Tai Woffinden przed kilkoma dniami podpisał kontrakt w Wielkiej Brytanii. Dla trzykrotnego indywidulanego mistrza świata to powrót do rodzimej ligi po wielu latach. Jak doszło do podpisania kontraktu i jakie odczuwa różnice względem rozgrywek w Polsce?
Wieść o powrocie Taia Woffindena do ścigania się na torach w Wielkiej Brytanii to nie lada gratka dla tamtejszych kibiców. Najbardziej utytułowany Brytyjski żużlowiec ostatni raz na Wyspach ścigał się w 2016 roku w barwach Wolverhampton Wolves. Teraz będzie ścigać się w barwach Sheffield Tigers, czyli w drużynie jedynego Polaka ścigającego się w Premiership – Tobiasza Musielaka.
Powrót i różnice
Tai Woffinden ma za sobą dwa spotkania. Brytyjczyk w debiucie zdobył dziesięć punktów i bonus w sześciu biegach. Jak właściwie trafił do Sheffield? Duża w tym zasługa menadżera zespołu. – Debiut był w Manchesterze. Oczywiście to tor, który bardzo lubię. Simon Stead, menadżer drużyny zadzwonił do mnie po kontuzji Jacka Holdera i zapytał mnie czy chcę pościgać się dla frajdy na Wyspach i zastępować Jacka? Odpowiedziałem: Tak, w porządku. Później podpisaliśmy kontrakt – przedstawił kulisy swojego powrotu trzykrotny Indywidualny Mistrz Świata.
„British speedway” słynie z tego, że jest kilka różnic między tym co jest na Wyspach, a tym co widzimy w Polsce, Szwecji czy innych rozgrywkach. Mówi się, że tory są zupełnie inne, ale jak zauważa Brytyjczyk to nie jedyna różnica. – W lidze brytyjskiej jest trochę inaczej niż w innych rozgrywkach, ponieważ mamy tylko jedną oponę na całe zawody. W Polsce, Szwecji czy w Grand Prix możemy użyć tyle, ile potrzebujemy. To wymaga trochę przyzwyczajenia. Musimy spróbować zmienić kilka rzeczy w motocyklu, aby uzyskać lepszą prędkość, ale w każdym razie czułem się dobrze – podsumował Tai Woffinden.
Tai Woffinden bierze wynik na siebie
Na koniec wrócił jeszcze do wydarzeń z Drużynowego Pucharu Świata. Brytyjczycy przez większość zawodów prowadzili, lecz na finiszu to biało-czerwoni okazali się lepsi. Woffinden „poklepał się w pierś” i przyznał, że nie wyszły mu te zawody tak, jakby sobie tego wymarzył. – Schrzaniłem dwa wyścigi. Można spojrzeć na wszystkich i powiedzieć, że wszyscy stracili punkty, ale jestem kapitanem drużyny i biorę tę winę na siebie. Gdybym zdobył punkty, które mogłem zdobyć, byłaby inna historia – zakończył.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!