Zniknął miesiąc temu, przed domowym meczem z Get Well Toruń. Początkowo zastępstwo zawodnika za Andreasa Jonssona było traktowane jako zagrywka taktyczna. Później okazało się, że Szwed nadal odczuwa skutki urazu z początku sezonu. W piątkowy wieczór powrócił – na spotkanie… z „Aniołami”.
Przypomnijmy – już w swoim pierwszym biegu w PGE Ekstralidze w barwach Speed Car Motoru Lublin Jonsson zaliczył groźnie wyglądający upadek. Choć powrócił już na następne spotkanie, w połowie maja postanowił zrobić sobie przerwę od ścigania, by uporać się z drętwieniem kontuzjowanej dłoni. Stracił tym samym trzy kolejki w polskich rozgrywkach. We wtorek powrócił na tor w Szwecji, a w piątek – do reprezentowania lubelskich „Koziołków”. – Czuję się lepiej. Nie jest to jeszcze sto procent, ale widzę postęp. Moja dłoń jest wystarczająco silna, żeby się ścigać. Nie miałem większego problemu z jazdą w Toruniu, bo Motoarena to dość łatwy i gładki tor – mówi Andreas Jonsson w rozmowie z korespondentem portalu speedwaynews.pl.
W niektórych przekazach medialnych pojawiały się nawet informacje, że w związku z poważnym uszkodzeniem dłoni wicemistrz świata sprzed 8 lat może w ogóle nie wrócić do uprawiania żużla. Zapytaliśmy więc samego zainteresowanego, czy faktycznie taka opcja była przez niego rozważana. – Gdybym myślał o końcu kariery, nie przyjechałbym do Torunia na mecz. Myślisz, że wtedy ryzykowałbym swoje zdrowie? – jasno stawia sprawę Szwed.
Samo pojawienie się Andreasa Jonssona w awizowanym składzie nie oznaczało jeszcze jego powrotu do ścigania w PGE Ekstralidze. Drużyna z Lublina mogła bowiem od początku meczu stawiać na rezerwy zwykłe Roberta Lamberta. Tak się jednak nie stało. „AJ” pojechał i wypadł bardzo solidnie, w 4 biegach zdobywając 7 punktów i bonus. Szczególnie dobra w jego wykonaniu była pierwsza faza meczu. Wolne 39-latek dostał dopiero w serii wyścigów nominowanych, gdy trzy punkty dla Speed Car Motoru były już przesądzone. – Myślę, że wynik jest OK. Oczywiście mogłem zrobić nieco więcej niż 7 punktów, ale nie ma co narzekać. Ekstraliga jest bardzo mocna, a ja jechałem pierwszy mecz po kontuzji, w dodatku na wyjeździe. Cieszy mnie też rezultat drużyny. Wysoko wygraliśmy ważny mecz i to jest najważniejsza. A moje punkty schodzą trochę na dalszy plan. Przede wszystkim jestem zadowolony, że wróciłem – ocenia drugi zawodnik cyklu Grand Prix 2011.
Speed Car Motor Lublin w piątek wykonał gigantyczny krok w stronę utrzymania, prowadząc już od biegu juniorskiego i w pełni kontrolując przebieg spotkania. Ostatecznie udało się wygrać 53:37. Czy zdaniem Andreasa Jonssona to efekt siły „Koziołków”, a może po prostu słabość Get Well Toruń? – To chyba połączenie tych dwóch elementów. Widać było, że Toruń bardzo mocno się męczył. W tej formie mieliby problemy z każdym rywalem. Ale my też byliśmy szybcy i dobrze czuliśmy się na Motoarenie. Co ważne, pojechaliśmy równo jako drużyna. Praktycznie każdy dorzucał solidne punkty. Moim zdaniem to znaczy, że jesteśmy dobrym, zgranym teamem – podsumowuje Andreas Jonsson.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!