Tydzień wytężonej pracy ma za sobą Jerzy Kanclerz. Dążenie prezesa bydgoskiej Polonii do celu jeszcze w niedzielę o godzinie 15:00 mogło wydawać się ruszeniem z motyką na słońce. Opłaciło się jednak. „Gryfy” wróciły z dalekiej podróży i awansowały do Nice 1. Ligi Żużlowej!
Końcowy rezultat spotkania ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz z Power Duck Iveston PSŻ-em Poznań to 61:29, a w dwumeczu – 92:88. Klęska „Skorpionów” w sporej części wynikała z kompletnego niezrozumienia przygotowanej nawierzchni. Goście przegrywali niemal wszystkie starty, a przyczepna nawierzchnia nie ułatwiała im wyprzedzania na dystansie. – Nasza drużyna pojechała znakomicie na znakomicie przygotowanym torze. To trzeba podkreślić. Wielu zadawało sobie różne pytania, a ja od poniedziałku pilnowałem tego, w jakim stanie jest nasza nawierzchnia i szukałem w tym szansy, żeby nasi zawodnicy na tym skorzystali. Mieliśmy dwa treningi w czwartek i w piątek, a w dniu meczu od czwartej rano przygotowywaliśmy tor najlepiej, jak tylko potrafimy. Marek Wojaczek potwierdził, że jest on przygotowany znakomicie i że można się na nim ścigać. Drużyna gości także nie zgłaszała żadnych zastrzeżeń w tym zakresie. Nie chciałbym komentować tego, co wydarzyło się w pierwszym meczu finałowym we Wrocławiu, ale jeżeli sędzia międzynarodowy nas chwali, to ja się z tego cieszę – podkreślił prezes Polonii Bydgoszcz, Jerzy Kanclerz.
Po pierwszym spotkaniu, przegranym 31:59, drużyna z Bydgoszczy wydawała się kompletnie rozbita. Nie jest wielką tajemnicą, że niektórym jej zawodnikom zdarzyło się po tej klęsce nawet płakać w parku maszyn. Tydzień później Jerzy Kanclerz wystawił drużynę zwartą i zmotywowaną. Jak doprowadzić do takiej przemiany? – Ja mam to do siebie, że zawsze rozmawiam z każdym ze swoich zawodników, nieraz po 20 minut czy pół godziny. Mobilizuję ich i powtarzam, że sport sportem, ale najważniejsza jest rodzina, samopoczucie i czysta głowa poza torem. Jeżeli żużlowiec startuje w meczu, ale coś go boli w głowie, to efekt jest jaki jest. Doprowadziłem do tego, żeby każdy z nich miał podczas tego rewanżu odpowiedni luz – zdradził prezes Polonii.
Nieco kontrowersyjne było ustawienie par bydgoskiej drużyny. W jednej parze pojechali bowiem Kamil Brzozowski i Josh Grajczonek, czyli dwaj najlepsi żużlowcy „Gryfów” w pierwszym spotkaniu i w całym sezonie. To stworzyło potężną siłę uderzeniową, ale jednocześnie mogło być sporym osłabieniem w pozostałych biegach. Ostatecznie nic takiego nie miało miejsca. – Chciałem doprowadzić do tego, żeby do ósmego biegu kibicom dostarczyć emocji, a więc poszedłem va banque. Zarówno z torem, jak i z ustawieniem. O to chodziło, żeby do połowy meczu ludzie się cieszyli, że Polonia jeszcze ma szanse na odrobienie strat. Potem analizowałem to, co się dzieje. Mieliśmy spotkanie z zawodnikami, oni zrealizowali plan i z tego się cholernie cieszę – powiedział Jerzy Kanclerz.
Już po jedenastym biegu niemożliwe stało się faktem, a ZOOleszcz Polonia odrobiła straty z pierwszego spotkania i to ona była bliżej Nice 1. Ligi Żużlowej. A w którym momencie Jerzy Kanclerz uznał, że zadanie zostało wykonane i dwumecz był w rękach bydgoszczan? – Niczego nie przesądzałem do końca piętnastego wyścigu. Nawet przed nim mówiłem „Siopkowi”, że i 1:5 nas ratuje, ale on miał defekt i został sam Bergé. Jakaś dziwna sytuacja, upadek, i byśmy się nie cieszyli. Zawodnicy wiedzieli, jak wygląda sytuacja, ale gdyby nadarzyła się okazja, to nikt nie zabraniał im walczyć o więcej punktów. To nie jest też tak, że drżałem o to, jak to będzie. Ja w sporcie już tyle widziałem, że podchodziłem do tematu na spokojnie. Łezka się w oku zakręciła, ale to bardziej ze względu na wysoką frekwencję. Kibice w ten sposób zrobili coś, co dla działacza sportowego jest najcenniejsze, czyli po prostu nam podziękowali za nasz trud.
Największą sensacją dla zgromadzonych na stadionie przy Sportowej 2 była postawa Matica Ivačiča. Słoweniec, przez większość sezonu rezerwowy żużlowiec ZOOleszcz Polonii, dostał szansę w kluczowym momencie i spisał się kapitalnie, zdobywając 12 punktów i bonus. Czy prezes bydgoszczan spodziewał się takiej postawy 26-latka? – Tak. Spodziewałem się i mogę powiedzieć to z czystym sumieniem, bo widziałem, jak spisywał się na treningach. Tor był tak przygotowany, że zdawałem sobie z tego sprawę, iż będzie idealny dla Matica. On takie nawierzchnie preferuje. Już nawet miałem w głowie gdzieś zakodowane, co ewentualnie zrobić pod kątem barażu 6 października. To nie była zmiana w składzie wymuszona słabym występem Bacha w pierwszym meczu finałowym, bo w ten sposób powinienem wymienić trzech zawodników. Ale ja do tego tak nie podchodzę. Mogę zdradzić, że tak jak pisano, rozmawiałem w trakcie sezonu z dwoma żużlowcami. Tyle że miałem piątkę, która dobrze jechała, i każde ruszenie ogniwa było ryzykiem, że rozerwie się cały łańcuch i nie będzie wyniku. Ale chciałbym zaznaczyć, że każdy zawodnik Polonii zasługuje na to, żeby go oklaskiwać – nie tylko ci, którzy pojechali w tym finale. Również Valentin Grobauer czy René Bach. Także – wielkie dzięki dla wszystkich zawodników, sponsorów, ale przede wszystkim dla kibiców – zakończył Jerzy Kanclerz.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!