Matic Ivačič – jeszcze kilka dni temu rezerwowy ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz, sporadycznie wskakujący do składu w przypadku nieobecności kolegów. Teraz – prawdziwy bohater w mieście nad Brdą. Słoweniec dostał szansę od Jerzego Kanclerza, ale by ją wykorzystać, musiał zaryzykować i… podpaść własnej federacji.
Dzień przed wielkim finałem 2. Ligi Żużlowej odbywał się bowiem prestiżowy dla Słoweńców turniej o Zlati Znak na ich najważniejszym krajowym obiekcie w Krško. Jako czołowy obok Mateja Žagara żużlowiec z tego kraju, Matic Ivačič był jednym z tych, od których rozpoczęto układanie listy startowej. 26-latek nieco niespodziewanie dostał jednak powołanie na mecz ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz i na odbywające się w środku tygodnia treningi. Podróż do Słowenii tylko na sobotni wieczór była logistycznie wykonalna, ale wiązałaby się ze sporym przemęczeniem (team Ivačiča nie jest zbyt rozbudowany) i zostawiałaby bardzo mały margines błędu w przypadku zdarzeń losowych.
Ostatecznie na prośbę klubu żużlowiec zrezygnował ze startu w Krško. Spotkało się to z ogromnym niezadowoleniem działaczy w Słowenii, ale Ivačič przyznał, że w jego sytuacji konieczne było poświęcenie turnieju indywidualnego na rzecz ligowego finału. – No tak… Trochę się nasłuchałem, jak to by było, gdybym pojechał do domu. Ja bardzo chciałem, ale nie było takiej możliwości, bo klub nakazał dzisiaj przyjechać na 11:30 i nie zdążyłbym wrócić. Szkoda. Tak się stało i nie mogłem nic z tym zrobić – zdradził sam zainteresowany w rozmowie z korespondentem portalu speedwaynews.pl.
Taka decyzja zdecydowanie wyszła Słoweńcowi na dobre. Do tej pory był to tylko zawodnik rezerwowy i nie do końca traktowany przez kibiców na równi z resztą ekipy. Wielu fanów oczekiwało nawet zmiany w awizowanym składzie i przywrócenia skreślonego René Bacha, zdobywcy ledwie 1 oczka w pierwszym finale. 26-latek został bohaterem Bydgoszczy, a jego dorobek to 12 punktów i 1 bonus! – Bardzo się cieszę, że tak to wszystko wyszło. W czwartek i piątek dużo trenowaliśmy, żeby znaleźć odpowiednie przełożenia, i udało się wykręcić wynik taki, jaki jest. Jestem naprawdę zadowolony, że pomogłem Bydgoszczy awansować do pierwszej ligi. Zrobiłem wszystko, co można – ocenił „na gorąco” Ivačič.
Drużyna z Poznania wydawała się całkowicie zdezorientowana przyczepną nawierzchnią przy Sportowej 2. Zupełnie inne odczucia miał Ivačič, który po wspomnianych treningach był kapitalnie spasowany i sprawiał wrażenie, jakby jeździł na tym owalu od dziecka. – Ja lubię takie ciężkie, przyczepne tory. Bardzo się cieszę, że klub taki zrobił na finał. Moim zdaniem tak po prostu musi być – krótko stwierdził Słoweniec.
Paradoksalnie tak dobry wynik Ivačiča może sprawić, że bohater bydgoskiej publiczności… więcej przed nią nie wystąpi. Mimo świetnego występu w finale nie należy zapominać, że przez ostatnie dwa sezony był to głównie zawodnik oczekujący i ciężko liczyć, by jego pozycja w hierarchii poprawiła się po awansie do Nice 1. Ligi Żużlowej. Sam Słoweniec nie chce jednak zamykać sobie tej drogi już teraz. – Może jednak zostanę? Zobaczę. Jeszcze półtora miesiąca tego sezonu. Potem będę musiał usiąść i pogadać z klubem. Wtedy się okaże, co i jak dalej – zakończył 26-latek.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!