Sam Ermolenko, a właściwie to Guy Allen Ermolenko zaczął karierę żużlowca trochę z przypadku, dość nieszczęśliwego. Kiedy trenował sport motocrossowy, w wieku szesnastu lat, został potrącony przez samochód. Skutkiem czego jego prawa noga, choć uratowana, została krótsza o pięć centymetrów. W jeździe na crossie bardzo mu to przeszkadzało, ale na żużlu już nie!
W dzisiejszej odsłonie "To był bieg" chciałbym przypomnieć Wam jeden z biegów "Sudden Sama", który odbył się podczas czwartej rundy rozgrywek o Drużynowe Mistrzostwo II Ligi w roku 1996. Do Łodzi przyjechała wtedy ekipa z Zielonej Góry, z Andrzejem Huszczą na czele. To właśnie dzięki fenomenalnej jeździe Amerykanina, ówczesny J.A.G Speedway Club Łódź, na zakończenie sezonu zajął trzecie miejsce w tabeli i otarł się o awans na najwyższej, w tamtym czasie podziale, pierwszej ligi. W drugiej lidze stratowało wtedy dwanaście zespołów, nie było trzeciej klasy rozgrywkowej, więc żużlowcy nie mogli narzekać na brak zajęcia w niedzielę. Widowisko to mogło szczycić się dwoma aktorami. Samem Ermolenko i Andrzejem Huszczą. To pojedynki między tymi dwoma zawodnikami rozgrzewały publikę do czerwoności, a nieziemsko skuteczny na torze w Łodzi Amerykanin, musiał dwa razy uznać wyższość obecnej, żywej legendy z Zielonej Góry. Spotkanie to łódzki klub niestety przegrał, gdyż jedynym punktującym rajderem dla gospodarzy był właśnie Ermolenko, zdobywca szesnastu punktów w sześciu startach. Starali mu pomagać młodzieżowcy w osobach Piotra Rembasa i Waldemara Szuby, ale to było za mało. Po drugiej stronie barykady mieli bardzo mocną ekipę ZKŻ Polmosu, w której bardzo dobrze punktowało aż czterech zawodników, "Sudden Sam" dwoił i troił się, a jego efektowne pogonie i ataki na Andrzeja Huszczę do dziś wspominają nie tylko łódzcy kibice. A jest co sobie przypominać, do czego zachęcam w poniższym filmiku.
Enjoy!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!