Świat żużla obiegła ostatnio sensacyjna wieść jakoby istniała możliwość powrotu speedway'a na Wembley. Czy możliwe jest, że wkrótce obejrzymy rundę cyklu Grand Prix na legendarnym Empire Stadium?
Początki Wembley
Sam stadion zostało oficjalnie otwarty sto lat temu, 28. kwietnia 1923 roku, przez króla Jerzego V. Pierwszą rozegraną na nim imprezą był finał piłkarskiego pucharu Anglii pomiędzy ekipami Boltonu i West Hamu, który oglądało zawrotne ponad 126 tysięcy fanów. Szybko jednak okazało się, że obiekt jest nierentowny. Planowano nawet jego wyburzenie. Ostatecznie stadion i otaczające go tereny wykupił w 1927 roku sir Arthur Elvin za 127 tysięcy funtów. Warto zaznaczyć, że wybudowanie Empire Stadium kosztowało 750 tysięcy funtów, co po przeliczeniu po obecnym kursie daje 46 milionów funtów! To doskonale obrazuje jak bardzo spadła wartość obiektu.
Pojawia się żużel
Sir Arthur Elvin postanowił na Empire Stadium zaszczepić żużel. Szybko utworzył drużynę, którą wystawił do ruszających w 1929 roku rozgrywek ligowych na Wyspach. W roli menedżera ekipy obstawił nie byle kogo, bo samego Johnnie Hoskinsa, zwanego ojcem żużla. To Hoskins zorganizował w 1923 roku w West Maitland zawody żużlowe, które po dzisiaj (według niektórych niesłusznie) uznaje się za pierwsze w historii naszej dyscypliny.
Sam tor na Wembley był… czasowy. Usypywano go na początku maja, zaraz po zakończeniu sezonu piłkarskiego (a konkretnie finału FA Cup – Pucharu Anglii), a rozbierano pod koniec października. I tak co roku. Tym samym można było bez problemu łączyć na nim rozgrywki futbolistów i żużlowców.
Sama drużyna w 1929 roku przeżywała trudne chwile. Elvin wpadł jednak na nowatorski pomysł, a mianowicie utworzył klub kibica. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Wkrótce tłumy licznie zaczęły przychodzić na Empire oglądać Wembley Lions. Średnio spotkania ligowe śledziło po kilkadziesiąt tysięcy fanów! A zespół z Wembley okazał się czołową ekipą na Wyspach. „Lwy” wywalczyły mistrzostwo w latach 1930-1932, 1946-1947 i 1949-1953. W roku 1948 tytułu nie było, gdyż remontowano stadion w związku ze zbliżającymi się igrzyskami olimpijskimi. Ostatecznie więc „Lwy” w owym roku swoje mecze domowe rozgrywały na stadionie Wimbledonu.
Finały mistrzostw świata
Arena była tak atrakcyjna, że nie omijały jej najbardziej prestiżowe zawody. Już od 1929 roku rozgrywano na Wembley Star Championship, czyli nieoficjalne finały indywidualnych mistrzostw świata. Oczywiście od 1936 roku mistrza zaczęto wyłaniać też oficjalnie. W tym pierwszym finale triumf zgarnął Australijczyk, który na co dzień ścigał się na Wembley – Lionel Van Praag. I tu również zawody oglądały nadkomplety publiczności. Po wojnie Empire Stadium było areną finałów IMŚ rokrocznie nieprzerwanie aż do roku 1960 włącznie. W sezonie 1961 po raz pierwszy najlepszego zawodnika globu wyłoniono poza Wielką Brytanią, a konkretnie w Malmö. Było to odpowiedzią na doskonałą jazdę Szweda Ove Fundina. Wywalczył on już dwa tytuły mistrzowskie i władze światowego żużla nie mogły już nie dostrzegać, że speedway istnieje również poza wspólnotą brytyjską.
Do Szwedów jako organizatorzy wkrótce dołączyli jeszcze Polacy. I tak w latach 70-tych finały IMŚ naprzemiennie odbywały się w Londynie, Göteborgu i Chorzowie.
Kryzys
Zespół Wembley Lions spisywał się w rozgrywkach ligowych znakomicie. Do tego stopnia, że spotkania drużynowe na Empire często były jednostronne. To z czasem zaczęło odstraszać kibiców. Doszło do tego, że Lions w 1955 zdecydowali, że tylko połowę spotkań domowych będą chcieli rozgrywać u siebie, drugą połowę na torach rywali. To nie przynosiło prestiżu lidze, która pogłębiała się w kryzysie. Ligowy żużel zniknął z Wembley niezwykle szybko. Czwartego lutego 1957 roku Elvin zmarł na statku podróżując do RPA. Pod jego nieobecność z początkiem marca rada nadzorcza stadionu Wembley sprawnie podjęła decyzję o likwidacji tej zasłużonej drużyny żużlowej. Łatwo przyszło, łatwo poszło. W roku 1970 podjęto się reaktywacji drużyny ligowej na Empire, jednak po dwóch sezonach ponownie ją zlikwidowano.
Nie lepiej było w Indywidualnych Mistrzostwach Świata. W roku 1981 zorganizowano po raz ostatni na Wembley zawody wyłaniającego najlepszego żużlowca globu. Triumfował wtedy Bruce Penhall. Zawodnik Cradley Heath, zwany złotym dzieckiem Amerykańskiego żużla, wywalczył czternaście punktów. Było to pierwsze złoto dla reprezentanta USA od roku 1937 i Jacka Milne. Tuż za Penhallem na podium stanęli Ole Olsen i Tommy Knudsen.
Dlaczego więcej finałów już nie zorganizowano?
Obiekcje przedstawiali reprezentanci środowiska piłkarskiego. Każdorazowe układanie toru wpływało negatywnie na murawę piłkarską, a futbol był oczkiem w głowie Anglików. Zresztą w latach 80-tych żużel wpadł w kryzys. Na Wyspach malała liczba drużyn i widzów, zmniejszyła się również obecność speedway’a w mediach. Finały IMŚ z wielkich stadionów w Chorzowie, Goeteborgu i Londynie przeniesiono na „wioski” w Norden czy Vojens. Negatywnie na świat żużla wpływała też bezwzględna dominacja Duńczyków. Masowo zgarniane przez nich złota IMŚ, DMŚ czy MŚP zniechęcały innych do podjęcia rywalizacji.
Światełko w tunelu
Dawne Wembley zburzono ostatecznie w 2003 roku. Na jego miejscu postawiono nowy stadion, z myślą o Igrzyskach Olimpijskich. Wydawało się, że o żużlu nikt tam nie myśli. Aż tu nagle w jednym z podcastów w ubiegłym miesiącu wypowiadał się Liam Boylan, dyrektor stadionu Wembley. Pełni on swoją rolę od lipca 2020 roku. Zapytany przez prowadzącego jakie imprezy chciałby zobaczyć na zarządzanym przez siebie stadionie odpowiedział: „Pamiętam stare Wembley, więc postawiłbym na żużel. Ten ryk motocykli, ten hałas wewnątrz stadionu, to było coś niesamowitego„.
Jest więc ochota, a czy jest taka możliwość? Zdecydowanie. Na nowym Wembley istnieje system murawy zwany „Lay and Play”. Polega on na tym, że trawa rośnie na stadionie dwa razy w roku: zimą i latem. Taki cykl wzrostu trwa 90 dni. Boisko musi być gotowe na lutowe finały piłkarskiego Carabao Cup (Pucharu Ligi Angielskiej). To oznacza, że murawy nie ma w listopadzie, więc nic nie stoi na przeszkodzie aby rozegrać wtedy tam Grand Prix. „To daje nam możliwości zrobienia dziwnych i nowych rzeczy. Byłbym wniebowzięty, gdybym mógł sprowadzić na ten stadion zawody żużlowe„, dodaje Boylan.
Piłka po stronie Discovery. Wembley wróci do kalendarza?
Co dalej? Piłka teraz jest zdecydowanie po stronie Discovery. Dyrektor zarządzający ikonicznego stadionu wyraża chęć zorganizowania turnieju Grand Prix. Teraz nowy promotor żużla musi pokazać, że chęć rozwoju dyscypliny to nie są tylko czcze, marketingowe gadki. Discovery już podpadło kibicom nie organizując rundy Grand Prix na Antypodach w tym roku. A dodajmy, że okazja była doskonała – stulecie żużla.
Teraz panowie z globalnego konsorcjum powinni stanąć na rzęsach, aby doprowadzić tematu powrotu żużla na Wembley do końca. Zwłaszcza, że brytyjski żużel na swoje „Wembley” czeka od dawna. Poza Empire Stadium finały IMŚ (a potem turnieje Grand Prix) odbywały się w Bradford, Hackney czy Coventry. W końcu namiastka dawnych dobrych czasów pojawiła się, gdy BSI zaczęło organizować zawody na Millenium Stadium w Cardiff. Pełne trybuny, świetna atmosfera, wspomnienia odżyły. Nic dziwnego, że zawody w stolicy Walii były oczkiem w głowie Brytyjczyków.
Wydaje się jednak, że formuła Cardiff już się wyczerpała. Pokazały to zawody w ubiegłym sezonie, gdzie frekwencja była mizerna. Droga baza hotelowa w stolicy Walii, oraz całkiem spory dystans. Przestała to być dla kibiców atrakcyjna lokalizacja. Wiele mówi to, że Anglicy boją się organizować drugi turniej Grand Prix w sezonie u siebie (choćby na National Speedway Stadium w Manchesterze), gdyż twierdzą, że to mogłoby wpłynąć negatywnie na frekwencję w… Cardiff. To tylko pokazuje, że runda na Millenium Stadium okazuje się kolosem na glinianych nogach. Gdyby ją zastąpić turniejem na Wembley, to z pewnością nikt by po niej nie płakał. Wszyscy by się za to zachwycali.
Co dalej z Wembley?
Runda na Wembley musiałaby się więc odbyć w listopadzie. Nie jest to jednak problemem. W przeszłości mieliśmy już zawody w Australii rozgrywane po sezonie. Poza tym choćby w ubiegłym sezonie rozgrywki na Wyspach zahaczyły o listopad. Jest to więc całkowicie wykonalne. Oczywiście Wembley przejęłoby od Torunia pałeczkę w postaci rozgrywania decydujących o podziale medali zawodów. Myślę jednak, że gra jest warta świeczki. Zwłaszcza, że Discovery ma okazję wywiązać się ze swoich obietnic. „Możemy sprowadzić duże wydarzenia ze świata motorsportu. Zobaczmy co się da z tym zrobić” dodaje Boylan. Grzechem byłoby nie wykorzystać takiego nastawienia, w sytuacji kryzysu w światowym żużlu, gdzie areny raczej zamykają swoje podwoje dla spedway’a, niż je otwierają.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!