choć w zespole nie było zawodników z wysokimi średnimi, każdy robił swoje i znając okoliczności, dorzucał coś ekstra. Do tego zakontraktowaliśmy wartościowych żużlowców jako gości. W ten sposób każdy zawodnik miał swój wkład w nasz sukces. Nawet młody Kyle Bickley, który dopiero uczy się żużla na tym poziomie, w ostatnich miesiącach poczynił spory postęp i zaczął dorzucać cenne oczka – opowiada Jackson.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!