Po wygranym przez Cash Broker Stal Gorzów w stosunku 53:37 pojedynku z tarnowską Grupa Azoty Unią, powodów do narzekań nie miał Stanisław Chomski. Szkoleniowiec gorzowskiej ekipy mógł w niedzielnym spotkaniu skorzystać z usług Huberta Czerniawskiego, który wrócił po kilku tygodniach przerwy.
Młodzieżowiec gospodarzy na swoim koncie zapisał dwa ważne punkty, jednak świetną postawą błysnął Szymon Woźniak. Zawodnik ten w pierwszym „domowym” starciu z zespołem Get Well Toruń zdobył tylko dwa punkty. W niedzielę plecy rywala oglądał tylko raz i na swoim koncie zapisał aż 14 „oczek”. Ważne było również zwycięstwo w ostatnim biegu dnia, kiedy to w jego pierwszej odsłonie, wylądował on na murawie.
– Przede wszystkim chciałem pogratulować postawy zawodnikom i trenerowi Tarnowa, bo ustawili i wysoko podnosili poprzeczkę. Ja spodziewałem się, że tak może to wyglądać, bo u nas wszystko oparte było na trzech liderach. Tak zakładałem, prowadzącymi pary byli Kasprzak, Woźniak i Zmarzlik. Można powiedzieć, że wywiązali się oni bardzo dobrze z tych ról. Niemniej jednak, z przebiegu meczu tak łatwo to nie wyglądało. Dopiero czwarta seria zadecydowała o tym, że te dwa punkty powędrowały do Gorzowa. Przy wygranych startach, wykorzystaliśmy popełniane błędy, chociażby takie, jak w biegu trzecim. Było w nim 3:3, a wygraliśmy 4:2. Podobnie po starcie, w którym było 1:5, w biegu piątym, a dowieźliśmy 2:4. Było kilka takich wyścigów, jak choćby trzynasty, w którym też było 3:3, a skończyło się 5:1 dla nas. Widziałem, obserwując zawodników z Tarnowa, gdy jechali u siebie. Wykorzystali wówczas atut własnego toru i my też w jakiś sposób to zrobiliśmy. Mówię tutaj o meczu z torunianami. Gdy widziałem ich postawę w Częstochowie, a można powiedzieć, że to zespół, który jest rewelacją tego sezonu, to też do połowy meczu ten wynik stał otwarty i się przechylił. Parę wyścigów zdecydowało, że później takie się robi roszady. Do naszego składu wrócił Hubert Czerniawski. Trudno było od niego wymagać punktów na siłę. Miał objechać ten mecz. Trzy tygodnie przerwy i jeden trening, to troszeczkę mało. Pojechał po konsultacjach lekarskich i zdjęciach rentgenowskich. Tak, jak jednak mówię – to zawsze są pewne zaległości. Przywiózł dwa punkty, uważam, że bardzo ważne, bo były one zdobyte w tej fazie meczu, gdzie wynik oscylował w granicach tylko sześciu punktów. Cieszę się również z bardzo dobrej postawy Szymona, który jeszcze, po takim upadku potrafił wygrać bieg – mówił, po wygranym starciu z tarnowianami, Stanisław Chomski.
Spotkanie zakończyło się niefortunnym wydarzeniem. W 15. biegu prowadzącego Nickiego Pedersena zaatakował Bartosz Zmarzlik, wskutek czego wypchnął on Duńczyka na bandę, a na torze wylądowali poszkodowany, sprawca, a dodatkowo Szymon Woźniak, który w momencie zdarzenia jechał trzeci, wyhamował na dmuchanej reklamie, umieszczonej na murawie. Trener gospodarzy podkreślił, że przed meczem być może media niepotrzebnie „nakręcały” rywalizację pomiędzy liderami obydwu ekip. Zmarzlik i Pedersen prezentowali się do tej pory bardzo dobrze, jednak nie trzeba było specjalnie tego podkreślać. – Wszystko było dobrze, szkoda tego ostatniego wyścigu, gdy doszło do kolizji Bartka z Nickim. Spotkały się wówczas dwa charaktery, które nie lubią przegrywać. Może Bartek jest jeszcze bardziej takim. Nie chcę nikogo z mediów urazić, ale ja uważam, że była cała spirala podkreślania, w jakiej dyspozycji jest Nicki. My wszyscy to wiemy, nie trzeba tego podkreślać, a pojawiły się takie dywagacje – kto kogo przełamie, czy kto z kim wygra. To nakręca też takie emocje pozytywne, ale negatyw pojawił się jeden – była wielka kupa i oby z tego w konsekwencji nic nikomu się nie stało. Mam nadzieję, zwłaszcza u Nickiego, który wrócił po ciężkiej kontuzji. Nie tylko ja tak uważam, że jest on zawodnikiem bardzo dobrym, ale jest on jeszcze i skuteczny. Naprawdę w tym meczu jeździł znakomicie i widowiskowo – podkreślił opiekun gospodarzy, mówiąc o liderze drużyny przyjezdnej.
Do małego karambolu doszło również w 14. wyścigu. Wówczas to, krótko po starcie prostą przedłużył Peter Kildemand. Wskutek takiej jazdy Duńczyka na bandzie wylądował Krzysztof Kasprzak. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Chwilę wcześniej na torze wylądował również Kenneth Bjerre, a sędzia winnym przerwania wyścigu uznał wówczas Linusa Sundstroema. – Z mojego punktu widzenia, w przedostatnim biegu zawodnik gości przedłużył prostą. Znowu spotkały się dwa „elementy”, z których jeden upadł. Sędzia podejmował decyzję. Każdy będzie oceniał to subiektywnie. To jest walka, w tym wypadku dwóch żużlowców. Tak samo, jak była sytuacja z Sundstroemem i z Kennethem. Mówił, że go nie dotknął. Wystarczy, że przestawi się tor jazdy i też sędzia zadecyduje. Nie trzeba nikogo walnąć, żeby zostać wykluczonym. To jest taki sport, tu jedzie się na pograniczu ryzyka. Podejmują je zawodnicy i konsekwencje później są takie, jakie są – zakończył komentarz do niedzielnego pojedynku, Stanisław Chomski.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!