– No ciekawe, jak poradzi sobie teraz Mateusz w biegu juniorskim. W drugiej lidze fajnie śmigał, ale teraz ważne, żeby dowiózł chociażby punkcik do mety i będzie dobrze – tak pomyślałem sobie przed drugą gonitwą rywalizacji Eltrox Włókniarza Częstochowa z MRGARDEN GKM-em Grudziądz.
No i Mateusz ten punkcik dowiózł do mety. – Ok, i bardzo fajnie. Zrobił swoje w biegu juniorów, a teraz niech się objeżdża – to moja kolejna myśl, już po tym, jak zawodnicy do lat 21 ujrzeli szachownicę, a CKM wygrał wyścig 4:2.
W biegu numer cztery kibice Włókniarza liczyli, że Mateusz pokona Marcina Turowskiego, a rywalizację z Kennethem Bjerre zostawi Runemu Holcie. – Dobrze jedzie ten Holta! Ale walczy z filigranowym Duńczykiem! Zaraz, zaraz, to nie Holta… To Mateusz! (Oczywiście w tym momencie muszę pozwolić sobie na małe didaskalia, ponieważ sylwetkę 47-letniego Norwega na motorze rozpoznałbym w ciemnym lesie).
Mateusz Świdnicki przez trzy i pół okrążenia rywalizował jak równy z równym z człowiekiem, który „zjadł zęby” na zawodach Grand Prix, stawał na podium tegoż cyklu i powszechnie jest wielce respektowanym rajderem w świecie speedwaya. Ostatecznie przegrał brakiem doświadczenia, ale dało się słyszeć głosy, że jechał tam, gdzie niejeden senior bałby się trzymać gaz do samego końca. Junior Włókniarza nie odpuszczał i gdybym nie wiedział, że to on, pomyślałbym, że Michał Świącik ściągnął rzutem na taśmę do zespołu jakiegoś bardziej objeżdżonego zawodnika.
W mediach społecznościowych, po tym biegu, pozwoliłem sobie na komentarz, w którym napisałem, że ten wyścig wyglądał tak, jakby Rune – niczym ojciec, wypuścił syna do przodu i powiedział mu „jedź, spróbuj, powalcz, może ci się uda, a ja będę się przyglądał i cię asekurował”.
I Mateusz powalczył, spróbował i nade wszystko wyciągnął wnioski, bo jego koncert jeszcze się nie skończył. W wyścigu ósmym znowu najgłośniej mówiło się o nim. Dlaczego? W gonitwie z Jasonem Doyle'em, Przemysławem Pawlickim i kolejny raz z Bjerre przyjechał na pierwszej pozycji, a dzięki temu Włókniarz wygrał podwójnie.
To trochę tak, jakby na koncercie ekipa będąca „supportem” przed główną atrakcją muzyczną nagle skradła show i zebrała większy aplauz niż doświadczona kapela rockowa. Bo Mateusz ten show skradł, był light motivem tego meczu. Zdobył sześć punktów – trzy razy więcej niż obaj juniorzy GKM-u.
Świdnicki pojechał jak Nicki Pedersen w swoich najlepszych latach, będąc walecznym i skutecznym – czyli po mistrzowsku. Ale nie można zagłaskać tego chłopaka, niech on nadal robi swoje, nie wymagajmy od niego więcej niż można, zwłaszcza na wyjazdach.
Przed tym spotkaniem jedną z gwiazd miał być Nicki, ale do tego imienia trzeba dodać przedrostek Świd-Nicki, gdyż junior częstochowskiego zespołu w pełni zasłużył na duże brawa i takowe by dostał, gdyby na Arenę zielona-energia.com mogli wejść kibice.
O Leonie Madsenie i Fredriku Lindgrenie mógłbym napisać kilka słów, tylko po co? Obaj zrobili swoje, co prawda nie potrafili pokonać bezbłędnego Artioma Łaguty, lecz były to zawody drużynowe a nie indywidualne.
Rune Holta wywalczył pięć „oczek” z dwoma bonusami i widać było, że doświadczony Norweg próbuje, walczy, chce, ale ewidentnie brakowało mu jeszcze „tego czegoś”. Wydaje się, że jak sezon nabierze rozpędu, to i Rysiek pójdzie do przodu. Indywidualny mistrz Polski z 2003 oraz 2007 roku potrzebuje złapać odpowiedni rytm, a brak chociażby sparingów przed ligą też zrobiło swoje.
Z dobrej strony pokazali się też Jason Doyle, który był jednym z trzech liderów Włókniarza pod względem zdobyczy punktowych. Australijczykowi odpowiada taka rola. Pamiętajmy co mówił jeszcze kilka miesięcy temu. – W Toruniu miałem na sobie zbyt dużą presję zdobywania punktów. Nie miałem wsparcia wśród innych. To nie było fajne. W Częstochowie będzie inaczej, ponieważ ciężar zdobywania „oczek” rozłoży się na kilku zawodników – to słowa indywidualnego mistrza świata.
Oczywiście kilka słów pochwał należą się także Pawłowi Przedpełskiemu i Jakubowi Miśkowiakowi. Ten pierwszy z bonusami wywalczył osiem punktów i widać było, że ma szybkość, że jest dobrze dopasowany i przy odrobinie szczęścia mógłby również zdobyć „dwucyfrówkę”. Padł ofiarą sędziego, Pawła Słupskiego, który nie uwierzył, że wychowanek Apatora Toruń może tak efektownie przykryć czapką startującego z pierwszego pola Pedersena. Co z tego, że pan Leszek Demski w magazynie PGE Ekstraligi „zruga” arbitra? Marne pocieszenie. Wprowadźmy w końcu margines błędu, w którym zawodnik może minimalnie drgnąć przed taśmą. Wówczas sędziowie nie będą mieć presji przerywania wyścigów.
Miśkowiak wygrał bieg juniorów, walczył jak równy z równym z Nickim Pedersenem o jeden punkt w szóstym wyścigu, a potem zgodnie z oczekiwaniami dorzucił „oczko” w dwunastej gonitwie, pokonując Marcina Turowskiego. Gdyby niedzielne starcie było rewanżowym, a Włókniarz miał już przypieczętowany "bonus", z pewnością Marek Cieślak za tak świetną postawę juniorów nagrodziłby ich jeszcze co najmniej jednym dodatkowym startem.
To dopiero pierwsza kolejka – bitwa wygrana, ale wojna wciąż trwa. W Częstochowie nie mogą wpadać w samozachwyt, ponieważ grudziądzanie nie należą do najsilniejszych ekip w PGE Ekstralidze, mimo że w ostatnich latach pod Jasną Górą zawsze spisywali się bardzo dobrze. Optymizm jest spory. Przed Eltrox Włókniarzem starcie w Zielonej Górze, co będzie stanowiło prawdziwą weryfikację siły czterokrotnych mistrzów Polski.
Tymczasem w Grudziądzu nastroje minorowe, ale o postawie MRGARDEN GKM-u w osobnym rozdziale…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!