Z utęsknieniem czekamy na koniec zimowej aury i spoglądamy w kalendarz, gdzie czerwonym flamastrem zaznaczona jest data rozpoczęcia rozgrywek. Jednak żużlowiec, nim ponownie wsiądzie na motocykl, musi odpowiednio wytrenować swoje ciało, by dobrze znieść trudy długiego sezonu. Pomóc ma w tym mityczny już „okres przygotowawczy”. Czyli właściwie co?
Jeszcze wczoraj hucznie żegnaliśmy sezon 2018, dziś jesteśmy świadkami końcowego etapu okresu przygotowawczego, by jutro znów z głowami pełnymi przewidywań, niewiadomych i pytań bez odpowiedzi tłumnie zmierzać na stadion. U progu nowego sezonu każdy fan „czarnego sportu” nerwowo odlicza dni do inauguracyjnej kolejki. Głód rywalizacji czy pragnienie przeżywania emocji już za niedługo znajdą swoje ujście, gdy zawodnicy po raz pierwszy wyjadą na tor. Jednak, by tak się stało, każdy z nich poświęca setki godzin na odpowiednie przygotowanie.
Gdy my, kibice i sympatycy speedwaya, w wygodnych fotelach, nierzadko z niezdrowym frykasem w dłoni, z tęsknotą i nostalgią oglądamy telewizyjne powtórki minionych spotkań, oni ciężko pracują, by na torze to motocykl był im posłuszny, a nie na odwrót. Dziś pochylimy się nad jedną ze składowych odpowiedniego przygotowania do nowych rozgrywek – pracą na siłowni. – Kiedy rozpocząć przygotowania? Uważam, że miesiąc, maksymalnie dwa po zakończonym sezonie, należy poświęcić na wyzerowanie się, by z „chłodną głową” przystąpić do pierwszych treningów siłowych. Zawodnicy udają się wtedy na zasłużony wypoczynek, często w miejsca, gdzie otoczenie pozwala zapomnieć o żużlu. Nabierają oni później przez to ogromnego sportowego głodu, który jest paliwem dla pierwszych tygodni ćwiczeń – przyznaje Mateusz Musiolik, trener personalny, na co dzień pracujący z Kacprem Woryną, Robertem Chmielem, Larsem Skupieniem czy Kamilem Wieczorkiem, w rybnickim fitness klubie Studio Energia.

Myli się jednak ten, kto uważa, że istnieje jedna, gotowa recepta na dobre przygotowanie się do sezonu. Jak nietrudno się domyślić, jedni zawodnicy zaczynają treningi szybciej, inni zaś odkładają to na nieco późniejszy termin. – Ci pierwsi nie chcą bezczynnie siedzieć w domu, dodatkowo gromadząc zbędne kilogramy. Zaczynają szybciej przygotowania, co osobiście bardzo pochwalam, lecz ma to również swoje minusy, które objawiają się, gdy proces przygotowawczy jest już na finiszu. Mimo szczerych chęci i ogromnego wachlarza ćwiczeń, po pewnym czasie po prostu zaczynają się one nudzić, wprowadzając zawodnika w niebezpieczną monotonię. Z kolei ci, którzy na siłownię przychodzą nieco później, swoje treningi prowadzą na dużo większej intensywności. Taki model wybrał chociażby Kacper Woryna – przyznaje nasz rozmówca.
Nikogo w obecnych czasach nie trzeba chyba przekonywać, jak ważnym elementem życia sportowca jest odpowiednio przepracowany okres przygotowawczy. Ewentualne sukcesy, bądź ich brak, są cenzurką wystawioną za jakość i intensywność treningów. Zawodnicy mają coraz większą świadomość tego, iż przygotowanie fizyczne nie jest już tylko dodatkiem, lecz solidną podstawą, na której mogą budować swoje kariery. Nie inaczej jest w czarnym sporcie, gdzie ogromne znaczenie ma odpowiednie przygotowanie planu zajęć. – Aby móc go realizować, na sto procent trzeba stworzyć go z „głową” i nie „za pięć dwunasta”. Tylko wtedy zawodnik może z czystym sumieniem wejść w sezon z poczuciem, iż zimą zrobiło się wszystko, co zostało zaplanowane. Wbrew pozorom nie używamy dużych ciężarów. Skupiamy się bardziej nad wypracowaniem kondycji, równowagi jak i wytrzymałości siłowej.
Siłownia to jednak nie jedyne miejsce, w którym zawodnicy mogą zadbać o swoją kondycję. Od lat wielkim miłośnikiem nart jest Marek Cieślak. Trener kadry narodowej i częstochowskiego Włókniarza znany jest ze swoich metod treningowych pomiędzy sezonami. Zawodnicy na jego zgrupowaniach mają wręcz obowiązek podążać za selekcjonerem, który pokonuje niezliczoną ilość kilometrów, w zależności od pogody, na biegówkach bądź rowerze. Co zatem swym podopiecznym poleca nasz ekspert? – Najważniejsze jest urozmaicenie, by organizm ciągle otrzymywał nowe bodźce. Dobrym rozwiązaniem są gry zespołowe, które uczą rywalizacji, budując przy okazji „team spirit”. Świetną odskocznią od siłowni jest squash, wymaga on ciągłej koncentracji i w każdej sekundzie rozgrywki szlifuje refleks. A gdy pogoda jest już dla nas łaskawa, najlepszą formą treningu są zajęcia motocrossowe. Warto również zadbać nie tylko o przygotowanie fizyczne, ale również i o sferę psychiczną. Zawodnicy wręcz uwielbiają korzystać z sauny bądź pływalni, dzięki czemu zyskują ogromny komfort mentalny.
Przeciętny Kowalski w sieci może znaleźć niezliczoną ilość planów treningowych, dzięki którym w tydzień osiągnie sylwetkę kulturysty, a w dwa dni pozbędzie się „piwnego” mięśnia. W zasadzie czas, który na to poświęci, jest uzależniony tylko i wyłącznie od poziomu naiwności amatora 48-godzinnych transformacji. Praca na siłowni wymaga wielkiego samozaparcia, determinacji i wiary w to, że tylko poprzez sumienny wysiłek jest się w stanie osiągnąć zamierzony efekt. – Żużlowcy, których prowadzę, cechuje pełen profesjonalizm. Wiedzą czego chcą, są szalenie zmotywowani i ambitni. Nie przejmują się zmęczeniem, w trudnych momentach udowadniają charakter wojownika i z zaciśniętymi zębami wykonują ćwiczenia. Tutaj nie ma drogi na skróty. Nie przeceniamy żadnych ćwiczeń i partii mięśni, trenujemy wszystko równomiernie. Rzeczywiście, dużo mówi się o tym, że np. prawa noga powinna być mocniejsza, gdyż to ona jest odpowiedzialna za dociążenie motocykle na łuku, lecz nie możemy całkowicie zapomnieć o nodze lewej. Takie praktyki doprowadziłyby do strasznej dysproporcji ciała, co jest wręcz karygodne. Zawodnik musi być gibki, elastyczny i silny, słowem – wszechstronny – przyznaje Mateusz Musiolik, który w 2010 roku podjął się misji przywrócenia do świata speedwaya Rafała Szombierskiego, po trzech latach rozbratu z ekstraligowymi torami. Popularny „Szumina” po serii treningów, w swoim pierwszym spotkaniu poprowadził częstochowskiego Włókniarza do zwycięstwa nad WTS-em Wrocław, zdobywając 9 punktów.
W dobie wszędobylskiej mody na „fit życie” każdy chce w kwadrans osiągnąć posturę rodem z płyt DVD Ewy Chodakowskiej. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z tego, jak wiele poświęceń wymaga rzetelny trening. Podziwiamy i zachwycamy się torowymi wyczynami zawodników. Przypisujemy im wręcz boskie cechy, nierzadko stawiając pomniki „trwalsze niż ze spiżu”. Gdy większość z nas w połowie stycznia rezygnuje z noworocznego postanowienia i wrzuca karnet na siłownię do niszczarki, oni mają za sobą już dwa miesiące katorżniczej pracy. Warto o tym pamiętać, gdy, już podczas sezonu ligowego, przy pierwszej lepszej „śliwce” przyjdzie nam do głowy myśl, by wygwizdać zawodnika, który na torze ryzykuje swoim życiem.
źródło: inf. własna, foto: Helena Wyrwas
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!