W piątkowym spotkaniu pomiędzy Stalą Gorzów a Motorem Lublin było wszystko. Niesamowite zwroty akcji, wypadki, walka na torze i kontrowersje. Po zawodach porozmawialiśmy z Wiktorem Jasińskim.
Takich emocji w Gorzowie dawno nie było
W piątkowym spotkaniu gorzowscy kibice na brak emocji nie narzekali. Było ściganie na „Jancarzu”, kontrowersje i wynik, który trzymał w napięciu do końca. W pewnym momencie gorzowianie prowadzili nawet różnicą sześciu punktów, ale lublinianie zdołali odrobić z nawiązką tę przewagę. Ostatecznie goście zwyciężyli 48-41.
– Dużo wypadków i wykluczeń, mocno chaotyczna jazda, raz 5-1 w jedną stronę, raz w drugą, ale taki jest właśnie żużel. Drużyna z Lublina jest ciężkim rywalem, bardzo mocno się nam postawili no i po prostu byli od nas lepsi – mówił po meczu Wiktor Jasiński.
Pechowy bieg jedenasty
Wyścig jedenasty był istnym horrorem. Powtarzany był on bowiem aż czterokrotnie. W jednym z podejść niebezpiecznie przy wyjściu z drugiego łuku na tor upadł Wiktor Jasiński. Winowajcą całego zdarzenia był Fredrik Lindgren, który wynosząc się na zewnętrzną uderzył w wychowanka gorzowskiej Stali. Niestety okazało się, że w wyniku tego zdarzenia uszkodzeniu uległ najlepszy w tym spotkaniu motocykl 23-latka, a drugi nie był odpowiednio przygotowany do aktualnych warunków torowych. Mimo wszystko w całym spotkaniu nie można Jasińskiemu odmówić waleczności, gdyż zawodnik był szybki na dystansie i pokazał się z bardzo dobrej strony.
– Wyścig był trudny, bo jechałem osamotniony. Prowadziłem w nim, później mieliśmy kontakt z rywalem, po którym upadłem i straciłem swój motocykl. W ostatnim biegu jechałem już na innym sprzęcie, który nie do końca był spasowany do tego toru i zostałem daleko daleko z tyłu.
Nieporozumienie z kolegą z zespołu
W jednej z kilku odsłon biegu jedenastego doszło również do małego zamieszania pomiędzy Wiktorem a Szymonem Woźniakiem. Wychowanek Stali na pierwszym łuku wyniósł się szerzej, gdzie był już kolega z drużyny i ten niestety musiał ratować się upadkiem. Jasiński opowiedział jak do tego doszło i czy wszystko wyjaśnił sobie z Woźniakiem.
– Szymona przeprosiłem. Nie widziałem go wjeżdżając w łuk, byłem z przodu i chciałem podjechać jeszcze pod Fredkę Lindgrena, ale zabrakło troszeczkę metrów. Odsunąłem się troszeczkę od odsypanego, nie widziałem, że akurat będzie tam Szymon Woźniak i po prostu tak się stało, że nie miał już miejsca na wyjazd z tego łuku.
Dużo jazdy w tygodniu przed piątkowym spotkaniem
25 i 26 kwietnia nasz rozmówca miał pełne ręce roboty. We wtorek w U24 Ekstralidze wywalczył komplet punktów, zaś dzień później z drugiego miejsca awansował do IMP Challenge w Grudziądzu. Czy w związku z większą ilością startów, te występy dały zawodnikowi dodatkową pewność siebie?
– Troszeczkę tak, bo miałem w tym tygodniu dużo jazdy. Fajny komplet w Gorzowie we wtorek podczas U24 Ekstraligi, dobry występ w środowych eliminacjach IMP. Wchodzimy już w ten rytm startowy, a ich będzie coraz więcej, więc z wyścigu na wyścig wydaję mi się będę szybszym, lepszym zawodnikiem – zakończył.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!