Wiktor Trofimow to przedstawiciel trzeciego pokolenia w żużlu. Polak przyznał, że od zawsze chciał uprawiać jakikolwiek sport, a teraz nie potrafi sobie wyobrazić życia bez czarnego sportu. Trofimow skomentował również opinie innych o jego agresywnej jeździe.
O przygodach Zdunka Wybrzeża Gdańsk i zawodników U24 można by było napisać ciekawy felieton. Gdańszczanie zakontraktowali czterech zawodników na taką pozycję, a ostatecznie występował jedynie średni Gruchalski i czasem stawiano na zagranicznego żużlowca. Sytuacja uległa zmianie w kadrze na sezon 2022. Wychowanka Włókniarza zastąpił Wiktor Trofimow. 23-letni zawodnik zdecydował się opowiedzieć o swojej przeszłości dla klubowych mediów.
Trofimow jest przedstawicielem trzeciego pokolenia. Dziadek Wiktor i tata Wołodymyr to uznane nazwiska oraz byli reprezentanci Związku Radzieckiego. Były żużlowiec Motoru Lublin opowiedział więcej o swoim dziadku, który miewał spore problemy ze zdrowiem. – Coś w tym jest, że jesteśmy żużlową rodziną. Dziadek zmarł dokładnie w dniu, w którym obchodziłem 14. urodziny. Nie pamiętam go z toru. W ostatnich latach życia był bardzo chory, ale był prawdziwym twardzielem. Jako zawodnik miał m.in. złamany kręg. Nie było wtedy dostępu do lekarzy czy fizjoterapeutów. Przez cały rok leżał na płasko, a moja świętej pamięci babcia karmiła go przez rurki. Dziadek był na tyle mocnym człowiekiem, że w końcu podniósł się na nogi i zdążył jeszcze zostać mistrzem Związku Radzieckiego. Niestety, to wszystko odbiło się jednak na jego zdrowiu. Już jako 60-latek mocno chorował. To wszystko nie zniechęciło nas jednak do żużla. Ani mnie, ani taty. Chcę aby dziadek cieszył się i był dumny ze mnie gdzieś z góry, a tata tu na Ziemi. Ja nie myślę o tym, aby porównywać się z nimi. Natomiast tata bardzo mnie wspiera, abym mógł osiągnąć więcej niż oni. Zawsze powtarza, że ma nadzieję, że nasza praca nie pójdzie na marne i będę tym najlepszym Trofimowem – opowiada Wiktor dla klubowych mediów. – Jak każdy dzieciak lubiłem grać w piłkę, w hokeja, w zasadzie wszystko jedno. Po prostu chciałem uprawiać sport. Kiedy jednak pierwszy raz przejechałem się motocyklem motocrossowym, wkręciłem się od razu i nie było odwrotu. Motocykl, motocykl, motocykl i nic innego. Później trafiłem do żużla. Treningi, zawody… dziś nie wyobrażam sobie bez tego życia.
Trofimow rozpoczął swoje zmagania z żużlem w barwach Fogo Unii Leszno. Do ekipy mistrzów Polski ściągnął go Roman Jankowski, który znał tatę Wiktora ze startów na żużlowych torach. Zawodnik nie ukrywał, że był to ciężki okres dla jego oraz rodziny. – To był trudny okres. Moja rodzina nie jest jakaś bogata, a żużel już wtedy generował spore koszty. Trzeba było mnie przywieźć, musieliśmy gdzieś spać, musieliśmy jeść, trzeba było przygotować motocykle. Rodzice zapewnili mi wszystko. Kupowali motocykle, oleje, smary itd. To wszystko pochłaniało bardzo dużo pieniędzy. Do Leszna mieliśmy jakieś 800 kilometrów. Gdy tata miał zagraniczne zawody na długim torze, zawsze zabierał mój motocykl i w drodze powrotnej dzwoniliśmy do trenera Jankowskiego. Jeśli był zaplanowany trening, zostawaliśmy w Lesznie na kilka dni i trenowałem. Później wracaliśmy do Równego.
W barwach ROW-u Rybnik spędził jedynie sezon, ale nie brakowało zaciętej walki z jego strony. W meczu z Unią Tarnów, Trofimow walczył agresywnie z Nielsem-Kristianem Iversenem. Duńczyk został wycofany ze spotkania i musiał odpocząć od uprawiania sportu, co spotkało się z negatywnym komentarzem rodaka "Puka" – Nicolaia Klindta. Jak do tego odniósł się sam Wiktor Trofimow? – Ten co ocenia, zawsze wie lepiej. Nie jestem jeźdźcem bez głowy, nie atakuję "na pałę". Jeśli zdecydowałem się na coś, pomyślałem o tym wcześniej, już na poprzednim łuku albo okrążenie, dwa, trzy wstecz. To nie jest tak, że zamykam oczy, wjeżdżam, a potem myślę: "uff, dobrze że wyjechałem z tego w jednym kawałku". Sytuacja z Iversenem? Nie uderzyłem go. Gdy wchodziliśmy w łuk, widział że poszerzam tor jazdy i nie zostawię mu miejsca. Każdy zawodnik zdaje sobie sprawę, że tutaj nikt się nie bawi. Na nagraniu widziałem, że Niels zahaczył hakiem o końcówkę dmuchanej bandy i przez to się wywrócił. Czasami nawet w telewizji, zanim nie zobaczymy powtórki na zbliżeniach, wydaje się, że ktoś kogoś uderzył motocyklem czy łokciem, a wcale tak nie było. Miałem wiele przypadków, gdy ktoś wjeżdżał we mnie bez pardonu, a ja doznawałem urazów. Nikt nie podchodził i nie przepraszał. Jeżeli po kontakcie ze mną ktoś się wywróci, podejdę i chociaż zapytam jak się czuje, przeproszę. Jeżeli jednak w nikogo nie wjechałem, nie widzę powodu, aby przepraszać – kończy.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!