Zapraszamy na drugą część rozmowy Justyny Ulatowskiej z utalentowanym juniorem bydgoskiej Polonii - Tomaszem Orwatem, który na spadku jego macierzystego klubu może... skorzystać. Pierwszą część, opublikowaną wczoraj, można przeczytać TUTAJ.
R: Przed meczem, gdy się spotykacie to słyszysz motywujące słowa, na przykład, od kierownika drużyny? Czy w tym momencie, w którym znalazł się klub, nie ma na to miejsca?
TO: Jeśli jedziemy o coś, co jest w zasięgu naszej ręki to jest ta atmosfera, czuć ten team spirit. W Krośnie przyszedł do mnie menager i powiedział konkretnie, co muszę zrobić i że wierzy we mnie. Skoncentrowałem się na tym maksymalnie, udało się. Już stając przed taśmą wiedziałem, że nic nie muszę robić, bo to wszystko stało się w mojej głowie i wykonam to, co do mnie należy. Tam było wszystko perfekcyjnie, jak powinno wyglądać zawsze. Jednak, gdy ta różnica punktów jest duża, to nie ma walki o każde oczko na śmierć i życie. Punkty się liczą, ale musimy patrzeć też racjonalnie.
R: Jak wyglądają Twoje relacje z innymi zawodnikami? Czujesz, że możesz iść do swoich kolegów z drużyny i zapytać ich o radę?
TO: Tutaj raczej każdy myśli o swoim wyniku. Wiemy, że nasze silniki się różnią i w przypadku Bacha, przy tych ustawieniach, może być komplet, a u mnie może spowodować to totalnie odwrotny efekt. Ja też jeżdżę na trochę innych zębatkach niż większość zawodników i czasem ciężko może być, aby komuś pomóc. Czasem rozmawiamy, ale to nie jest takie proste, aby trafić z czymś u siebie, gdy ktoś jeździ na innym sprzęcie.
R: W końcu przychodzi, ta mniej lub bardziej, upragniona przerwa w zawodach. Co robisz by odpocząć? Jest w Twoim życiu coś innego niż motocykle?
TO: W zeszłym roku prócz żużla, jeździłem na motocrossie i to sprawiało mi ogromną frajdę. Niestety byłem zmuszony sprzedać motocykl i teraz to właściwie poza żużlem prowadzę zwykłe życie. Speedway to moja pasja, uczy mnie różnych zachowań, uczy tak naprawdę życia. Wolny czas gram na konsoli, spotykam się z dziewczyną i znajomymi. Muszę znaleźć po sezonie pracę dorywczą, aby zarobić na sprzęt, a w przyszłym roku matura. O ile dotrwam!
R: Boisz się, że przyjdzie taki moment, że będziesz musiał skończyć z tym sportem, albo zabraknie pieniędzy na to lub zwyczajnie chęci? Taka wizja zwykłej pracy od ósmej do szesnastej przeraża Cię? Wyobrażasz sobie swoją osobę w takiej roli?
TO: Na to nie ma opcji, nie widzę siebie w czymś takim. Byłoby to dla mnie za nudne, a bez żużla nie wyobrażam sobie życia i nie chcę wyobrażać. Skupiam się na swoim rozwoju, do końca wieku juniora jestem spokojny, a potem zobaczymy. Każde pieniądze, które zarabiam lub otrzymuję od sponsorów idą na sprzęt. Jeśli bym na żużlu nie jeździł, to na pewno byłbym blisko niego. Nie widzę siebie w takim normalnym życiu, jak każdy normalny człowiek. Mówią, że żużlowcy to nie są normalni ludzie, także nie boję się tego powiedzieć głośno.
R: Na sam koniec wróćmy do Tomasza Golloba. To Twój żużlowy idol, a ktoś może bliżej Ciebie zaimponował Ci i wzorujesz się na nim?
TO: Bliżej to może nie, ale moim idolem z pewnością jest Robert Kubica. Jego historia, to jak wiele przeszedł – on zasługuje na to, żeby do Formuły 1 wrócić na stałe, nie tylko jako zawodnik rezerwowy. To, że prawie stracił życie, rękę, a mimo wszystko nie poddał się i cierpliwie, bardzo cierpliwie, dążył do swojego celu zasługuje na uwagę. Wierzę mocno, że osiągnie swój kolejny cel, czy powrócenie na stałe do F1.
R: W żużlu mamy kilka konfliktów, barwne postacie. Choćby Nicki Pedersen i Matej Zagar. Ich sprzeczki były jednym z gorętszych żużlowych tematów. Dziki to chodzący temperament, a Matej w porównaniu do niego jest spokojniejszy. Z którym z nich bardziej byś się utożsamił?
TO: Czasami jest tak, że wkurzony rzucam wszystkim i kopię wszystko. Potem jadę taki sam wyścig, a podchodzę do tego spokojnie. Nie ma na mnie reguły, działam pod wpływem emocji. Ale nie robię krzywdy innym, wolę rzucić w krzesło kaskiem czy goglami. Nawet krzesło mam specjalne, żeby nic mi się nie uszkodziło. Ale jeśli jestem nerwowy, to wolę wyładować się od razu. A z moim teamem jesteśmy razem, razem wygrywamy i przegrywamy. Oni wiedzą, jaki jestem.
Po takiej rozmowie przychodzi mi życzyć Tomkowi więcej jazdy, więcej nauki i więcej wniosków. Mam nadzieję, że będzie tak uparcie dążył do swoich celów jak jego idole, a jego krzesło nie będzie często musiało amortyzować jego rzutów kaskiem czy goglami. Ta szczerość z niego bijąca z pewnością może być jego kartą przetargową w wielu życiowych sytuacjach, ale po spotkaniu z nim jedno określenie szczególnie mi do niego przylgnęło – to totalny mix temperamentów!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!