Speedway Wanda Kraków jest czerwoną latarnią 2. Ligi Żużlowej. Przed sezonem nikt nie spodziewał się walki o wyższe cele, jednak chyba oczekiwania i dwie spore porażki na własnym torze, nieco rozmijają się z założeniami. Po meczu z Power Duck Iveston PSŻ-em Poznań porozmawialiśmy z liderem krakowskiej ekipy, Tero Aarnio.
Spotkanie to dla przypomnienia zakończyło się wynikiem 30:60, zatem „Skorpiony” nie miały litości dla zespołu z dawnej stolicy Polaków. – Nie wiem do końca, co jest powodem takiego wyniku. Na papierze nasz zespół jest całkiem konkurencyjny, na torze to jednak tak nie wygląda. Nie wiem, jaki jest nasz główny problem. Musimy „kopać głębiej” i miejmy nadzieję, ze wrócimy silniejsi – mówił krótko po tym pojedynku, Tero Aarnio.
Jeśli chodzi o jego postawę, to nie powinien on mieć sobie wiele do zarzucenia, był bowiem najskuteczniejszy w zespole (12 punktów) i dwukrotnie wyprzedzał rywali na dystansie, w tym raz na samej mecie. A jednak… – To nie był mój najlepszy dzień, jeśli chodzi o wyjścia spod taśmy. Nie wiem, czemu nie szło mi z nimi tak dobrze, jak tydzień wcześniej. Żonglowałem nieco ustawieniami, jednak nadal startów nadal nie miałem. Jeśli to nie wychodzi, trzeba to robić w sposób trudniejszy. Szczerze mówiąc po tym meczu czułem się nieco wykończony. Gdy walczy się przez całe biegi, jest to trudna robota, zwłaszcza przy tak upalnej pogodzie. Było naprawdę gorąco. Jest łatwo, gdy jedzie się z przodu, wówczas można cieszyć się swoją jazdą. Gdy natomiast starasz się przyspieszać i wyprzedzać, to naprawdę ciężkie zadanie – dodał.
Porażka w takich rozmiarach boli, zwłaszcza, że w meczu z bydgoską ZOOleszcz Polonią, krakowianie długo utrzymywali się w kontakcie i wyraźnie przegrali tylko końcówkę meczu. – Zawsze staram się dawać z siebie wszystko, bez względu na wynik drużyny. Nie chciałem nawet patrzyć na wynik w trakcie meczu, ponieważ widzieliśmy, że za dużo razy przegrywaliśmy 5:1, aby utrzymywać kontakt punktowy. Zawsze staram się najlepiej, jak mogę, tym razem jednak nie byłem zadowolony z tego, jak mi poszło – ocenił swoją postawę.
Nasz rozmówca zwrócił jeszcze uwagę na niezbyt fortunne zachowanie w drużynie przeciwnej. – Niektórzy z zawodników potrafili wywozić nawet własnych kolegów z drużyny na bandę. Chciałbym mieć nadzieję, że wśród zawodników jest więcej szacunku – podkreślił.
Do końca sezonu Speedway Wandzie zostały jeszcze trzy domowe spotkania, przeciw rywalom z Opola, Rawicza i Krosna. W tych dwóch ostatnich możliwe jest chyba nawiązanie walki na własnym torze z rywalami. – Każdy mecz zaczyna się od wyniku 0:0. Zawsze jest szansa. Wiem, że zdecydowanie stań nas na więcej, jako drużynę. W tym meczu tak wczesna utrata Sebastiana nie pomogła nam. Michael jechał pierwsze domowe spotkanie, Stanisław nie miał najlepszego dnia, również mi nie szło do końca dobrze. Zbyt wiele przeciwieństw, jak na jeden zespół.
Na koniec zapytaliśmy sympatycznego Fina o samopoczucie i dyspozycję po upadku z 15. biegu. W pierwszym podejściu do niego zapoznał się on z nawierzchnią krakowskiego owalu i można było na jego ręce zauważyć mocne obtarcie. Dodatkowo powtórzył on swoje zdanie o sytuacji, do której doszło pod koniec meczu z Władimirem Borodulinem. – Tak, czuję się dobrze. Jak mówiłem wcześniej, niektórzy zawodnicy jadą prosto, nawet gdy nie ma miejsca. Wiem, że to rywal, ale liczy się szacunek. Ten sam zawodnik chciał mnie wywieźć w bandę również w powtórce. Czasami, gdy kogoś szanujesz, gdy jest szybszy, nie próbujesz wjechać tam, gdzie nie ma na to miejsca, próbując spowodować uraz u innych. To nadal nasza praca, musimy startować kolejnego dnia, we wtorek, środę, itd. Takiemu zawodnikowi, ktoś następnym razem „odpłaci”. Nie będę komentował, czy to będę ja… Jeśli chodzi o rękę, to jest w porządku, to tylko obtarcie, kolejnego dnia powinno być dobrze – zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Tero Aarnio.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!