Nicki Pedersen obok Fredrika Lindgrena jest jedną z najmocniej świecących gwiazd na żużlowym niebie PGE Ekstraligi. Mówiono, że Tarnów kupuje kota w worku. To jednak nie był ZONK, jak w popularnym kiedyś teleturnieju.
Podobno był odradzany w kilku klubach. Już wydawało się, że lada moment poznamy date pożegnalnego turnieju Nickiego Pedersena. Spadek formy, kontuzja, długa zima. Ku zaskoczeniu powrócił do ligowego ścigania w glorii i od samego początku sezonu udowadnia, że ani pesel ani złe doświadczenia nie są mu straszne.
– Czekałem na powrót do speedwaya zbyt długo. Niecierpliwiłem się, ponieważ chciałem zacząć wreszcie zacząć jeździć. Mój sprzęt spisuje się dobrze, a bywało z nim różnie ostatnimi czasy. Nawet kiedy nie wyjdzie ze startu, możesz powalczyć na trasie. Cieszę się, że wróciłem do dobrego ścigania – powiedział w niedzielę.
Grupa Azoty Unia Tarnów, która wedle ekspertów miała być chłopcem do bicia, sama wymierza razy. Nie jest to zasługa wyłącznie Pedersena, ale stał się niepodważalnie liderem Jaskółek. Duńczyk ma charakter, determinację i zadziorność, której może mu pozazdrościć niejeden zawodnik. Nie bez przyczyny nazywany jest POWER.
Źródło: speedwayekstraliga.pl + informacja własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!