Szef leszczyńskiego MOSIRu - Sławomir Kryjom, który od 3 sezonów współpracuje z Canal+ podczas transmisji z meczów ligowych oraz cyklu Grand Prix w rozmowie dla speedwaynews.pl podsumowuje tegoroczne okienko transferowe oraz ocenia, jak widzi PGE Ekstraligę w sezonie 2020.
Paulina Wiśniewska (speedwaynews.pl): Okienko transferowe już za nami. Trochę się w nim działo i było kilka niespodzianek. Co sądzi Pan o tegorocznych transferach? Proszę o podsumowanie okienka transferowego z Pana perspektywy.
Sławomir Kryjom: Miniony okres transferowy pokazał, że zawodnicy w Ekstralidze pokochali stabilizację. Nie dość, że trudno ich namówić do zmiany barw klubowych, to jeszcze coraz częściej podpisują kontrakty wieloletnie, które kiedyś były rzadkością. Ruchy zawodników przede wszystkim były determinowane przez brak chęci dalszej współpracy ze strony klubu lub wynikały ze spadku drużyny do niższej ligi. Moim zdaniem najciekawsze transfery na sezon 2020 to przede wszystkim przejście Jasona Doyla do Włókniarza Częstochowa i Nickiego Pedersena do GKM Grudziądz. Bardzo ważne transfery przeprowadzili też w Lublinie i Gorzowie. Motor z pewnością się wzmocnił pozyskując Mateja Žagara i Kubę Jamroga. Oni zastąpią Andreasa Jonssona i Dawida Lamparta. Z pewnością siła rażenia lublinian będzie większa, a poza tym będą dysponować najsilniejszą parą juniorów. To jest zespół, który będzie miał duży apetyt na play-off. Gorzowianie z powrotem ściągnęli Iversena i to też jest transfer na plus, bo trudno przypuszczać, aby Niels jeździł słabiej od Kildemanda, którego punktów z pewnością brakowało gorzowskiej drużynie.
– Jakiś transfer zaskoczył Pana szczególnie?
– Zaskoczyła mnie zmiana w Falubazie. Myślę, że Nicki Pedersen jest solidniejszym ligowcem od Antonio Lindbäcka. Poza tym zarówno i Zielona Góra i Rybnik moim zdaniem przespały okno transferowe. Liczyłem na dużo większą aktywność z ich strony w okresie transferowym. Falubaz jest zespołem, który ma ciekawe nazwiska, ale jest przy nich strasznie dużo znaków zapytania. Rybnik będzie miał piekielnie trudną przeprawę. Jak patrzę na wszystkie zespoły Ekstraligi to trudno znaleźć taką ekipę, która by zanotowała taki regres jak KS Toruń w sezonie 2019. Życzę Piotrkowi Świderskiemu powodzenia bo będzie debiutował w roli menedżera, ale czeka go piekielnie trudne zadanie, aby rybniczan utrzymać w elicie.
– Czy Rune Holta ma szansę na odbudowę i nowy start w częstochowskiej drużynie?
– Rune znów wraca do domu. A to są zawsze okoliczności, które powodują że jest łatwiej. Jeśli będą go omijać kontuzje, których ostatnio miał sporo to będzie bardzo ważnym ogniwem. Poza tym trochę się zmieni jego rola, bo nikt od niego nie będzie wymagał zdobyczy 10 punktowych. Od tego we Włókniarzu jest Madsen, Doyle i Lindgren.
– Składy drużyn na nowy sezon są już znane. Jak Pan widzi PGE Ekstraligę w sezonie 2020?
– Myślę, że nie będzie polaryzacji ligi w formie podziału na dwie czwórki. Unia Leszno i Włókniarz Częstochowa będą krok przed resztą rywali. Za nimi będzie silna grupa pościgowa w postaci zespołów z Lublina, Wrocławia, Grudziądza, Gorzowa i Zielonej Góry. Trudno dzisiaj oceniać kto uzupełni stawkę play off. Jestem przekonany, że wiele spotkań będzie na żyletki, bo potencjał tych wspomnianych wyżej zespołów jest bardzo porównywalny. To wszystko będzie zwiastować kapitalne emocje i genialny sezon w Ekstralidze w roku 2020.
– Sezon 2020 będzie inny niż dotychczas, ponieważ do seniorów dołączył Maksym Drabik i Bartosz Smektała, czyli dwójka najlepszych juniorów w ostatnich latach. Jak Pan sądzi, co teraz czeka formacje juniorskie w Polsce?
– Jestem spokojny o to, że Maks i Bartek poradzą sobie jako seniorzy. Wiele razy jako juniorzy pokonywali bardziej doświadczonych zawodników. To już rola ich menedżerów w klubach, żeby dobrze ich wprowadzić w mecz, bo jako świetni juniorzy w pierwszym swoim biegu mieli łatwiejsze zadanie. Jeśli chodzi o formacje juniorskie to z pewnością pierwsze skrzypce będą grali Dominik Kubera i Wiktor Lampart. Poza tym jest kilku juniorów, którzy mogą wskoczyć w miejsce Drabika i Smektały, chociażby mistrz Polski Juniorów – Kuba Miśkowiak czy Wiktor Trofimow. Zobaczymy jak sukcesy w rozgrywkach młodzieżowych przełożą na punkty w lidze juniorzy z Zielonej Góry, a także jak swój talent będzie rozwijał Mateusz Bartkowiak ze Stali Gorzów.
– Zatem zmieni się układ sił na najbliższy sezon, czy raczej można się spodziewać, że w fazie play-off zobaczymy tę samą czwórkę co w tym roku?
– Myślę, że może dojść do przetasowań w górnej czwórce. Pewniakami do play off wydają się drużyny z Leszna i Częstochowy. Jak wspomniałem wcześniej później będzie silna grupa pościgowa. Wydaje mi się, że Motor Lublin zobaczymy w fazie finałowej. Cała reszta to wielka niewiadoma.
– Czy w ostatnim czasie myślał Pan o powrocie do żużla nie jako ekspert, lecz np. menedżer?
– To bardzo trudne pytanie. Jako szef leszczyńskiego MOSIRu nie wyobrażam sobie pracować dla innego zespołu w Ekstralidze. Zdecydowanie byłby to konflikt interesów. Codziennie jestem na stadionie im. Alfreda Smoczyka, bo tutaj siedzibę ma Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji. W naszym budynku ma siedzibę także Unia Leszno. Każdego dnia na korytarzu spotykamy się z pracownikami Unii, zawodnikami czy członkami zarządu klubu. Z pewnością praca dla konkurencji na tym etapie byłby trudna do zaakceptowania przez wiele stron, gdyż praktycznie każdego dnia widzę jak pracuje Unia, często jestem na treningach i widzę co się dzieje, chociażby w kwestii przygotowania toru. Poza tym praca menedżera jest trudna pod względem stabilności. Cały czas siedzisz na minie i nigdy nie wiesz, która niedziela jest twoją ostatnią. Jestem na takim etapie życia, że bardziej cenię sobie stabilizację, niż adrenalinę związaną z prowadzeniem drużyny. Z drugiej strony, gdyby ktoś się do mnie zwrócił z niższych klas rozgrywkowych to bardzo mocno bym się nad tym zastanowił. Oczywiście uwarunkowane by to było zgodą mojego obecnego pracodawcy. Poza tym od trzech sezonów współpracuję z Canal+ podczas transmisji z meczów ligowych i cyklu Grand Prix. Jestem blisko, odwiedzam stadiony i cały czas mam kontakt ze środowiskiem. Ta robota sprawia mi dużo frajdy.
– Czyli nie brakuje Panu żużla, więc czy są momenty, w których ta tęsknota jest bardzo mocna?
– Jeśli zawodowo poświęcasz czemuś 15 lat swojego zawodowego życia to tęsknisz siłą rzeczy. Dzięki żużlowi zwiedziłem praktycznie całą Europę i poznałem wielu fantastycznych ludzi. Ale nie ma nic za darmo. Praca w klubie powoduje, że w trakcie sezonu w domu jesteś gościem, a telefonu nie odkładasz nawet na chwilę. Zawsze na tym najbardziej cierpi rodzina. W każdym sporcie zawodowym musisz oddać całego siebie. To są minusy. Czasami, nie ukrywam, wracają wspomnienia. Są dni, że brakuje mi adrenaliny z dnia meczowego. W ogóle dzień meczowy to taki schemat. Jedziesz u siebie, czyli od wczesnego poranka na stadionie, dbasz z toromistrzem o każdy szczegół, aby warunki były porównywalne do piątkowego treningu. Poza tym cały czas w ręku telefon i kontrola zawodników, którzy przylatują w dniu meczu. Ja zawsze musiałem wiedzieć czy zawodnik wstał, dojechał na lotnisko i czy samolot wystartował. Następnie układasz sobie w głowie potencjalne ruchy taktyczne, wiesz gdzie przeciwnik ma słabe punkty. Zaczynają się schodzić mechanicy i zawodnicy. Zaczynają się
rozmowy i żarty dla rozładowania atmosfery. Później obchód toru i odprawa w szatni. Chłopaki się przebierają, a ty w tym czasie znów z toromistrzem doglądasz tor. Następnie prezentacja. To był taki czas dla mnie żeby się skoncentrować, a później zostają wyścigi i rozwiązywanie rebusów. Pomimo tego, że masz teoretycznie wszystko
zaplanowane trzeba to korygować, bo każdy mecz jest inny. Pierwsze cztery wyścigi dają ci odpowiedź w jakim miejscu jesteś. Wygrywasz, myślisz sobie poszliśmy w dobrym kierunku. Remisujesz po czterech biegach to zadajesz sobie pytanie dlaczego tak szybko przeciwnik złapał ustawienia. Przegrywasz u siebie zaczyna się nerwówka, bo przecież schemat zawsze działał i zaczyna się szukanie z drużyną co jest inaczej niż ostatnio. Generalnie jedna wielka analiza i szybkie myślenie. W innym przypadku przeczytasz w mediach że jesteś słaby i najlepiej żeby szukali na twoje miejsce kogoś innego.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!