Kariera żużlowca bywa przewrotna. Znakomity występ potrafi być promocją do PGE Ekstraligi. Gdy jednak tam ci nie wyjdzie to może to okazać się początkiem końca twojej kariery. Znakomitym tego przykładem jest Jonas Jeppesen, który znakomitym występem w Ostrowie Wielkopolskim pokazał się całej żużlowej Polsce. Obecnie jednak jego kariera nie układa się tak, jakby sobie tego życzył.
Początki w Polsce
Jonas Jeppesen karierę w Polsce zaczął w tym samym miejscu, w którym jego kariera nabrała tempa, czyli w Ostrowie Wielkopolskim, a miało to miejsce w 2017 roku. Pierwszy rok startów w naszym kraju nie przyniósł mu jednak wielu występów, bo swoją szansę otrzymał w zaledwie jednym meczu ligowym oraz 65. Turnieju o Łańcuch Herbowy miasta Ostrowa Wielkopolskiego.
W Polsce pokazał się z przyzwoitej strony. W najstarszym żużlowym turnieju w Polsce zajął on ósme miejsce z dorobkiem siedmiu punktów. Gorzej poszło mu natomiast w rywalizacji ligowej, gdzie w półfinałowym spotkaniu z Motorem Lublin w czterech biegach zdobył pięć „oczek”. Wówczas też obie drużyny jechały w okrojonych składach. W kolejnym sezonie ponownie otrzymał kilka szans, żeby zaprezentować się w biało-czerwonych barwach. Nie były natomiast to spotkania ligowe, a test-mecz z zespołem Rosjan w ramach XXI Memoriału Rifa Saitgariejewa oraz sparingi. Pomimo solidnych występów nie kupił sobie zaufania trenera Mariusza Staszewskiego, a na dodatek borykał się w późniejszym czasie z urazami.
Przejście do Piły, kontrakt w Ekstralidze i… powrót na P64
Po pechowym dla siebie sezonie 2018 ponownie związał się kontraktem z drugoligowym zespołem. Tym razem była to Polonia Piła. W tym klubie okazji do startów miał więcej. W siedmiu spotkaniach na tor wyjechał trzydzieści dwa razy, a w tym czasie „wykręcił” średnią na poziomie 1,875 pkt/bieg. Zauważony został przez działaczy Falubazu Zielona Góra i w efekcie w listopadzie podpisał swój pierwszy kontrakt z zespołem z PGE Ekstraligi.
W lubuskim szansy jednak nie dostał, ale otrzymał zielone światełko na wypożyczenie do innego zespołu. Tym ponownie okazała się… Ostrovia! Swój debiut w ostrowskich barwach w 2020 roku zaliczył w Tarnowie, lecz na Mościcach w jedynym biegu, który pojechał nie zdobył żadnego punktu.
Mecz, który odmienił jego karierę
Po występie w Tarnowie nikt nie przypuszczał, co czeka go kilka dni później. 5 września ostrowska drużyna podejmowała niepokonaną dotąd drużynę z Torunia. Lider i faworyt do awansu do PGE Ekstraligi miał przyjechać do Ostrowa Wielkopolskiego po kolejne zwycięstwo. Całe spotkanie padało, a po ósmym biegu zostało przerwane. Wówczas wszystko układało się znakomicie dla torunian, którzy prowadzili ośmioma oczkami. Sędzia naradzał się z jury i przedstawicielami drużyn w kwestii kontynuowania zawodów. Tor był twardy i choć niektórzy zgłaszali wątpliwości to po naradzie zdecydowano się dalej rozgrywać mecz.
Po zremisowanym dziewiątym biegu Mariusz Staszewski zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę. Bezbarwnego Rafała Okoniewskiego zastąpił Jonas Jeppesen, który zdeklasował rywali i pewnie wygrał wyścig, a za jego plecami przyjechał Adrian Cyfer i ostrowianie jednym biegiem zniwelowali połowę strat.
Sytuacja powtórzyła się w kolejnej gonitwie. Tym razem za Duńczykiem przyjechał Grzegorz Walasek. Po jedenastym biegu był remis, a trybuny oszalały. Kapryśna pogoda nie przeszkodziła miejscowym kibicom w dobrej zabawie, szczególnie po kolejnej wygranej ówczesnego 22-latka. W trzynastym biegu regulamin nie pozwolił już na występ Duńczyka. To nie skomplikowało sytuacji Ostrovii, gdyż Mariusz Staszewski mógł wykorzystać swojego jokera jeszcze dwukrotnie w biegach nominowanych. Klindt wygrał trzynasty bieg utrzymując remis w spotkaniu i poważnie otwierając wrota do wygranej gospodarzy.
Dwie ostatnie gonitwy to ponownie pokaz sił Jeppesena, który dzięki trzeciej lokacie Cyfera w czternastym biegu dał ostrowianom status pierwszego zespołu w sezonie 2022, który pokonał Apatora Toruń, a Duńczyk kompletem punktów i dobrymi kilkoma występami w późniejszym czasie spowodował, że „zagrzał” nieco swój telefon po ogłoszeniu nowinki regulaminowej, jaką był przepis o posiadaniu w składzie zawodnika do lat 24.
Kontrakt z Włókniarzem Częstochowa
Walkę o Jonasa Jeppesena na sezon 2021 wygrał Włókniarz. Fani i działacze „Lwów” pokładali w Duńczyku ogromne nadzieje, co można było przeczytać i usłyszeć w wielu wywiadach przedsezonowych. PGE Ekstraliga zweryfikowała jednak Duńczyka, który poza pojedynczymi występami nie porwał fanów biało-zielonych.
Dobrych występów jego można by naliczyć na palcach jednej ręki, a jeśli już takie się zdarzały, to raczej wciąż nie mówi się o całym spotkaniu a wybranych biegach. Najlepsze swoje spotkanie zaliczył wówczas… w Toruniu! Zdobył osiem „oczek” i dwa bonusy na podwójnym prowadzeniu, czym znacznie przyczynił się do zwycięstwa swojej drużyny. Niektórzy mówili wówczas o patencie Jeppesena na toruński klub, lecz ta narracja szybko spaliła na panewce, gdyż w rewanżowym meczu z „Aniołami” nie zdobył on nawet punktu.
Debiutancki sezon w PGE Ekstralidze zakończył ze średnią 1,255 pkt/bieg. Pierwszy rok startów w najlepszej żużlowej lidze świata da się jednak usprawiedliwiać. Jeppesen właściwie uczył się wszystkich ekstraligowych torów i zebrał frycowe. Kibice wciąż liczyli na przełamanie w nadchodzącym sezonie, gdyż Jeppesen nie zmienił barw klubowych.
Kolejny rok okazał się jeszcze słabszy. Choć średnia biegopunktowa, którą Duńczyk wykręcił była wyższa to nie dało się wynieść z jego dyspozycji wielu pozytywów, a sezon w Polsce dla zawodnika zakończył pierwszy mecz ćwierćfinałowy. Od rewanżowego spotkania nadal znajdował się on w składzie meczowym, lecz w roli „kevlaru”. Trener Lech Kędziora nie korzystał z jego usług i był on zmieniany przez kolegów z drużyny, szczególnie młodzieżowców.
Kontrakt w Stali Rzeszów, ale…
Jonas Jeppesen po nieudanym sezonie 2022 rozmyślał nad zakończeniem swojej żużlowej kariery. Zawodnik zapowiadał, że po zeszłorocznych wynikach musi przemyśleć czy będzie dalej ścigał się na torze. Finalnie zdecydował się na kolejny rok jazdy i na nadchodzące rozgrywki został zakontraktowany przez Stal Rzeszów.
„Żurawie” podpisali jednak aż pięciu obcokrajowców. Poza Jeppesenem kontrakt podpisało jeszcze czterech innych stranieri: Eduard Krčmář, Kevin Wölbert, Jacob Thorssell czy zwycięzca dwóch rund Grand Prix, Peter Kildemand. Nie oznaczało to nic innego jak rywalizacji o miejsce w składzie, gdyż regulamin pozwala na zaledwie trzech zawodników z zagranicy w kadrze na mecz.
Duńczyk pod znakiem zapytania to miejsce pozostawił sobie już na pierwszych jazdach. Rzeszowianie rozegrali wewnętrzny trening punktowany, a w nim Jeppesen zdobył zaledwie jeden punkt, w dodatku na defekcie młodzieżowca – Mateusza Majchera, a swojej sytuacji nie poprawił po sobotnim Memoriale im. Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego. Tam zajął dwunaste miejsce z dorobkiem czterech punktów pokonując na torze jedynie młodzieżowców i zawodników U24 Ekstraligi.
Perspektywy przed Jeppesenem u progu sezonu nie są zatem najlepsze. Kiepskie występy w testowych zawodach mogą ostatecznie zakończyć żużlową przygodę 25-latka, która przecież zapowiadała się naprawdę dobrze. Obecnie jednak jego kariera znajduje się na zakręcie, a rok 2023 może okazać się dla niego gwoździem do trumny.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!